Artykuły

Festiwal Teatrów Lalek. Dzień trzeci

"Czerwony Kapturek" w reż. Piotra Tomaszuka z Teatru Lalek Guliwer z Warszawy i "Walizka Pana Houdinisa" Pickled Image Theatre na XV Międzynarodowym Festiwalu Teatrów Lalek "Spotkania" w Toruniu. Pisze Emilia Adamiszyn z Nowej Siły Krytycznej.

Trzeciego dnia festiwalu po raz trzeci pojawił się spektakl Piotra Tomaszuka, tym razem "Czerwony Kapturek" wyreżyserowany w warszawskim Teatrze Lalek Guliwer. Tomaszuk historię Czerwonego Kapturka ujął w ramy konwencji operetkowej - w ariach wybrzmiała wierszowana bajka Jana Brzechwy. W scenografii natomiast pojawiły się żartobliwe nawiązania do sceny pudełkowej doby baroku - ozdobna, pozłacana rama sceny, malowane, papierowe, płaskie dekoracje z krajobrazami ujętymi jasną, prześwietloną paletą. A na tym tle aktorzy pięknie ubrani w błyszczące kostiumy z epoki. "Czerwony kapturek" jest realizacją zrobioną z wyrazistym pomysłem na formę. Pełnym niuansów i ozdóbek. Tomaszuk trzyma się obranej formy konsekwentnie - w scenografii, kostiumach, muzyce, ale pozwala sobie też na wiele żartów. Zwłaszcza w sposobie budowania postaci poprzez przerysowane gesty, sposób chodzenia, miny, także wysokość i barwę głosu, która ma w miarę odpowiadać aparycji postaci. Babcia, Kapturek i Wilk wywodzą się z kultury dworskiej, wypełnionej zabawą, karnawałami, maskami, wdziękiem i frywolnością. Wyszedł taki żartobliwy "Czerwony Kapturek", z mrugnięciem oka do widzów dorosłych, bo lekko wydobywający freudowskie podteksty.

Dla dzieci natomiast powstała opowieść o dziewczynce bardzo ciekawej świata i pragnącej poznawać go do tego stopnia, że zapomniała o ostrzeżeniach dorosłych. Jest to także przestroga przed obdarzaniem naiwnym zaufaniem obcych. Ale cała opowieść, oczywiście, kończy się wspólnie wyśpiewaną piosenką i happy endem (Babcia, Kapturek ocalały, lecz Wilk także - nie zostaje zabity i trafia do prywatnej kolekcji zwierzątek Babci).

W zupełnie inny nastrój, mniej ludyczny a bardziej refleksyjny, wprawił widzów wieczorny spektakl. Bardzo ciekawe przedstawienie w myśleniu o budowaniu przestrzeni reżyserią światła i dźwięku zaproponował angielski Pickled Image Theatre, który na festiwal przyjechał ze spektaklem "Walizka Pana Houdinisa" [na zdjęciu].

Na scenie pojawia się pan Houdinis. Staruszek we fraku i staromodnych spodniach. Zmęczenie na jego twarzy pokazane jest za pomocą zastygłej, pomarszczonej maski starca. Wydaje się zagubiony i niepozornie mały wśród piętrzących się walizek, waliz i walizeczek. Trudno sprecyzować czy to dworzec, czy może strych, na którym składuje się rupiecie. Przestrzeń zorganizowana została metaforycznie. Każda z walizek skrywa tajemnicę - przechowywane są w nich fragmenty biografii pana Houdinisa. Zwrot "bagaż doświadczeń" nabiera tu niezwykłej materialności. Może zatem przestrzeń można traktować jako metaforę pamięci? Otwarcie każdej z walizek przywołuje wiele wspomnień. Tych bardzo śmiesznych, dobrych i traumatycznych. Pan Houdinis spogląda na zegarek i wstrzymuje oddech, jakby chciał zatrzymać czas. Od tego momentu rozpoczyna się jego podróż w głąb czasu i w głąb siebie przez wspomnienia. Te są poupychane i spakowane. Jednych poszukuje się i nie odnajduje, inne, niechciane, pojawiają się natarczywie, dobijają się, unosząc pokrywy walizek. Istnieją jeszcze takie, które są tak szczelnie zamknięte, by ich nigdy nie wydobyć.

Przestrzeń spektaklu budowana jest przede wszystkim za pomocą światła i dźwięku. Te przywołują poszczególne miejsca rozgrywającego się życia pana Houdinisa. Punktowe światło zatrzymuje się na płaszczyznach różnych waliz i skupia na lalkach. W spektaklu pojawia się kilka typów lalek, większość z nich jest prowadzona w technice czarnego teatru. Są to postaci z cyrku - pan Houdinis pracował jako cyrkowiec, nawet, przedstawia się publiczności pokazem kilku magicznych sztuczek, trochę przebrzmiałych, pokazywanych za pomocą rekwizytów zniszczonych przez upływ czasu. Cyrkowe sceny bawią, wykonawcy, pan Houdinis czy akrobatka na trapezie i wbijający sztylety i igły w swoje ciało śmiałek (lalki), są bardziej nieudacznikami niż profesjonalistami w swoim fachu.

Reżyser bardzo pomysłowo wykorzystał montaż dźwięku, łącząc melodie z codziennymi szmerami i hałasami. Łagodna muzyka towarzyszy miłym wspomnieniom, jak obudzona pamięć o ukochanej kobiecie. Staruszek tańczy z sukienką upiętą na wieszaku. Z czasem muzyka zostaje zakłócona świszczącym oddechem i kaszlem. Sukienka powoli marszczy się i osuwa z rąk pana Houdinisa. Subtelnie zarysowanej historii obojga już nie trzeba dopowiadać za pomocą mocniejszych środków. Dźwięki ewokują także złe doświadczenia - budują na przykład przestrzeń piwnicy podczas bombardowania miasta w czasie wojny. Tutaj towarzyszy im nienaturalnie przyspieszony i głośny oddech bohatera, oddający wszystkie emocje, jakie pojawiły się w tamtej chwili.

Nastrój snutej opowieści jest bardzo zróżnicowany. Twórcy spektaklu rozśmieszają widza, by w następnej chwili wprowadzać niezwykle przejmujące i smutne nastroje. Tak jak w życiu, przeplata się wiele niewesołych i radosnych chwil. Twórcy spektaklu obdarowali widzów piękną metaforą przemijania i godnego, pełnego życia. Przede wszystkim obrazem życia ujętym jako podróż, podczas której gromadzi się ludzi, miejsca, doświadczenia.

Powstało szczere, mądre i wzruszające przedstawienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji