Artykuły

Mundur to płaszcz przeciwdeszczowy

"Witaj/Żegnaj" w reż. Jana Klaty w Teatrze Polskim w Bydgoszczy na Festiwalu Prapremier. Pisze Katarzyna Oleksy w Nowościach.

Spektakl Jana Klaty dosłownie wbija w fotel. Mimo że trwa trzy godziny. Jest prawdziwym scenicznym majstersztykiem.

"Słodkie sny są zrobione z tego,/ Kim jestem, by się nie zgodzić?/ Podróżuję przez świat i oceany/ Każdy czegoś szuka./ Niektórzy chcą cię wykorzystać, niektórzy chcą być wykorzystani..."

Początek, środek, koniec

Przez świat i oceany wędrujemy również w spektaklu "Witaj/Żegnaj" w reżyserii Jana Klaty, który otworzył tegoroczny Festiwal Prapremier. W jednej z pierwszych scen słyszymy właśnie utwór "Sweet Dreams". I już wiadomo, że nie będzie to zwykły spektakl. Energetyzująca muzyka, przy której aktorzy świetnie się bawią. Jak się okazuje, widz będzie bawił się równie wybornie.

- Początek, środek, koniec - zaczyna przedstawienie pierwsza z postaci. Bo tak można zacząć. Jej rytm burzy postać druga. - Środek, początek, koniec! Koniec, początek, środek! Bo tak też można zacząć. Niekonwencjonalnie, niebanalnie. I nikt nie ma wątpliwości, że właśnie tę drogę wybrał reżyser. Takim bowiem ruchem było już wzięcie na warsztat "365 dni/365 sztuk" Suzan-Lori Parks, która pisała je przez rok, dzień po dniu...

Scena jest kulą ziemską. Bez przerwy w ruchu. Obrazy wirują jak w kalejdoskopie! Stop. Widzimy wracającego z wojny męża. Dalej! Scana w ruch. Stop. Młodzi goście i ich "fura". Chwila rozmowy. Dalej! Podpalacz stodół. Dalej! Widzimy Wiarę, Nadzieję i Miłość. Dalej! Żebrak zbierający "piątaka" na benzynę. Dalej! Ciężarna w parku. Dalej! Dalej! Jakbyśmy za pomocą pilota skakali po programach. Coś nas zaciekawi, oglądamy. Raz wojenny dramat, innym razem antyczna tragedia. Wszystko jakby na półserio - mundur wracającego z wojny męża i ojca to płaszcz przeciwdeszczowy, Edyp występuje w telewizyjnym show, a królów można kupić sobie w sklepie.

Woreczki na głowie

Jan Klata starał się stworzyć, jak sam twierdzi, "zdjęcie rodzinne świata". Na pierwszym jego planie znalazł się zespół bydgoskiego Teatru Polskiego. I mimo że na każdego spadło nawet po kilkadziesiąt postaci, nikt nie grał na pół gwizdka. Wchodząc drzwiami do poszczególnych scen, wchodzili z jednego świata do drugiego, z jednej roli w kolejną. Reżyser pokazał rzeczywistość w kawałkach, poćwiartowaną, niepoukładaną. By jeszcze lepiej ukazać nieład świata, żongluje stylami, motywami, nawiązaniami. I... zrzuca na głowy aktorów foliowe woreczki. Jeden, drugi, setny. Pojedynczo się ich nie zauważa. Ale gdy jest ich kilkaset, tworzą bałagan. Oni nawet nie próbują go poukładać. Ty też tego nie rób, i tak spadną nowe. Nie myśl też, że ten przedstawiony przez reżysera świat - ten, w którym po uszy tkwimy - zniknie, gdy wyjdziesz i trzaśniesz drzwiami. Zmieni tylko swoją formą. I być może wpadniesz z deszczu pod rynnę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji