Artykuły

Frida na scenie staje się naga

"Frida K." w reż. Bartłomieja Wyszomirskiego w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Pisze Aleksandra Czapla-Oslislo w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Są takie biografie, które niebezpiecznie jest przepisywać na nowo w języku sztuki. W Teatrze Polskim w Bielsku-Białej Frida Kahlo umarła na scenie.

Teatru Polskiego Katarzyna Skrzypek potrafi uwodzić publiczność. Potrafi zagrać tak, że tylko ją chce się oglądać spośród innych aktorów na scenie. Tym razem stoi na niej samotnie. Tym boleśniej ogląda się dobrą aktorkę w niedobrym monodramie. Skrzypek podczas teatralnego wieczoru robi wszystko, by stać się na dwie godziny "Fridą K.". Ma doklejone charakterystyczne brwi, zaplata warkocze wokół głowy, gra z gipsowym gorsetem. Jednak na bycie w pełni Fridą Kahlo nie pozwala jej ani autorka monodramu Gloria Montero, ani reżyser Bartłomiej Wyszomirski.

Burzliwej i niepowtarzalnej biografii Fridy Kahlo nie da się przepisać na żaden język sztuki, by czegoś po drodze nie utracić. Sześć lat temu udało się to reżyserce Julie Taymor w kinowej opowieści o najsłynniejszej meksykańskiej malarce z Salmą Hayek w roli Fridy. Teatr okazał się mniej łaskawy.

Monodram Montero "Frida K." ma tę okrutną cechę, że mógłby zakończyć się w dowolnym momencie. Mikrohistorie, chaotycznie przywoływane z pamięci 46-letniej artystki, sztucznie oddzielane ściemnieniem światła, nie układają się w historię, na której zakończenie czekałby widz. Tylko ostatecznie gasnące światło oznacza, że to już finał.

I może nie byłoby to jeszcze najgorsze, gdyby nie fakt, że spektakl pełen jest dosłowności. Czy mówiąc o morderstwie, trzeba machać do publiczności zakrwawioną chustką? Czy monolog o rewolucji musi ograniczać się do zaciśniętych na kilka minut pięści? Czy chwila wypadku musi być zaznaczona czerwonym światłem? Prawdziwa Frida artystka zapamiętała z tego dnia, oprócz krwistej czerwieni, złoty kolor własnej skóry, lśniącej od rozsypanej podczas wypadku farby w proszku.

Czy cierpienie fizyczne to tylko mozolne maszerowanie o kulach? "Frida Kahlo miała Psa, którego nazwała Bólem, a nie Ból, który nazwała Psem" - napisze we wstępie do jej "Pamiętnika" Carlos Fuentes. To ona była panią swojego okaleczonego ciała. Tymczasem Wyszomirski każe Skrzypek wciąż krążyć wokół łóżka, przewracać się, postękiwać, by w tym samym czasie nie zmieniać tonów opowieści.

Dlaczego nie wyczuwa się różnicy między wspomnieniem paryskiej wystawy a sytuacją, gdy Frida przypomina sobie, jak długi pręt w autobusie przeszył jej macicę? Dlaczego scenografka Izabela Toroniewicz zamknęła ją w tak zimnej, błyszczącej metalem przestrzeni? Zdecydowanie nie mogłaby wisieć tam jej sukienka, parafrazując tytuł jednego z obrazów Fridy, na którym w nowojorskim, jarmarcznym krajobrazie wisi jej meksykańska suknia. Ubranie było jej drugą skórą, pod którą kryła poranione ciało. W tym spektaklu Frida jest naga. Artystka, która na płótno przelewała szaleństwo własnej wyobraźni, staje się bezbarwna. Kobieta-ikona umarła na scenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji