Artykuły

Na Próżnej Singer jakby młodszy

V Festiwal Kultury Żydowskiej "Warszawa Singera". Pisze Izabela Szymańska w Gazecie Wyborczej Stołecznej.

W tym roku na festiwalu Warszawa Singera obok tradycyjnego przedstawienia kultury żydowskiej zobaczyliśmy także, jak tę kulturę widzą młodzi artyści. Czy impreza zmienia oblicze?

Po ubiegłorocznym Festiwalu Kultury Żydowskiej "Warszawa Singera" pojawiły się głosy krytyki, że za bardzo skupia się na prezentowaniu stereotypowego wizerunku żydowskiej tradycji. Piąta, zakończona w niedzielę edycja Festiwalu przyniosła zmiany. Wśród ponad stu wydarzeń przygotowanych przez Fundację Shalom znalazło się kilka nowatorskich projektów.

Co wieczór warszawiacy przychodzili na ciekawie zaaranżowaną ulicę Próżną. Na drewnianych dachach nad chodnikami ustawiono elektryczne świece, na kamieniach zamontowano reflektory, tak by eksponowały zawieszone na budynkach duże zdjęcia w sepii, portrety Żydów. Świetlna aranżacja budowała niemal świąteczną atmosferę. Wieczorami ulica odżywała. Ludzie przychodzili na koncerty, zjeść kanapkę z wątróbką po żydowsku w Café Próżna czy bigos w prowizorycznej restauracji.

Na ulicznej scenie grano koncerty, a w kamienicy przy Próżnej 14 odtwarzano eksperymentalne audycje. W jednej z nich np. dwóch mężczyzn, jadąc samochodem, rozmawiało o Otwocku. Opowiadali o popularnym żydowskim kurorcie, mieście, którego już nie ma.

Duże wrażenie na publiczności wywarł pokazywany w Teatrze Żydowskim spektakl lubelskiej Sceny Prapremier InVitro "Nic, co ludzkie" [na zdjęciu]. Z przedstawienia przygotowanego przez Pawła Passiniego, Piotra Ratajczaka i Łukasza Witt-Michałowskiego najmocniej zabrzmiała druga część. Ratajczak oparł ją na fragmentach książek Tomasza Grossa. Aktorzy we współczesnych ubrania usiedli wśród publiczności. Pojedynczo wstawali i z widowni opowiadali historie ludzi opisanych przez Grossa. Kilka osób wyszło z sali, mówiąc, że nie może tego słuchać.

Dobrze wypadła także muzyczna część festiwalu Singera. Mimo niesprzyjającej pogody sporo osób pojawiło się na "Nocy Klezmerów". W sobotę na scenie przy placu Grzybowskim zagrali Frank London i Nigunim Trio, Paul Brody z zespołem oraz Klezmatics. Świetne wykonanie i nowoczesne aranżacje muzyki klezmerskiej przyćmiły dość egzaltowaną konferansjerkę prowadzącego koncert Dawida Szurmieja.

Jednak nowatorskie wydarzenia cieszyły się mniejszym zainteresowaniem niż te "tradycyjne", do których przyzwyczailiśmy się na festiwalu: jarmark na Próżnej, na którym można było kupić chałkę, pierogi, książki i starocie, warsztaty tańca żydowskiego czy koncerty w teatrze.

Z tych bardziej popularnych wydarzeń najciekawszy był chyba występ Chavy Alberstein. Śpiewała piosenki w jidysz i po angielsku, przeplatała je wspomnieniami. Opowiadała, jak w latach 50. do Izraela przyjeżdżali Żydzi z całego świata, w tym jej rodzice. Wieczorami spotykali się, siadali na balkonie, grali w karty, śpiewali. Chava wzruszająco śpiewała piosenki, które poznała od polskich czy rosyjskich emigrantów. Koncert zakończyły owacje na stojąco.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji