Artykuły

Warto pomarzyć o sławie

"Fame" w reż. Jana Tomaszewicza w Teatrze im. Szaniawskiego w Teatrze im. Osterwy w Gorzowie Wlkp. Pisze Dariusz Barański w Gazecie Wyborczej Wlkp.

Zagrajmy scenę, bez widowni i bez braw - śpiewała Serena (Adrianna Góralska), prosząc Nicka Piazzę, aby na chwilę, zapomniał o swym biegu do sławy i chwilę poświęcił tylko jej. Nic z tego pani Adrianno. Będzie i widownia, i brawa.

Sobotnia premiera musicalu Fame zapowiada, że publiczność polubi ten żywy spektakl, w którym każdy znajdzie coś dla siebie: dużo dobrej muzyki na żywo, znane piosenki ze słynnego musicalu, trochę refleksji i radującą oczy żywiołowość tańca. Jak mówi Jan Tomaszewicz, reżyser i dyrektor teatru: - Musical pokazuje, że warto mieć marzenia, warto mieć cel, do którego się dąży.

"Fame" na deskach Osterwy, to jego marzenie. Spełnione.

Temat musicalu, trzeba przyznać jest dość banalny. Oto w słynnej "szkole gwiazd" High School of Performance Arts w Nowym Jorku rozpoczyna naukę grupa młodych ludzi. Przez kolejne lata, a może lepiej: przez kolejne epizody i piosenki obserwujemy ich drogę do wymarzonej sławy. Bohaterowie musicalu to jakby przekrój amerykańskiego społeczeństwa: Carmen i Joe to Latynosi, Nick jest Włochem, Szlomo pochodzi z żydowskiej rodziny muzyków, a Tyron w oryginale powinien być czarnoskórym tancerzem z Bronksu. W gorzowskim spektaklu chodzi jednak bardziej o pokazanie, jak ukształtowały ich różne środowiska społeczne, pokazanie różnych charakterów, wrażliwości, podejścia do życia, sztuki, uczuć. Tak wiec różni ich właściwie wszystko, a łączy dążenie do sławy i oczywiście talent.

Ale czy talent wystarczy? No i tu wchodzimy w przesłanie wychowawcze musicalu. Bo chodzi o to, że sam talent to nie wszystko, a droga do sławy musi być okupiona ciężką i wytrwałą pracą, również w dziedzinach, które niekoniecznie muszą artystów interesować. Ten, jak to określał Wańkowicz, "dydaktyczny smrodek" jest bardzo wyraźny, mógłby być nawet nachalny, ale na szczęście nie jest. Dlaczego? Jak się głębiej zastanowić, to chyba dlatego, że o "słuszności" tego morału, na scenie świadczą prawdziwi, utalentowani, młodzi artyści. Patrząc jak tańczą, jak śpiewają, jesteśmy pewni, że ich obecność na scenie to nie efekt głosowania w jakimś marnym telewizyjnym show, ale autentyczne umiejętności i pasja, poparte pracą nad sobą i swoim talentem.

Reżyser - Jan Tomaszewicz - do musicalu zaprosił bowiem młodych tancerzy m.in. z gorzowskich grup breakdance'owych, czy Buziaków. Wiedział, co robi - musical będzie pokazywany również w ramach miejskiej kampanii "Obudź się", a do młodzieży tym bardziej trafi przykład ich prawie rówieśników, dla których praca nad musicalem była poniekąd również częścią ich własnej drogi do tytułowej "Sławy". Roztańczona młodzież nie przesłania przecież wokalnej i muzycznej strony spektaklu, a także aktorskiej.

Gorzowski teatr jest sceną dramatyczną i wystawienie musicalu mogło budzić niepokój, czy aby zespół sprosta wymaganiom gatunku. Trzeba bowiem wykazać się, oprócz gry aktorskiej, również niezłą sprawnością fizyczną, zdolnościami tanecznymi i przede wszystkim wokalnymi.

Śpiew na scenie to jednak nie pierwszyzna dla gorzowskich aktorów. Swoimi umiejętnościami wokalnymi zwracała uwagę zwłaszcza Adrianna Góralska, nowy "nabytek" u Osterwy, dla której "Fame" jest pierwszym spektaklem w Gorzowie. Jak zwykle poruszająca jest Marzena Wieczorek, choć śpiewa w musicalu bodaj tylko jedną piosenkę. To w tej piosence Miss Sherman (nota bene nie bez kozery "sherman" to również nazwa amerykańskiego czołgu), surowa i zasadnicza dyrektorka szkoły, na moment pozbywa się profesorskiego pancerza, i odsłania swoją prawdziwą wrażliwość. W rolę równie niecierpliwej sukcesu i sławy jak zagubionej, namiętnej latynoski Carmen wcieliła się z powodzeniem Joanna Rossa. Ale na scenie jest przecież także pełna dystansu do samej siebie Anna Łaniewska (Mabel Washington), rozedrgany Jan Mierzyński jako raper Tyron, narcystyczny, wiedzący czego chce Artur Nełkowski (Nick Piazza), sugestywnie grający latynoskiego macho Włodzimierz Chomiak (Joe-Jose Vegas).

Last but not least: orkiestra. Nie po raz pierwszy okazuje się, że nie ma to jak muzyka na żywo. A w orchestronie pod wodzą Marka Zalewskiego grali Paweł Czyrka, Artur Gerlach, Daniel Maternik, Marcin Stachowiak, Roman Stefaniak i Tadeusz Sinkowski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji