Artykuły

Ukryta przestrzeń

Wchodzimy do znajomego teatru, ale w nieznaną prze­strzeń. Jest nią pusta scena, okotarowana czernią. Po dwu stronach znajdują się amfitea­tralne miejsca dla publicznoś­ci. Pomiądzy nimi - pole dzia­łań aktorskich, w którym po­jawiają się i znikają postaci i przedmioty, trochę jak wid­ma ze snu. Z czyjego snu? Na­szego? Bohatera? Dramaturga? A może jesteśmy świadkami - szczególnego rodzaju - seansu psychoanalitycznego, w którym materializują się cudze obse­sje, niepokoje, przeczucia i przeplatają z naszymi?

Nie wiem. Jesteśmy w tea­trze, który wylania się i roz­mywa w ciemnościach. Jesteś­my w teatrze, w którym dzia­ła magia. Jesteśmy w teatrze wielopłaszczyznowym, mieszają się w nim plany, realne na­kłada się na to, co może wy­śnione, czas przeszły dokonany przeplata z czasem przyszłym przeczutym. Groteskowo i tra­gicznie, patetycznie i nieomal sentymentalnie (jak w rodza­jowym obrazku z wzruszający­mi dziećmi na głównym pla­nie). Jak w życiu. Lub jak w zmyśleniu. Jak w baśni, która pazurami wczepiła się w real­ną rzeczywistość?

"Pułapka" Różewicza była na ogół dotąd realizowana w sposób - jeśli tak rzec moż­na - epicki, linearny, obraz po obrazie, scena po scenie. Jarocki wprowadza widza jak­by w ukrytą przestrzeń drama­tu, w samo jego mroczne wnę­trze. Odruchowo się bronimy, czegoś brakuje, coś nie po ko­lei. Zarażeni jednak dotykamy subtelniej czegoś, co umyka w bardziej tradycyjnej insceniza­cji. Reżyser dokonał kilku istotnych skreśleń. Nie padają słowa, na które się czeka, na­wet te, które tłumaczą tytuł sztuki. Ale są one obecne. Inaczej. Mają niejako przenikać przez skórę. Czy to się doko­nuje? I tak, i nie. Wiele tu rzeczy jest zawieszonych na niuansowych zawiasach, wiele za każdym razem zależy za-pewne i od aktora i od widza, w tym od ich wzajemnej re­lacji psychicznej, także prze­strzennej.

Wydaje mi się, że Jarocki przetworzył sztukę Różewicza na szczególny rodzaj psychodramy, otwartej i pojemnej. Różewicz - zda się - odpo­wiedział na wyzwanie, jakim była dla niego osoba Kafki, jego egzystencjalne uwikłania i profetyczna, zdumiewająca twórczość; chciał jakby do­tknąć jej korzeni. Jarocki - zda się - podjął wyzwanie wrocławskiego poety, próbując otworzyć wrota dla innych, którzy by chcieli wejść w ten mroczny labirynt. Widz może podjąć wyzwanie, jakim jest to przedstawienie i sam zmie­rzyć się z tajemnicą, która wcale nie musi mieć na imię Franz; może mieć wiele imion. Może, może, może... Po jed­nokrotnym obejrzeniu przed­stawienia, trudno - przynaj­mniej mnie - o jednoznaczne sądy. Rzecz daleko odbiega od tego, co zazwyczaj oglądamy na scenach. Fascynuje, niepo­koi, drąży. Niewiele powiem, gdy wyznam, że jest tu mnó­stwo niespodzianek, wysmakowanych scen, nieoczekiwanych puent. Niewiele powiem, gdy wyznam, że zaskoczyła mnie interpretacja postaci Franza zaproponowana przez Włodzi­mierza Pressa, bo sam do koń­ca nie wiem czy było to za­skoczenie pozytywne, czy ne­gatywne, mam bowiem świadomość, iż na mojej wizji cią­ży już jakiś stereotyp.

Otóż "Pułapka'' - jako zna­czące i po kilku ważnych rea­lizacjach "rozpoznane" dzieło - obrosła już pewnymi stereo­typami, które Jarocki jakby unieważnia, otwiera nowe możliwości. Dla mnie są one wa­żne. Zawsze z radością ucze­stniczą w teatrze, który jest żywym teatrem, zjawiskowym zdarzeniem, jakiego w gruncie rzeczy nie da się sfotografo­wać, utrwalić na taśmie, prze­nieść do telewizji. Przedsta­wienie Jarockiego dowodzi, że prawdziwy teatr jest wciąż możliwy.

Reszta wydaje mi się drugo­rzędna. Cokolwiek powiem o aktorach - a mogę sporo do­brego - będzie zdawkowe. Odnotuję dla historii, że rolę Ojca - ucieleśniony kompleks, fascynację i miłość Franza - sugestywnie gra Edwin Petrykat. Milczącą acz wyrazistą Matką jest Krzesisława Dubielówna. "Krowim", a jakże lu­dzkim ciepłem emanuje Halina Śmiela w roli służącej. Cieka­wą postać zniewolonego przy­jaciela zaproponował Henryk Niebudek. Narzeczoną Felice bohatersko, mimo choroby, za­grała Jolanta Zalewska, a Gre­tę - Halina Rasiakówna. Za­pada w pamięć główny boha­ter "szewskiego intermedium" Zygmunt Bielawski. Pyszne są dzieci, statystujące w kilku scenach. Świetnie funkcjonują postacie drugoplanowe, wśród których z przyjemnością zoba­czyłem swoją siostrę - nieste­ty przyszywaną - Łucję.

Publiczność przyjęła premie­rę owacjami na stojąco. Cóż innego mogło się zdarzyć, kie­dy sztukę prawdziwego drama­turga zrealizował prawdziwy re­żyser i pozostał z tego prawdziwy teatr? Można sobie wy­obrazić szczegółowsze dysku­sje, może nawet spory z ta­kim teatrem, ale tej jego prawdziwości zaprzeczyć nie spo­sób.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji