Po I Festiwalu Teatrów Polski Północnej
Z innej zupełnie strony atakuje współczesność przedstawienie "Kapelusza pełnego deszczu Gazzo", będące teatralnym debiutem reżyserskim niezwykle utalentowanego reżysera filmowego Andrzeja Wajdy. Spektakl ten cieszy się wielką sławą, którą w dużej mierze zawdzięcza "filmowym" nazwiskom Wajdy i Cybulskiego (popularnego Maćka, w filmowej wersji "Popiołu i diamentu" Andrzejewskiego). Ta popularność i rozgłos odtwórcy jednej z głównych ról utworu, jak mi się jednak wydaje, zaszkodziły bardzo wyraźnie przedstawieniu, przesuwając punkt ciężkości i wymowę sztuki w kierunku niezupełnie właściwym. Narkoman Johnny Pope, którego gra Cybulski, stał się centralną postacią widowiska, podczas gdy - co wynika zarówno z tekstu sztuki jak i wersji filmowej "Kapelusza" - bohaterem utworu Gazzo jest młodszy brat Johnny'ego - Polo.
Sprawa wygląda następująco: ojciec Pope ma dwóch synów. Po wczesnej stracie żony nie umie zorganizować domu, więc synów podrzuca na wychowanie różnym ciotkom i wujom, a nawet oddaje ich do sierocińca. Pozbawieni rodzicielskiej tkliwości i własnego domu chłopcy dorastają. Ojciec jest z nich dumny, choć ich sam nie wychował. Wierzy jednak, że są oni "prawdziwymi mężczyznami". "Prawdziwy mężczyzna" w pojęciu ojca Pope to osobnik nader nieskomplikowany: odważny, silny, godny zaufania, pracujący uczciwie na chleb, dobry i wesoły kompan, człowiek bez urazów i kompleksów. Ojciec Pope nie jest człowiekiem wrażliwym i nie domyśla się nawet, że mogą istnieć ludzie wrażliwi. Jego świat jest złożony z dwóch kolorów - białego i czarnego. I może nawet ojciec Pope zdołałby ocalić ten swój biało-czarny świat, gdyby nie wojna. Johnny został żołnierzem i ranny przeleżał kilkanaście dni w leju po pocisku zanim go znaleziono i przewieziono do szpitala. W szpitalu tym wyleczono go; niestety w czasie kuracji przyzwyczaił się do narkotyku, który otrzymywał dla uśmierzenia nękających go straszliwych bólów. Johnny wraca do normalnego życia narkomanem. Mimo tego zakłada rodzinę. Ukrywa przed żoną swój nieszczęsny nałóg, co staje się jednak coraz trudniejsze. Sprowadza więc do siebie młodszego brata - jedynego wtajemniczonego, od którego spodziewa się pomocy. Ale konflikt nieubłaganie narasta. Narkoman nie jest dobrym pracownikiem, toteż Johnny często musi zmieniać pracę, przerwał też studia. A jego nałóg jest kosztowny i w dodatku Johnny wpada w ręce szajki handlarzy narkotykami.
Polo, który mieszka z bratem i bratową, stara się ratować Johnny'ego. Ten wychowany w sierocińcu chłopak jest prawdziwym mężczyzną, lecz jakże różnym od tego, jakim go sobie wyobraża ojciec. Ojciec Pope zresztą czuje niechęć do młodszego syna. Jego pupilem jest starszy - bohater i obrońca ojczyzny, ojciec dziecka, które się wkrótce narodzi. Polo zawiódł jego zaufanie: obiecał pożyczyć zaoszczędzoną kwotę pieniędzy na budowę domku, który sobie ojciec Pope buduje i nie pożyczył, narażając go na niewypłacalność, a więc podważając szacunek u otoczenia, wystawiając na pośmiewisko. Pan Pope nie wie, że wszystkie pieniądze poszły na morfinę dla Johnny'ego, że Polo aby wyzwolić brata od ścigającej go szajki handlarzy narkotyków musiał sprzedać swą ostatnią własność - samochód. Nie wie także o tym, że Polo kocha swoją bratową Celię, z którą mieszka pod jednym dachem, lecz stara się być lojalny wobec brata. Nie wie, że Polo jest jedynym człowiekiem traktującym nałóg Johnny'ego tak jak na to zasługuje: jak nieszczęście, z którego trzeba go za wszelką cenę wyratować.
Polo walczy w zupełnym osamotnieniu, a słaby charakter brata bynajmniej nie ułatwia mu sytuacji. Staje się ona coraz bardziej rozpaczliwa. Wreszcie kiedy Johnny stracił pracę i nie ma odwagi starać się o nową, a Polo nie ma już więcej pieniędzy, nadchodzi moment, w którym trzeba otworzyć oczy rodzinie. Celia, która dziwne zachowanie się męża umiała sobie tylko tłumaczyć zdradą małżeńską i - pełna niewyżytych pragnień - gotowa była oddać się nie umiejącemu ukryć swej miłości do niej szwagrowi, początkowo oddycha z ulgą: więc nie jest zdradzaną żoną. Johnny kocha tylko ją i to tylko jest ważne. Ojciec reaguje inaczej. Szuka winnego i znajduje go: jest nim Polo. On finansował nałóg brata pieniędzmi, które miał pożyczyć ojcu. Jest zbrodniarzem, który z jego ukochanego syna, wspaniałego chłopaka, "prawdziwego mężczyzny" zrobił "szprycera". Na widok syna wijącego się w konwulsjach odrażającego ataku pozbawionego niezbędnej dawki morfiny narkomana potrafi tylko uciec. Polo wyprowadza ojca, a Celia przerażona wzywa policję: jej mąż jest przecież przestępcą.
Wajda wyeksponował sprawę narkomanii Johnmy'ego w sposób niesłychanie jaskrawy. Od pierwszej sceny aż do ostatniej Cybulski demonstruje wręcz sadystycznie (w stosunku do widzów i samego siebie) kliniczne studium narkomanii. Jest to sugestywne i przerażające. Ale skądś znajome: tak, to przecież amerykańskie wydanie Maćka. Oczywiście pomiędzy bohaterami Andrzejewskiego i Gazzo można się dopatrzeć pewnych podobieństw indywidualnych i społecznych. Obydwaj są ludźmi wykolejonymi przez wojnę, obydwaj stają się przestępcami (w USA narkomania, jest przestępstwem) - wyrzutkami społeczeństwa. Narkotykiem, który upaja Maćka - jak morfina Johnny'ego - jest zabijanie. Obydwaj nie wyzwolą się spod władzy tych namiętności bez współczującej i braterskiej pomocy społeczeństwa. Ale tu analogie się kończą, choć - przyznać trzeba - są dość duże i ponętne, aby dać im się zasugerować. Tymczasem gdy w "Popiele i diamencie" - i to zarówno w powieści jak i w filmie - Maciek jest postacią centralną, bohaterem "Kapelusza" jest Polo.
Sprawa Johnny'ego jest oczywiście ważna i istotna, ale traktowanie utworu Gazzo tylko jako oskarżenia przeciwko wojnie, która niszczy ludzi fizycznie i moralnie, wydaje się uproszczeniem. Amerykańskiemu pisarzowi chodzi o coś więcej: o kompromitację pewnych mitów, które nie pozwalają społeczeństwu dostrzegać prawdy, nawet wtedy gdy staje wobec niej twarz w twarz. I o coś jaszcze: o obudzenie poczucia odpowiedzialności za los człowieka. Ojciec Pope wierzy, że jego synowie to "prawdziwi mężczyźni", choć palcem nie kiwnął by ich wychować. Wierzy we wszystkie slogany z reklamowych ogłoszeń, niezależnie od tego co jest przedmiotem reklamy. Takie życie jest łatwe, przyjemne, nieskomplikowane. Ludzie, którzy wyłamują się z tego ogólnego stylu życia są - w oczach ojca Pope - wyrzutkami rodziny, społeczeństwa. Takim wyrzutkiem - będzie w jego oczach nie tylko Johnny, lecz przede wszystkim Polo.
Polo gra Edmund Fetting. Ten niezwykle inteligentny i utalentowany młody aktor stworzył postać pełną chłopięcego wdzięku. Polo Fettinga jest wrażliwy i skryty; jest to postać, o której początkowo wiemy niewiele, a to co wiemy nie zachęca nas do zainteresowania się nią. Ale to tylko pozory: każde słowo tekstu, każdy gest aktora pogłębia postać; Polo dorasta i mężnieje w naszych oczach. Okazuje się, że to on i tylko on nie tylko pojmuje całą grozę sytuacji, lecz także nie obawia się przyjąć na siebie całkowitą za nią odpowiedzialność. Ten wyhodowany w sierocińcu i przez mikogo nie kochany chłopiec jest wrażliwy i szlachetny, czujący i współczujący, umie milczeniem pokryć swoje poświęcenie, ból i tęsknotę. A przy tym jest bardzo ludzki w chwilach słabości i załamania - kiedy wyznaje swą miłość Celii, gdy otwarcie mówi Johnny'emu, że nie ma sił na dalszą walkę z jego nałogiem, gdy tak bardzo żal mu rozstać się z samochodem.
Od początku, gdy piszę o Polo, pod pióro ciśnie mi się określenie, którego chciałam uniknąć, tak bardzo zostało u nas skompromitowane: pozytywny bohater. Ale co tu zrobić, kiedy Polo jest rzeczywiście pozytywnym bohaterem sztuki. Zrobilibyśmy mu jednak wielką krzywdę traktując go tak jak tych reprezentantów "gatunku", za których przyczyną słowa te stały się dla nas synonimem szeleszczącej papierem nudy i patosu, bądź nieudolnie przyobleczoną w ludzką skórę nieznośną konstelację sloganowych cnót. Polo różni się od nich zasadniczo. Tamci najczęściej składali się z idei, stanowiącej "fasadę" bohatera, funkcji wykonywanych w imię tej ideii oraz tzw. "bytowych" szczegółów, których zadaniem było uczłowieczenie tej wymyślonej konstrukcji literackiej. Polo nie walczy w imię jakiejś specyzowanej idei: jest po prostu tylko człowiekiem, który nie umie być obojętnym wobec ludzkiego cierpienia, ani biernym w obliczu dziejącej się krzywdy. Nie jest to postać odosobniona we współczesnej literaturze amerykańskiej, że przypomnę tylko bezimiennego więźnia - bohatera noweli Faulknera "Stary".
Celię gra Mirosława Dubrawska. Ta niedoceniona w Warszawie młoda artystka zaprezentowała aktorstwo dojrzałe i inteligentne. Jej Celia była przede wszystkim dobrą żoną - pracowitą, gospodarną, taktowną, opanowaną. Może trochę nazbyt opanowaną; za mało wierzyło się w jej erotyczne tęsknoty. Ale postać zarysowana została konsekwentnie: Celia jest kobietą ograniczoną i równie niewrażliwą jak jej teść, choć oczywiście inaczej reaguje. Ale jej serduszko jest małe i chłodne; możemy sobie z łatwością wyobrazić, że prędko postara się o rozwód z Johnnym i wkrótce znajdzie sobie drugiego męża. Nie będzie nim, jednak Polo.
Niezależnie od stawianych zarzutów trzeba gdańskiemu przedstawieniu "Kapelusza" oddać sprawiedliwość. Spektakl jest bardzo sprawmy, trzyma cały czas widza w napięciu, koncepcja reżyserska "amerykańskiego Maćka" - z którą tutaj próbowałam dyskutować - przeprowadzona konsekwentnie aż do końca..