Artykuły

Mord w katedrze

Śmierć angielskiego arcybisku­pa Tomasza Becketa nie stała się zwycięstwem króla. Choć z dru­giej strony to zrozumiałe, że am­bitny władca XII-wiecznej Anglii, Henryk II, nie mógł dłużej tole­rować rywala, kiedy w walce o zakres wiadzy szala zaczęła prze­chylać się na korzyść przeciwni­ka. Powrót z siedmioletniej bani­cji arcybiskupa cieszącego się du­żą popularnością był prowokacja, demonstracją własnej siły. Zwle­kanie z decyzją o jego unicestwie­niu byłoby równoznaczne ze stop­niową utratą autorytetu i znaczenia pozycji królewskiej.

Ludzie potrzebują bohatera, który będzie walczył w ich imie­niu, dla nich odda życie, którego będą mogli czcić. Dlatego męczen­nik św. Tomasz Becket stał się patronem średniowiecznej Anglii.

Ale T. S. Eliot (laureat Nagrody Nobla w 1948 roku i pierwszo­planowa postać literackiej Anglii), autor "Mordu w katedrze", pod­dał pod dyskusję świętość Becke­ta: w jakim stopniu śmierć arcy­biskupa jest męczeństwem sługi bożego, a w jakim celowym dąże­niem do osiągnięcia nieśmiertelnej sławy świętego? Eliot wyraził ten problem ustami kusiciela, na­mawiającego arcybiskupa na przyjęcie męczeńskiej śmierci. Su­geruje więc, że Becket popełnił grzech pychy kreując się świado­mie, już za życia na świętego.

Becket był ambitnym perfekcjonistą. Jeżeli dworzanin, to najbardziej oddany, jeżeli przyjaciel, to najwierniejszy, jeżeli kanclerz, to najsumienniejszy. Wreszcie je­żeli arcybiskup, to asceta, ideał średniowiecznego chrześcijanina, a nawet święty, ginący śmiercią męczeńską.

Reżyser Jerzy Jarocki dał po­staci Becketa twarz Jerzego Bińczyckiego. Aktora, którego nie tak dawno obsadził w roli Osipa, słu­żącego Gogolowskiego "Rewizora". Aktora, którego widzowie zawsze będą kojarzyć z rolami XX-a w "Emigrantach", Bogumiła w "No­cach i dniach", kapitana Lebiadkina w ,,Biesach". Można by są­dzić, że Jarocki przez wybór Biń-czyckiego (który nie był jak dotąd utożsamiany z postaciami świętych lub mistyków) podkreśla idąc za sugestią Eliota, że Becket stał się uduchowionym ascetą do­piero po przyjęciu najwyższych godności kościelnych. I że poprze­dnio, jako nieodłączny towarzysz i przyjaciel króla nie stronił od najrozmaitszych uciech.

Gdyby jednak rozpatrywać ob­sadę głównej roli w oderwaniu od powyższych przypuszczeń, to należałoby ją uznać za błędną. Zwłaszcza, że w ogóle mało która z ról została obsadzona w sposób nie pozostawiający wątpliwości: kłócą się osobowości aktorów z kreowanymi postaciami, twarze nie pasują do kostiumów.

Rekompensatę tych braków stanowi koncpecja scenograficzna, a ściślej rozwiązanie kolorystyczne inscenizacji. Dominują tu bo­wiem trzy kolory: czerń, biel i czerwień. Czerń jest kolorem tła, zwyczajności (chór kobiet z Can­terbury) i pokory (strój powraca­jącego z banicji Becketa - pu-stelnika). Biel to kolor uducho­wienia (mnisi i księża) i świętości (Backet w centralnej scenie ka­zania podczas bożonarodzeniowej mszy). Czerwień wreszcie to ko­lor ofiary, kolor krwi, która została rozlana podczas Bożego Na­rodzenia 1170 roku w katedrze Canterbury (w czerwonej sutannie czeka Becket na śmierć). W ten układ kolorystyczny dysonan­sem wdziera się niosąca chłód szarość. Szara jest sierść kusicieli - szatanów, którzy podsuwają arcybiskupowi ideę męczeńskiej śmierci. Szare są hełmy i kol­czugi rycerzy, którzy przybywa­ją zgładzić go.

Dramat T. S. Eliota zawiera elementy średniowiecznego miste­rium, gdzie historia świętego, o-powiedziana i przedstawiona przez księży przed wiernymi przy­bliżyć ma postać bohatera - mę­czennika. Jednocześnie autor wy­korzystał schemat tragedii starogreckiej, w której bohater, świa­dom nieuchronnego fatum zmie­rza do tragicznego wypełnienia. Zaś działania jego oraz odczucia ludu - obserwatora wydarzeń - komentuje chór.

Tę specyficzną rolę "chóru kobiet z Canterbury", rolę świadka-komentatora, Jarocki wyodrębnił podwójnie. Przez XX-wieczne stroje, kontrastujące ze średniowiecznymi kostiumami pozostałych postaci, oraz przez użycie odrębnego języka, jakim się posługuje chór czyli śpiewu. Przy tym muzyka S. Radwana jes ciekawą (choć niezbyt wierną stylizacją, wykorzystującą po trosze średniowieczne, po trosze barokowe elementy stylu kościelnego.

"Mord w katedrze", stworzony w 1935 roku (a więc zagrożonej faszyzmem Europie) na odnowienie katedry w Canterbury jest łakomym kąskiem dla polskiego teatru. A przede wszystkim dla krakowskiego. Mamy tu przecież katedrę, a w niej grób niepokornego biskupa, świętego Stanisława, który również stał się śmiertelną ofiarą zatargu z królem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji