Artykuły

Żadnej pieśni na ustach

- Chciałbym wierzyć, że nasze problemy wynikają tylko z faktu, że Łaźnia to miejsce trudne do zaklasyfikowania. No bo niby teatr, a nie ma złoceń i wygodnych foteli. Powstają tutaj spektakle, ale i wychodzi gazeta, są koncerty i wszystko to takie utytłane w nowohuckiej ulicy. Jesteśmy przecież jedynym teatrem miejskim w Polsce, który ma w statucie wpisane eksperymentowanie. Rozumiem to jako obowiązek nieustannego odświeżania relacji z widzem, przypominania, że teatr to przede wszystkim spotkanie - mówi BARTOSZ SZYDŁOWSKI, dyrektor Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie.

Iga Dzieciuchowicz: Łaźnia Nowa od początku boryka się z różnymi problemami, głównie finansowymi, bo nie wszystkim się ta inicjatywa podoba. Dlaczego?

Bartosz Szydłowski: Trudno mi to zrozumieć. O ile w momencie powołania do życia Łaźnia była niewiadomą, to jednak dynamika działań, nagrody, rosnąca frekwencja powinny niedowiarków przekonać, że to dobra inwestycja. Tak nie jest, a nawet mam wrażenie, że jest odwrotnie. Po każdej nagrodzie, którą otrzymujemy, spotykam się ze zdwojonym atakiem. Kosztuje mnie to trochę nerwów, ale widocznie taka karma. Idę do przodu, zawsze gotowy wyjaśniać specyfikę tego miejsca. Mam wizję, pasję i świadomość, że miejsca silne nie powstają łatwo i bez problemów. Łaźnia to projekt realizowany wbrew trudnościom, z uporem i determinacją. Przetrwała już tyle kryzysów, a cały czas rośnie. Achmatowa pisze, że nasze piękno wewnętrzne buduje bardziej szary pył codzienności, bardziej upadki, które potrafimy przepracować, niż niespodziewane wzloty.

Wyobrażenie na temat tego, jak teatr powinien wyglądać, jest w Polsce jeszcze mocno staroświeckie. Być może dla wielu Łaźnia nie jest teatrem, a miejscem, które trudno określić.

- Chciałbym wierzyć, że nasze problemy wynikają tylko z faktu, że Łaźnia to miejsce trudne do zaklasyfikowania. No bo niby teatr, a nie ma złoceń i wygodnych foteli, tłumu aktorów oraz administracji. Powstają tutaj spektakle, ale i wychodzi gazeta, są koncerty i wszystko to takie utytłane w nowohuckiej ulicy, pełne odniesień do powinności, dialogu i wspólnoty. Z punktu widzenia tzw. tradycyjnej logiki postrzegania kultury to my nie istniejemy. I w pewnym sensie się cieszę, bo robię wszystko, aby tworzyć alternatywę, aby uzupełniać to, czego gdzie indziej się nie spotyka. Jesteśmy przecież jedynym teatrem miejskim w Polsce, który ma w statucie wpisane eksperymentowanie. Rozumiem to jako obowiązek nieustannego odświeżania relacji z widzem, przypominania, że teatr to przede wszystkim spotkanie. To moja droga do odzyskiwania społecznego zaufania dla całego sektora polskiej kultury, który znajduje się w stanie poważnej alienacji. W Łaźni aktem twórczym nie jest wyłącznie wydarzenie artystyczne. Aktem twórczym jest cała droga tworzenia tego miejsca.

... jako instytucji kultury.

- Borykam się czasem z tym, co się nazywa byciem instytucją kultury. Z jednej strony tworzę miejsca bardzo otwarte, z drugiej muszę sprostać obowiązującym przepisom, a przede wszystkim systemowi urzędowej ewaluacji. To oznacza, że porównuje się Łaźnię do Bagateli. Wypełniamy te same absurdalne tabelki, z których nic nie wynika oprócz tego, że każdy "życzliwy" interpretuje je po swojemu i na swój użytek. Nie przemawia do mistrzów analizy fakt, że Łaźnia nie jest teatrem repertuarowym, że pozyskuje niemal wszystkie środki na działalność merytoryczną ze źródeł zewnętrznych, że na 1 zł dotacji miejskiej przynosi do budżetu 60 gr (to obiektywny rekord!). Nie przemawia bo nie ma takich punktów w tabelkach.

No i jeszcze jedna sprawa Nieustanne dyskusje wokół Łaźni - czy dawać pieniądze na remont, czy nie, są według mnie prowadzone w tonie absurdalnym. Czy ktokolwiek wie, że co roku - od trzech lat - pracujemy przez cztery miesiące w huku młotów pneumatycznych, pyle i błocie?! Żadnej pieśni na ustach po prostu mordęga dla wszystkich pracowników. Przecież wolałbym, zamiast nadzorowania tego łomotu, realizować projekty w przestrzeni zrujnowanej, co paradoksalnie mogłoby mieć większą siłę. Ale przecież, będąc dyrektorem miejskiej instytucji kultury, jestem strażnikiem mienia gminy, muszę zrobić wszystko, aby nie uległo degradacji. Gdyby nie było w tym budynku teatru, to i tak gmina robiłaby tutaj remonty. Jednak odbywałoby się to na zasadzie tzw. utrzymania substancji, czyli wyrzucano by pieniądze w kolejne dziury bez planu i żadnej efektywności. Teraz jest projekt, funkcjonalizacja, nadzór, a miejsce w dodatku służy mieszkańcom. I zamiast się cieszyć, że ktoś w końcu to ogarnął, słyszę złorzeczenia i doświadczam nieustannego rzucania kłód pod nogi.

Remonty w teatrach to chyba jednak coś, co nie powinno wywoływać zdziwienia ani tym bardziej niechęci. Przed sezonem modernizację wnętrz przeszły prawie wszystkie krakowskie teatry. Gdy powstawała Łaźnia, wiadomo było przecież, że trzeba będzie przeprowadzić generalny remont.

- Adaptacja pomieszczeń jest niezbędna, co oznacza wymierną korzyść dla gminy. Łatwiej będzie można przestrzeń wynająć i pozyskiwać w ten sposób środki. Oprócz ekonomicznego jest aspekt społeczny. Przestrzeń, która jest rozpoznawana jako przestrzeń zdegradowana, musi ulegać zmianom. Jeżeli to się nie dzieje, ulega degradacji podwójnej, a to jest jak recydywa. Decyzje o powołaniu instytucji wymagają konsekwencji, bo w przeciwnym razie wszystko to, co zostało wypracowane, ulegnie zniszczeniu i potwierdzi stereotypową tezę o tym, że Nowa Huta to miejsce drugiego gatunku.

Sprawa ostatnich bojów i kłopotów jest spektakularna i bez precedensu, pokazuje albo indolencję i brak zrozumienia zasad zarządzania mieniem gminy, albo po prostu złą wolę i uprzedzenia.

Jakie są argumenty radnych, którym nie podoba się Łaźnia?

- O to proszę pytać ich. Ja mogę mówić o skutkach i zagrożeniach. Obawiam się, że blokowanie inwestycji w budynek może skutkować załamaniem działalności instytucji i jej rozwoju. Te same osoby, które uniemożliwiają remont, za dwa lata będą wnioskować o likwidację teatru, który nie spełnia wymaganych standardów.

Łaźnia to artystyczna wyspa, która nie ma łatwego życia w krakowskiej rzeczywistości. Jest szansa na zmianę tej sytuacji?

- Po pierwsze - celem powinno być tworzenie większej liczby takich wysp, a nie zastanawianie się, jak utrącić tę jedną. To warunek normalnego rozwoju kultury, tworzenia autentycznego krwiobiegu. Najbardziej kole w oczy to, że Łaźnia jest samorodkiem, wyrywa się ze środowiskowych kontekstów i towarzyskich układów, pozornie jest łatwym celem ataków. W sferze twórczej ta osobność ma wielki potencjał - ułatwia czujność, ostrzejsze stawianie tematów.

Wyznaczamy pewien standard myślenia - próbujemy pozyskać przestrzeń wspólnoty nie tylko poprzez produkowanie spektakli, ale i przez miejsce, a także przez to, by językowi wyrafinowanemu nadać znamię bardzo ludzkie, powiększyć pole identyfikacji. Polska to organizm trawiony przez chorobę autoagresji. Co zrobić, aby wykluczyć to samozjadanie się, język wykluczenia i represji? Nie ma przestrzeni ciekawości, jest tylko zdobywanie terenu, umacnianie się i okopywanie na pozycjach. Efekt jest taki, że polska kultura jest albo bardzo wysoka, albo bardzo niska. Pomiędzy - otchłań. Teatr może być najlepszym instrumentem dla niwelacji tej otchłani. Bezpośredniość kontaktu, emocjonalność, żywy człowiek, któremu patrzysz w oczy, to warunek tworzenia dobrej atmosfery spotkania, rozmowy.

Wierzę w to, że przestrzeń anonimowa, szara, "obecna, ale nieuczestnicząca", ma wielką siłę duchową, moc, ale stłumioną i wypartą. Można w tej sile uczestniczyć, wyzwalać ją - tylko wtedy, gdy potraktuje się ją podmiotowo, bez kokietowania, poważnie. Myślę tutaj o Nowej Hucie, z całym tym historycznym zawirowaniem. Nową Hutę czyta się jak mitologię grecką. Tu są energie, tu jest hybris, czyny heroiczne, nieustępliwe przeciwstawianie się wyrokom fatum, tutaj jest i harmonia, i chaos. Chciałbym, by Łaźnia stała się miejscem, które emanuje tą siłą duchową. Żeby tak się stało, musimy jeszcze bardziej osiąść w realiach nowohuckich. Nie wystarczy być republiką artystów. Znacznie trudniej tworzyć teatr w harmonii z oczekiwaniami, lękiem, nieufnością ludzi, którzy tu przychodzą. To największy eksperyment artystyczno-społeczny - stworzyć nową jakość instytucji kultury, nie zapętlonej we własnym monologu, ale wsłuchanej w rzeczywistość, reagującej dynamicznie. Nie zwykłe miejsce pracy, ale miejsce nieustannej przygody duchowej. Sens Łaźni Nowej jest dla mnie indywidualnym sensem, to identyfikacja na granicy paranoi, ale czy nie tak powinniśmy traktować nasze życiowe wyzwania?

Według jakich kryteriów tworzy Pan zespół artystyczny Łaźni?

- W teatrze nie ma etatowego zespołu, ale współpracuje z nim kilkudziesięciu artystów. Tu nawet nie chodzi o zespół Łaźni, ale o kolejne zespoły zgromadzone wokół projektów. Nie chciałbym, aby to miejsce zasiedziało się, poukładało. Artyści są z całej Polski, z wszystkich krakowskich teatrów. Ci, którzy tutaj trafiają, muszą akceptować sytuację niestandardową i wymagającą. Surowość teatru, kontekst, odległość od Rynku Głównego - to trzeba pokochać. To wymaga determinacji, samozaparcia. Z reżyserami muszę złapać wspólny tor myślenia (Łaźnia jest trochę zideologizowana). No, chyba że wpisują się w scenę debiutów PI, gdzie panuje całkowita dowolność i wartością jest przede wszystkim wola pracy. Wiele projektów po prostu wymyślam i szukam realizatora, który według mnie odnajdzie się w zaproponowanym temacie, wniesie swoją wrażliwość i myślenie. Być może przez to, że Łaźnia nie jest wielką instytucją, łatwiej jest utrzymać twórczą atmosferę. Nikt się nie awanturuje, że przed próbą nie posprzątano sceny (choć rzadko się to zdarza). Panuje ogólne zaufanie i brak tzw. programowego ciśnienia. Ta atmosfera przyciąga wielu artystów. I to jest fantastyczne, przecież sytuacja na teatralnym rynku się zmieniła. Są ośrodki teatralne, w których ludzie po prostu nie chcą pracować mimo tzw. dobrych warunków. Są też miejsca, które nie gwarantują budżetowego komfortu, ale mimo to garną się do nich artyści. Właśnie taka jest Łaźnia. Należy jednak pamiętać, że będąc miejscem profesjonalnych produkcji, musimy polepszać warunki pracy. Jesteśmy postrzegani jako miejsce mocne artystycznie, o ugruntowanej pozycji, i oczekiwania wobec takiego miejsca będą rosły.

Nie wiem, dlaczego Łaźnia niektórym tak przeszkadza. Przecież to miejsce z wielkim potencjałem! Ale jakoś ciągle traktuje się je nie dość serio. Nie zależy mi, aby wszyscy nas kochali, ale mam żal do tych, którzy lekceważą pracę tu włożoną, do tych, którzy tu nawet nigdy nie byli, a próbują stanowić o naszym być albo nie być.

***

Bartosz Szydłowski

- ur. 1968, reżyser teatralny. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie oraz Wydział Reżyserii Dramatu w krakowskiej PWST. W teatrze debiutował w 1997 r. "Słowami bożymi" Ramona Valle Inclana w krakowskim Teatrze im. Juliusza Słowackiego . W 1996 r. założył Stowarzyszenie Teatralne "Łaźnia", niezależną scenę teatralną, która od początku swojego istnienia prowadziła także interdyscyplinarną działalność kulturalną. W początkach 2005 r. Urząd Miasta Krakowa powołał do istnienia nową jednostkę kultury: Teatr Łaźnia Nowa na os. Szkolnym 25 w Nowej Hucie, w dawnych warsztatach Zespołu Szkół Mechanicznych.

***

Premiery w teatrze Łaźnia Nowa

W październiku w Łaźni festiwal Genius Loci - zobaczymy m.in. "Śmierć człowieka wiewiórki" w reżyserii Natalii Korczakowskiej i "Sprawę Dantona" w podwójnym wydaniu: jeden spektakl w reżyserii Jana Klaty, drugi - Pawła Łysaka. Pierwszą premierę sezonu - spektakl Przemysława Wojcieszka "Nastała ciemność, a on nie przyszedł do nich" przewidziano na grudzień. Poza tym: "Siddharthy" wg Hermana Hessego w adaptacji i reżyserii Pawła Passiniego, "Supernowa" w reżyserii Marcina Wierzchowskiego, Giovanny Castellanos "Prywaciarze". Łaźnia przygotowuje się również do obchodów 60-lecia Nowej Huty, szykuje blok programowy poświęcony Juliuszowi Słowackiemu i kolejną edycję "Transpozycji" poświęconą twórczości Thomasa Bernharda.

***

Dyrektorzy o teatrach

Dyrektorów krakowskich teatrów pytamy o problemy związane z funkcjonowaniem i prowadzeniem instytucji teatralnej, podsumowanie minionego sezonu, plany, teatralne gusta i marzenia. Rozmawialiśmy już z dyrektorem Teatru Słowackiego Krzysztofem Orzechowski i dyrektorem teatru Groteska Adolfem Weltschkiem. Wkrótce rozmowy z Jackiem Stramą, dyrektorem teatru Ludowego, dyrektorem teatru Bagatela Henrykiem Jackiem Schoenem, dyrektorem teatru STU Krzysztofem Jasińskim i dyrektorem prywatnego Teatru Nowego Piotrem Siekluckim.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji