Artykuły

Jestem zmęczony teatrem

- Jestem zmęczony teatrem, zwłaszcza dyrekcją. Ewentualnie może wykorzystam jakiś temat na kolejną reżyserię. Ale nie od razu. Muszę wziąć rok wolnego. To zajęcie potrafi wyssać wszystkie siły z człowieka. Dlatego postanowiłem wziąć wcześniejszą emeryturę i robić to, co chcę - mówi JERZY ZELNIK, aktor, były dyrektor Teatru Nowego w Łodzi.

Jerzy Zelnik rozmawia z nami o emeryturze, klątwie "Faraona" i recepcie na udany związek. W niedzielę w olsztyńskiej katedrze aktor będzie recytował fragmenty wypowiedzi Jana Pawła II o miłosierdziu i o Warmii.

Czy prześladuje Pana klątwa "Faraona"? (debiutancka rolą Jerzego Zelnika był Ramzes XIII w filmie Jerzego Kawalerowicza "Faraon")

- W pewnym sensie, bo człowiek będąc dzieckiem, zagrał jakąś rolę i to ciąży niczym klątwa właśnie. Potem całe życie jest powrotem do przeszłości, której mówiąc szczerze, nie lubię. Żyję planami na przyszłość, a przede wszystkim teraźniejszością. Przeszłość powinna być zamknięta w księgach. Ciągłe powroty są męczące.

W jednym z wywiadów przeczytałam, że Jerzy Zelnik odchodzi na emeryturę. Aż nie chce mi się w to wierzyć...

- Emerytura nie ma nic wspólnego ze starzeniem się. Jest to forma pobierania pieniędzy. Ci, co są na etacie, też biorą pieniądze. Ja zamiast na etacie biorę to, co mi się należy po 40 latach pracy. Nie siedzę więc z założonymi rękami. Pracuję bardziej intensywnie, tylko na własne życzenie. Na etacie bardzo często należało robić rzeczy wymuszone przez pracodawcę.

Czy teraz po 3,5 roku współpracy z Teatrem Nowym w Łodzi, gdzie był Pan dyrektorem artystycznym, zwiąże się Pan z kolejnym teatrem?

- Nie mam zamiaru. Wystarczy. Jestem zmęczony teatrem, zwłaszcza dyrekcją. Ewentualnie może wykorzystam jakiś temat na kolejną reżyserię. Ale nie od razu. Muszę wziąć rok wolnego. To zajęcie potrafi wyssać wszystkie siły z człowieka. Dlatego postanowiłem wziąć wcześniejszą emeryturę i robić to, co chcę.

Widzowie mogą natomiast oglądać Pana w serialu "Teraz albo nigdy". Jak dużo ma wspólnego Jerzy Zelnik z Waldemarem?

- Staram się chociaż częścią z moich cech obdarzać granych przeze mnie bohaterów. To jest oczywiste, że jeżeli jestem obsadzany w konkretnych rolach, muszę odnaleźć naszą część wspólną. Czy coś mnie łączy z Waldemarem? Częściowo tak. Na przykład to, że jestem w tej chwili na emeryturze, ale ja na swojej pracuję bardzo intensywnie. To nie jest więc rodzaj wycofania się. Prawdopodobnie przestanę pracować dopiero w momencie... śmierci. Jestem tak zajęty, że nie mam czasu uporządkować biurka.

Często powraca historia Pana pierwszego przyjaciela. Kradł samochody spod ambasad. Z tego powodu był Pan przesłuchiwany przez UB. Przyjaźń szybko się skończyła?

- To był szkolny kolega. Człowiek nie dobiera sobie kolegów w szkole, spotyka tam ludzi różnego pokroju. Okazało się, że jeden z tych kolegów zajmował się przestępczym procederem. Mój Boże, miało się wtedy dziesięć czy dwanaście lat, rzeczywiście, z tego powodu byłem przesłuchiwany. Ale to dawno zapomniany epizod w życiu.

Ale potem podpalił Pan pierwszomajową trybunę ma placu Zwycięstwa...

- Nie pamiętam, czy było to wcześniej, czy później. Pamiętam za to, że miałem skłonności piromańskie i lubiłem ogień. Zresztą lubię go do dziś, bo mam w domu dwa kominki. Rzeczywiście, zdarzyło mi się podpalić drewnianą trybunę. Moja mama miała potem nieprzyjemności.

Ma Pan czterdziestoletni staż małżeński, a w obecnym świecie wiele par się rozpada. Jaka jest Pana recepta na udany związek?

- To smutne, że żyjemy w świecie, w którym trwałe małżeństwo jest ewenementem. Ludzie lubią zmieniać partnerów, nie bacząc na to, ile krzywdy czynią i partnerom, i dzieciom z tego związku. Nie znam recepty na udany związek. Jedną z nich jest po prostu miłość na wszelkie zło. Jak nie ma miłości, to człowiek żyje tylko dla siebie, niekoniecznie z miłości do siebie.

Jak już nie potrafi kochać, to w pewnym momencie i siebie nie kocha. To choroba cywilizacyjna. Ludzie są zachłyśnięci cywilizacją i jej wygodami. Bardziej niż tym, co jest sensem życia, czyli miłością do drugiego człowieka.

Podobno Pana marzeniem jest to, żeby przygotować własnoręcznie żonie obiad. Udało się?

- Na razie wróciłem po 3,5 roku (z dyrektorowania w Łodzi) do domu i sprzątam. Nie mam czasu na gotowanie.

Znajdzie Pan jednak czas na swoje hobby - tenis?

- Być może tak. Chodzę czasami z synem Mateuszem

na fitness. Umawiam się z nim trzeci raz. I po raz trzeci nie możemy sobie na to pozwolić, bo jest już dziewiąta wieczorem, a o dziesiątej zamykają. Ten czas wciąż ucieka.

W Olsztynie będzie Pan recytował w katedrze słowa Jana Pawła II z towarzyszeniem chóru. Kiedy otrzymał Pan tę propozycję?

- Takie propozycje są moim chlebem powszednim. Robię to ciągle mniej więcej od czterdziestu lat. Recytacjom towarzyszy muzyka, często na najwyższym, światowym poziomie. To mój sposób bycia w zawodzie. Dostaję teksty, albo sam sobie reżyseruję. To moja pasja i lubię to. Robię to sam na własną odpowiedzialność.

Lubi Pan Olsztyn?

- Byłem w Olsztynie wiele razy i zawsze z przyjemnością. Ale proszę mnie nie pytać o adresy. Ciągle jeżdżę w różne miejsca. Olsztyna nie znam tak dobrze, jak Poznania, Krakowa i Gdańska, gdzie bywam częściej.

I

W niedzielę w katedrze

Koncert "Pochwała miłosierdzia" z udziałem Jerzego Zelnika odbędzie się w niedzielę 14 września o godz. 20 w katedrze św. Jakuba w. Olsztynie. Aktor będzie recytował fragmenty wypowiedzi Jana Pawła II o miłosier-

dziu i o Warmii. Usłyszymy Międzyuczelniany Chór Akademicki Pro Pace i Orkiestrę Symfoniczną Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Dyryguje Sławomir Leszczyński. Wstęp wolny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji