Artykuły

Kit

"Noc. Słowiańsko-germańska tragifarsa medyczna" w reż. Andrzeja Bartnikowskiego w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej - Wysokich Obcasach.

Straszny mieszczanin umiera na miażdżycę czy inną chorobę tych, co się przejadają. Potrzebuje serca. I dostaje serce - chłopaka, którego sam zastrzelił, broniąc dobytku przed kradzieżą. Żeby było bardziej perwersyjnie - mieszczanin to Niemiec nacjonalista, chłopak to złodziejaszek, jeden z tych, którym zawdzięczamy dowcipy: 'Przyjeżdżajcie do Polski - wasze samochody już tu są!'. Gdy poznajemy bohaterów, obaj nie żyją. Nie przeszkadza im to oczywiście toczyć płomiennych konwersacji; Polak - Niemiec, Niemiec - lekarze, Polak - dusza Polaka. Andrzej Stasiuk napisał tę sztukę na zamówienie teatru w Düsseldorfie - mieście, gdzie plaga polskiej młodzieży o szczególnym upodobaniu do poniemieckiej własności nie była wcale wydumana. Powstała zabawna, okraszona czarnym humorem, lekko sentymentalna opowieść o polsko-niemieckich stereotypach i uprzedzeniach. Bartnikowski nie mógł się jednak zdecydować, czy zrobić z niej komedię obyczajową, czy misterium. Posadził na scenie chór śpiewający rytualne pieśni żałobne, ustawił aktorów w orszaki, stworzył ciekawą, nierealna przestrzeń, zdominowaną przez ogromny stół. Otworzył też spektakl efektownym obrazem 'dusza opuszcza ciało'. Nie zdołał jednak zachować ironii i czerni humoru Stasiuka. Rozmowy duszy z chłopakiem przypominają epizody z farsy małżeńskiej, a sceny w szpitalu - seriale o lekarzach. Kolejna zmarnowana szansa na linii Polska - Niemcy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji