Artykuły

Dramat o klęsce poety

W próbie "tragedii współczes­nej" Seana O'Casey, w "Cieniu bohatera" błąka się jakiś ślad romantycznego pojmowania roli, jaką poeta ma do odegrania w świecie. Ale tej właśnie kon­cepcji "poety-rewolucjonisty", po­ety, którego poezja jest najczul­szą membraną dokonujących się procesów historycznych - prze­ciwstawia się postawa Donala Davoren. Niegdyś Byron zginął pod Missolounghi za wolność Grecji, Mickiewicz umarł w Tur­cji dla sprawy swojej Ojczyzny, ale młody poeta irlandzki w go­rącym roku 1920, gdy sprawa niepodległości nieszczęśliwego kraju zdaje się ważyć ostatecz­nie -- potrafi tylko powtarzać wiersze Shelleya i znaleźć wyj­ście w poetyckiej deklaracji: "Życie jest sprawą tylko naszą własną".

To prawda. Możemy nimi roz­porządzać. Poeta może pisać o gwiazdach i o kwiatach w chwili, gdy wszyscy naokoło niego z lękiem oczekują każdej nocy, gdy każda chwila może przynieść rozstrzygnięcie ich przyszłości. Może rozważać istotę piękna, gdy ludzie poddawani są torturom, gdy muszą doświadczać swej wła­snej słabości, lub gorzkiego smaku osamotnienia wobec przemocy wroga. Stary konflikt racji róż i racji płonących lasów! Poecie wolno oburzać się na świat ota­czający, że przeszkadza mu do­kończyć wiersz o rozszczepianiu się słonecznego promienia w kropli rosy - gdy inni nie są pewni swego życia. Wolno - ale nie bezkarnie. Z luksusu samot­ności nie korzysta się za darmo. Jego ceną dla Donala Davorena będzie właśnie niespodziewana "nominacia" na bohatera.

Sean O'Casey wytacza proces poecie i jego społecznej izolacji. Ale jakże to osobliwy proces! Właściwie kto ma prawo go oskarżać? Czy sąsiedzi z kamieni­cy, w której zamieszkuje, egzal­towana Minnie, poczciwy, ale nie­zbyt rozsądny Tommy Owens i cała galeria ograniczonych, prze­rażonych mieszczan? Czy po ich stronie jest racja? Właśnie z tej konfrontacji poety ze swoim naj­bliższym, bezmyślnym otoczeniem płynie cała gorycz dramatu O'Casey, przenikliwego obserwa­tora słabości swego własnego na­rodu. A ponadto zetknięcie to pozwoliło autorowi odsłonić me­chanizm powstawania i społecz­nej "użyteczności" zjawiska, któ­re można by nazwać "mityzacją" lub "mitologizowaniem" ja­kiegoś człowieka, faktu lub idei.

"Cień bohatera" nasuwa kilka­krotnie wspomnienie naszego znakomitego dramatu o narodzi­nach mitu - "Żeglarza" Jerzego Szaniawskiego. I tam i tutaj, choć w różnych okolicznościach, powstaje mit bohatera, którego nie opłaca się zniweczyć. Nie zamierzam przeprowadzać jakichś dalej idących analogii pomiędzy oboma dramatami pisarza polskie­go i irlandzkiego. W obu opła­calność podtrzymywania mitu jest zupełnie inna. Dla mieszczan z dublińskiej kamienicy przy Hilljory Square (jak sumiennie informuje nas program) polega ona na pewnym zwolnieniu się od obowiązku myślenia czy tzw. przyjmowania odpowiedzialności. Ujmując rzecz wulgarnie stresz­cza się to mniej więcej tak: mamy "naszego" bohatera przez ścianę, on już o wszystkim pomyśli. Mo­żemy tłuc się w kręgu malutkich spraw, jak ćmy wewnątrz klosza od lampy - ale mamy obrońcę, konspiratora, który ratuje nasz honor. To mało ważne, czy jest nim naprawdę - grunt, że w niego wierzymy i jesteśmy spo­kojni. Gdy nadejdzie wolność, bę­dziemy mogli powiedzieć: "my­śmy" na nią zasłużyli. Ale o owej wolności trzeba pomyśleć zawczasu, przygotować się do niej sumiennie. Trzeba już teraz złożyć na ręce naszego bo­hatera petycję dotyczącą spraw nie wykraczających swym zna­czeniem poza granicę klatki schodowej i śmietnika.

Aby zdać sobie sprawę z bar­dzo dyskretnego mistrzostwa pi­sarskiego Seana O'Casey należy przemyśleć proces "dwustronne­go" funkcjonowania "mitu boha­tera". Dla obu stron tj. i dla poety, Donala Davorena i dla mieszczan z kamienicy, jest on miarą poniżenia. Dla Davorena - że nie dorósł do wielkiej idei poety współdziałającego z naro­dem; dla jego sąsiadów - że tę ideę bezmyślnie i ku swojej wy­godzie związali z osobą swego sąsiada. Jedna tylko Minnie wy­myka się z tego schematu. Ona jedna wierzy w Davorena jakoś inaczej, może naiwnie, ale na pewno szlachetnie. I w imię tej wiary uratuje mu życie.

Można by jednak żywić pewną pretensję do Seana O'Casey, że swój pierwszy dramat, jakim jest "Cień bohatera" spłycił ostatnim epizodem owej walizki z grana­tami. Niewątpliwie, walizka ta spełnia swą funkcje, dramatyczną, ale O'Casey jest wystarczająco znakomitym pisarzem, aby bez niej się obyć. Bo przecież dowód czyjegoś bohaterstwa względnie jego zaprzeczenie nie polega chy­ba na tym, że nie zdecydował się w ciągu dziesięciu sekund na swo­ją niezasłużoną śmierć lub że ktoś inny bez zastanowienia przyjął na siebie niebezpieczeń­stwo. Właśnie ostatnie, niedawne dzieje przyniosły dosyć materia­łu eksperymentalnego w tej dzie­dzinie; ludzie, którzy całymi la­tami narażali swe życie, załamy­wali się często w ostatniej chwili wobec luf karabinowych lub w obawie przed torturami, inni na­tomiast świadomie i dosyć lekko ginęli dla spraw zupełnie błahych. Sądzę, że już przed zakończeniem drugiego aktu Donal Davoren poniósł moralną klęskę i to z racji daleko głębszych.

Ujrzenie dramatu O'Casey na scenie Teatru Współczesnego za­wdzięczamy twórcom tego wido­wiska i równocześnie tłumaczom tekstu utworu, Zygmuntowi Hübnerowi i Bronisławowi Pawlikowi. Realizacja tej sztuki, tzw. "warsztat reżyserski", pasowała ich na samodzielnych reżyserów, wprowadziła na "dorosłą" scenę. Ale jeszcze przed uwagami na te­mat ich interesującej pracy chciał­bym podkreślić inny ważny fakt. Oto dwaj młodzi reżyserzy mogli przejść "próbę, dojrzałości" na scenie jednego z najlepszych tea­trów stolicy, mając do dyspo­zycji dojrzałych, zasłużonych ak­torów. Ta możliwość pracy na dobrej scenie, z wyrobionymi aktorami upewnia ich o powadze, z jaką traktuje się ich debiut, i pozwala - skoro odpada ko­nieczność "doszlifowywania" akto­rów - wykazać się w pełni swy­mi uzdolnieniami. Dobrą zasadę "warsztatów reżyserskich" powin­no się wykorzystywać jak naj­częściej.

Ów debiut reżyserski Zygmunta Hübnera i Bronisława Pawlika nosi cechę dużej dojrzałości i sprawności. Przedstawienie posia­da swój wyraz, akcja toczy się wartko, sytuacje są przemyślane. Najogólniej z całością reżyserzy dali sobie radę, co nie znaczy, aby mieli w całości rację. Przed­stawienie posiada całe partie zna­komite - przede wszystkim drugi akt, dynamiczny, mimo pozorów statyczności, w którym doskonale zostało oddane powolne gęstnie­nie nastroju grozy, oczekiwania, przeczucia nieszczęścia. Zachowa­nie się Davorena i Shieldsa, od­głosy z zewnątrz, operowanie światłem - wszystko złożyło się na symfonię lęku i nastroju zbli­żającej się katastrofy. To był do­wód wyczucia i wydobycia na zewnątrz podskórnego "nerwu dramatu".

To bardzo wiele. Ale mimo znacznych zalet, mimo tych i owych, błyskotliwych rozwiązań reżyserskich - główna, naczelna idea dramatu w przedstawieniu "nie wyszła". Racje owej klęski moralnej poety nie były jasne, cała ta sprawa straciła swoją wa­gę i sączyła się ukrytym łoży­skiem, na plan pierwszy wystąpi­ły problemy i sylwetki drugo­rzędne: kłopoty domokrążcy, Seumasa Shieldsa, groteskowe syl­wetki mieszkańców domu. Takie potraktowanie całości uwypukliło jeszcze wspomnianą już słabość tekstu dramatu: na cały dramat zmuszeni jesteśmy patrzeć tylko poprzez ostatni epizod z walizką. Donal Davoren nie jest bohate­rem, bo nie przyznał się do zgro­madzonych w jego pokoju środków wybuchowych, natomiast Minnie jest bohaterką, ponieważ granaty wyniosła i jeszcze przed śmiercią wołała: "Niech żyje Irlandia!'

Istotna sprawa - że Donal Davoren był poetą - prawie nie istnieje. A skoro zajmuje tak nie­wiele miejsca, to charakterystycz­ne sylwetki mieszczan - Pani Henderson (Danuta Wodyńska), Pana Galloghera (Zdzisław Szymański), Adolfa Grigsona (Mie­czysław Pawlikowski), Pani Grigson (Jadwiga Kossocka) - tracą niejako swoją naczelną racją bytu. Jakiej sprawie właściwie służą? Pragną dowieść, że są "strasznymi mieszczanami". W to istotnie wie­rzymy najzupełniej. Zygmunt Kęstowicz był i śmieszny i poczciwy i niezdarny w roli Tommy Owensa, ale jego wysiłki mogłyby mieć większe znaczenie, gdyby problem został przez reżyserów głębiej ujęty. Niestety, nie został.

Na te i owe zarzuty może paść odpowiedź, że jest to wina An­drzeja Łapickiego, który tak właśnie rolę Donala Davorena ujął, że wypowiadane przez nie­go wiersze brzmią fałszywie, a w cały dramat poety, izolujące­go się od historii i społeczeństwa nie bardzo się wierzy. Oczywiś­cie, wiadomo, że są aktorzy ob­darzeni pewnym specyficznym zespołem dyspozycji odtwór­czych, którymi wypowiadają się najpełniej i dlatego dochodzi często do konfliktu pomiędzy ich środkami wyrazu a samą rolą.

Andrzej Łapicki, niezrównany w rolach prowincjonalnych uwo­dzicieli i sympatycznych nicpo­niów - w poetę nie bardzo po­trafił się przedzierzgnąć. (Nie mo­żna mu zresztą odmówić pochwa­ły, że w scenach z Minnie jest naprawdę uroczy. Irena Krasnowiecka. wykonawczyni roli Min­nie Powell, tworzy również w tych scenach postać naturalnej i sym­patycznej dziewczyny). To prawda. Niemniej reżyser jest odpo­wiedzialny za ogólny wyraz spektaklu. Dotyczy to również warsztatu reżyserskiego, tym bar­dziej, jeśli traktujemy go na równi z innymi realizacjami. Re­żyseria nie ustrzegła się i innych niezręczności: na przykład w drugim akcie podczas przepro­wadzania rewizji przez żołnierza okrutnego Korpusu Czarnych i Brunatnych do pokoju wpada pani Grigson i zaczyna opowiadać o tym, jak żołnierze wypili jej mężowi wiskhy - nie okazując żadnego przerażenia ma widok plądrującego w rzeczach żandar­ma.

Bohaterem wieczoru jest na pewno Tadeusz Fijewski w ro­li handlarza domokrążcy, Seumasa Shieldsa. Jego doskonała gra tak dalece eksponuje go na pier­wszy plan, że można by sądzić, że to on jest główną postacią dra­matu Seana O'Casey. Zastana­wiam się nad sekretem komizmu Tadeusza Fijewskiego. Jest to komizm bardzo mocny, a równo­cześnie ogromnie dyskretny, og­romnie stonowany. Komizm wy­nikający niemal z każdego gestu, z intonacji głosu, a jednak nie wpadający ani na chwilę w kon­flikt z naturalnością. Ani jednej sytuacji komicznej dla samej śmieszności, dla wydobycia jakie­goś karykaturalnego rysu.

Sylwetka stworzona przez Fije­wskiego nie jest karykaturą tego czy owego typu ludzkie­go - nie, jest właśnie bardzo realistycznym wizerunkiem tego człowieka i dopiero z niego mo­żna by zrobić karykaturę. Świet­ny typ zdeklasowanego inteli­genta, małego, nieoszczędzanego przez życie człowieczka, któremu nabyte niegdyś rozeznanie w świecie literatury czy kultury po­zostaje jako śmieszny, niepotrzeb­ny relikt, jako ironiczny dowód życiowej nieprzydatności tego ro­dzaju "fantazji". Fijewski w swej grze zdecydowanie rezygnu­je z groteski, pozostawia w kreo­wanej przez siebie postaci jakąś kroplę goryczy czy żalu, która ocala dla nas "człowieczeństwo" Shieldsa. Nawet jego tchórzliwość i małość wydają nam się bliższe. Tym ujęciem Fijewski stworzył jakiś bardzo właściwy klimat dla dramatu O'Casey, klimat subtel­nej ironii i goryczy, jakiej nie skąpił w tym dramacie autor, świadek bolesnych narodzin ir­landzkiej niepodległości.

Wreszcie scenografia. Istnieje niedobry zwyczaj poświęcania jej kilku słów na samym końcu re­cenzji. A jakże wiele od niej za­leży! Jakże często narzuca przed­stawieniu właściwy ton lub go takiego tonu pozbawia. Wnętrze pokoiku handlarza - domokrążcy, zaprojektowane przez Romualda Nowickiego, charakteryzują słowa samego Seana O'Casey (zresztą dotyczące innego przedmiotu) - "...siedzi przed wygasłym ogniem, w nudnym pokoju o zamkniętych oknach i drzwiach, otoczony rze­czami, które przez długie lata, używania stały się wytarte i nędz­ne". Istotnie, na scenie stały rzeczy wytarte i nędzne, dość zresztą po­mysłowo skomponowane. Całość jednak tej graciarni przytłaczała swoją brzydotą i szarością. Sądzę, że ubogi domokrążca w Dublinie takie właśnie wnętrze musiał za­mieszkiwać.

Niemniej zastanawiam się, czy jest to dostateczna racja dla po­woływania do życia takiej rupie­ciarni na scenie, czy nie udałoby się wydobyć idei tego wnętrza poprzez bardziej plastyczne i este­tyczne założenia?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji