Artykuły

Opowieści z Broadwayu

"A Chorus Line" w reż. Mitzi Hamilton w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu. Pisze Katarzyna Kamińska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

"A Chorus Line", pierwsza w tym sezonie produkcja Teatru Muzycznego "Capitol", nie zachwyca. W musicalu szwankuje to, co powinno być jego siłą - umiejętności wykonawców

W połowie lat 70. znany choreograf i reżyser Michael Bennett stworzył sceniczną opowieść o broadwayowskich tancerzach. Oparł ją na autentycznych historiach szukających pracy artystów. Interesowali go anonimowi tancerze, którzy są tłem gwiazd.

To oni opowiadają swoje historie w czasie castingu prowadzonego przez reżysera Zacha. Twórcę show interesują nie tylko ich umiejętności, ale przede wszystkim ich przeszłość, marzenia, lęki i plany na przyszłość. Connie ma problem ze swoim niskim wzrostem, bo choć nieźle tańczy, nie dostaje wymarzonych ról. Val też nie akceptowała swojego ciała, jednak po przejściu operacji plastycznych odzyskała pewność siebie. Paul nie radzi sobie z trudną przeszłością, Sheila pod maską twardej laski skrywa niską samoocenę i niespełnienie, a wiecznie spięta Kristine nie może być gwiazdą Broadwayu, bo zupełnie nie potrafi śpiewać. Ważną postacią "A Chorus Line" jest też Cassie - była dziewczyna Zacha, która wraca po latach na Broadway. Jej kariera solowa zakończyła się fiaskiem i chce ponownie zostać szeregową tancerką. Te i podobne historie aktorzy opowiadają w formie monologów i piosenek, które najczęściej przechodzą w sceny zbiorowe.

Światowy sukces "A Chorus Line" przypisywany był niesztampowej formie musicalu: nie ma tu klasycznej fabuły, wyszukanej scenografii (wydarzenia rozgrywają się na gołej scenie) ani budującej napięcie muzyki. Sukcesem były świetnie zagrane, zaśpiewane i zatańczone ludzkie historie, o których rzadko mówiło się ze sceny.

W Teatrze Muzycznym "Capitol" aktorzy mieli wyraźny problem z dykcją, co sprawiło, że część kwestii (w świetnym tłumaczeniu Tymona Tymańskiego) była niezrozumiała. Za trudne okazało się także połączenie trzech kluczowych dla spektaklu umiejętności: śpiewu, tańca i gry aktorskiej. Jedyną wokalną solistką z prawdziwego zdarzenia okazała się Bogna Woźniak (Cassie) - świetna dykcja, mocny głos, poruszająca interpretacja. Oprócz niej w pamięć zapadają także Agnieszka Oryńska (Diana) i Emilia Komarnicka (Val). Faworytem jest jednak Michał Pietrzak jako Paul. Monolog, w którym opowiada o traumie z przeszłości, gdy tańczył w rewii jako drag queen, był jedynym naprawdę poruszającym momentem spektaklu. Pietrzak także jako jeden z niewielu z radością i bez oznak zmęczenia wykonywał niełatwe układy taneczne, choć tu docenić także trzeba Marcina Wortmanna (Mike) i Bartosza Figurskiego (Richie).

"A Chorus Line" obnaża słabość polskiego teatru muzycznego. W inscenizacji, której motorem jest obsada - skompletowana przez Hamilton spośród najlepszych polskich aktorów scen muzycznych - zabrakło energii, radości z gry na scenie. Aktorzy ze skupieniem, mechanicznie wykonują kolejne układy i piosenki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji