Artykuły

Wrocław. Marszałek znów chce odwołać Mieszkowskiego

10 miesięcy po nieudanej próbie odwołania szefa wrocławskiego Teatru Polskiego marszałek województwa ponownie chce wysadzić Krzysztofa Mieszkowskiego [na zdjęciu] z dyrektorskiego fotela. Jeśli chce wygrać to starcie, powinien się do niego porządnie uzbroić.

W najbliższym czasie rada kultury przy marszałku Dolnego Śląska będzie dyskutować na temat odwołania Krzysztofa Mieszkowskiego z funkcji dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu. Marszałek chce, by zmiana w teatrze przy Zapolskiej dokonała się w ciągu miesiąca i ma już nawet kandydata na dyrektorskie stanowisko. Czy poza tym ma jednak wystarczająco dużo asów w rękawie albo - jeśli pozostać przy militarnej terminologii - kul armatnich, żeby wygrać drugą potyczkę z Mieszkowskim?

Pierwsza wojna o Teatr Polski rozegrała się w grudniu ubiegłego roku i zakończyła się porażką marszałka. Jako amunicji użył on wyników kontroli finansowej, wykazując, że budżet został przekroczony o ponad 1,5 mln zł. Jednak poległ w starciu z ostrą artylerią, jaką dysponował szef sceny.

Mieszkowski zwerbował liczne grono zwolenników: od studentów Akademii Ekonomicznej, przez dyrektorów scen polskich, po artystów, wśród których znaleźli się zarówno pisarz Michał Witkowski, jak i malarz Wilhelm Sasnal - wszyscy bronili go jednym donośnym głosem. Tej wojence, która szybko wykroczyła poza wrocławskie podwórko, przyglądał się ze stołecznej perspektywy minister kultury Bogdan Zdrojewski. Wymiana ognia musiała mu zamącić w głowie, bo najpierw pomysł odwołania dyrektora oprotestował, a po dwóch miesiącach się do niego przychylił, choć poza wzmianką o dwóch osobach, z którymi Zdrojewski negocjował podobno warunki objęcia sceny, nie było wymiernych efektów tej wolty. Nazwisko kandydata mieliśmy poznać na początku marca, a gdyby tak się nie stało - miał zostać ogłoszony konkurs. Zamiast tego zapadła cisza.

Nagle przerwała ją wiadomość, która w ciągu kilku dni obiegła miasto: marszałek znów chce odwołać Mieszkowskiego. Tyle że teraz ma zamiar zrobić to szybko i skutecznie.

Śmiem wątpić, że mu się to uda. Akcja, która miała być tajna/poufna, w ekspresowym tempie stała się tematem kuluarowych rozmów w Teatrze Polskim i nie tylko. Poza tym przez 10 miesięcy, jakie minęły od ostatniej potyczki, Mieszkowski zdołał przygotować trzy spektakle, z których dwa - "Sprawa Dantona" Jana Klaty i "Cząstki elementarne" Wiktora Rubina - zebrały świetne recenzje. Co więcej, jeszcze nie ucichły brawa dla Klaty, który w poniedziałek odbierał - po raz trzeci w swojej karierze - Wrocławską Nagrodę Teatralną. Ten laur to kolejny pocisk w składzie amunicji obecnego dyrektora Teatru Polskiego.

Urzędnicy będą zatem potrzebować prawdziwej kuli armatniej, żeby wysadzić niechcianego dyrektora z fotela. Doniesienia o kolejnym przekroczeniu budżetu tym razem nie wystarczą. Jedyny mądry manewr, jaki może przeprowadzić marszałek, to przedstawić kandydata, który swoim autorytetem i siłą nazwiska sprawi, że wszystkim we Wrocławiu z wrażenia pospadają kapcie z nóg.

Dobry artystyczny duch opuścił Teatr Polski po pożarze w 1994 roku. Winę za to ponoszą nadzorujący scenę urzędnicy, których opcja polityczna - i pomysł na Teatr Polski - zmienia się wraz z kolejnymi wyborami samorządowymi. Pierwszy marszałek pozwolił odejść z Wrocławia Pawłowi Miśkiewiczowi, którego wizja teatru - na miarę największej sceny Dolnego Śląska - nie mogła się w pełni zrealizować z powodu dziur w budżecie i nieustających bojów o pieniądze. Po Miśkiewiczu był Bogdan Tosza, który poziom artystyczny Teatru Polskiego sprowadził do okolic dna i zmotywował gwiazdy sceny do emigracji do stolicy. Kiedy Tosza szykował się już do odejścia, została puszczona w ruch karuzela z nazwiskami: Piotr Cieplak, Wojciech Pszoniak, Andrzej Seweryn... Kiedy wszyscy po kolei odmówili, na końcu kolejki kandydatów stał Krzysztof Mieszkowski. Propozycję przyjął, ale że stało się to krótko przed kolejnymi wyborami, do drzwi teatru znowu zaczęli pukać troskliwi urzędnicy reformatorzy.

Ręczne sterowanie sceną przez jej mecenasów to mechanizm tak stary jak sam teatr. Dziś większość polskich scen finansują podatnicy za pośrednictwem urzędników i trudno się dziwić, że to właśnie oni chcą decydować, kto ma tam rządzić. Tyle że Teatr Polski jest już zmęczony eksperymentami. Największa scena w regionie zasłużyła na stabilizację i sukces na miarę swojej legendy. Zapewniłby jej to duet: sprawny menedżer, który ogarnie finanse i biurokrację tego molocha, oraz artysta, który porwie krytyków i widownię.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji