Maria Awaria: Seks i gwiezdne wojny
Nie miała czasu na seks, na "pieprzoty", całowanie. Teraz marzy o "arktycznych wzwodach", a jej "dusza mruczy z rozkoszy". Moja też zamruczała, kiedy posłuchałam najnowszej płyty Marii Peszek - pisze Mariola Szczyrba w portalu Kulturaonline.pl.
"Maria Awaria", która właśnie trafiła do sklepów, właściwie kipi od seksu, żeby nie powiedzieć - ocieka seksem. Dosłownie i w przenośni. Jest bezwstydna, hedonistyczna i radośnie wyuzdana, jakby autorka chciała nam powiedzieć: "Ludzie, kochajcie się!".
Druga płyta Peszek to rodzaj seksmisji, wszystko bowiem kręci się tu wokół jednego tematu - "Ciała z ciałem czary mary/ to moje wyznanie wiary" - śpiewa artystka, wydając przy tym bojowe, indiańskie okrzyki.
Stylistycznie album aż tak bardzo nie różni się od poprzedniej, bardzo dobrze przyjętej "Miasto manii". Znów mamy do czynienia z poetyckimi, "pieprznymi" tekstami Peszek i jej słodkim, momentami nieco perwersyjnym głosem. Sama muzyka, w tym przypadku lekko jazzująca, improwizowana, jest jakby dopełnieniem łóżkowych igraszek słownych.
Producent krążka - Andrzej Smolik świetnie wczuł się w erotyczny nastrój tych opowieści. Pełno tu tajemniczych szeptów, szumów, okrzyków spełnienia i melorecytacji. Na pierwszy plan wysuwają się jednak teksty - owe słodko-pieprzne erotyki-bezwstydniki.
Kim jest ich bohaterka? To kobieta z krwi i kości, która kocha i chce być kochana. Kobieta, która bawi się seksem. Raz jest dla swojego mężczyzny polarnym misiem i marzy o jego "arktycznym wzwodzie". Innym razem jako kura domowa serwuje mu swoje ciało, niczym niedzielny obiadek: Rosół z siebie robię i podaję tobie/wprost do ust/ mój niedzielny biust...
Bywa też "Nimfo-Mańką" i kobietą, która woli seks "w systemie dolby surround" a nie "mono".
Odważnie? Pikantnie? No właśnie, bo ta kobieta wie, czego chce i nie boi się o tym mówić. Maria Peszek stara się nam na nowo przywrócić język miłości. Ten normalny, codzienny, pełen wzwodów, napletków, biustów i fucków. Nie ma w tym jednak nic wulgarnego. To raczej łóżkowy kod, gra wstępna, flirt. "Cacko z dziurką" i przymrużenie oka. Jak w utworze "Hujawiak":
Poliż mnie I'm Polish/ albo jeśli wolisz/ możesz mnie posolić/ albo wymiętolić... Tych kulinarnych odniesień znajdziemy tu zresztą więcej. Bo miłość, jak wiadomo, wiele ma wspólnego z połykaniem, pieprzeniem czy lizaniem.
Z kolei w innej piosence bohaterka bezceremonialnie opowiada o sobie: Rozchylam ręce, /rozchylam uda/ leżę bezbronna jak Rozpuda...
Jest słodko, seksownie, zabawnie, ale też bojowo. Maria Peszek wypowiada bowiem wojnę obłudzie i hipokryzji. Walczy o prawo do bycia innym. W świetnym kawałku "Kobiety Pistolety" opowiada o dziewczynach jakby żywcem wyjętych z luksusowych magazynów dla pań.
Są kobiety bezzmarszczkowe/ fit-kobiety luksusowe/ pielęgnacji wciąż oddane/ z samych siebie odessane... - śpiewa i dodaje po chwili: A ja dla własnej wygody/ zapuszczam swe ogrody/ i kolekcjonuję wzwody./ Ja - metr pięćdziesiąt dwa dziko rosnącego nieba..."
Bo już na pierwszy rzut oka widać (i słychać), że ona nie jest tak do końca normalna. Ja ocean niespokojny w mojej głowie gwiezdne wojny - przyznaje Peszek w piosence "Maria Awaria". Jej głos, szczególnie w utworze "Miś", przypomina tajemniczą aurę "Miasteczka Twin Peaks", a tam wszyscy byli lekko "odjechani". Dla mnie bomba. Choćby dlatego, że ja też wierzę "w ciała zmartwychwstanie, poprzez miłość, przez kochanie"...