Artykuły

Mąka na szpilkach i jest show

"Dzikie żądze" w reż. Stefana Friedmanna w Teatrze im. Szaniawskiego w Płocku. Pisze Rafał Kowalski w Gazecie Wyborczej - Płock.

Stało się tak, jak zamierzał reżyserujący ten spektakl Stefan Friedmann. Po premierze "Dzikich żądz" widzowie opuszczali teatr uśmiechnięci.

To wrześniowe późne popołudnie było wyjątkowo upalne. Skoro więc dach płockiego teatru nie jest rozsuwany, a spektaklu nie wypada oglądać w krótkich spodenkach, zostało trzymanie kciuków, by poziom atrakcyjności "Dzikich żądz" pozwolił zapomnieć o zderzeniu garnituru czy galowej sukni z wysoką temperaturą.

Zwłaszcza że już sama fabuła farsy autorstwa Johna Tobiasa wydawała się zabawna. Państwo Griffin - zamożne małżeństwo w średnim wieku z bogatej dzielnicy z Londynu - próbują odbudować nieudane życie seksualne w ciekawy sposób. Te zdania na papierze wyglądają obiecująco. Trzebaje było "tylko" przełożyć na grę aktorów na scenie. Udało się? Chyba najlepszą recen-zją jest wybuchający co i rusz śmiech widzów.

Sztuka "Dzikie żądze" to farsa. Zatem aktorzy do postaci mieli podejść z dystansem. Nie być dramatycznymi w tych momentach, gdy przemycają ukrytą kpinę np. z modelek z pisma "Vogue", które przez odchudzanie przypominają chłopaków i nijak nie pobudzają jednego z bohaterów.

To, że powiedzie się Friedmannowi na scenie, nie było wątpliwości. Do dziś kojarzony jest z bohaterem piosenki "Cienki Bolek", zakręconym

detektywem Bednarskim, a ostatnio śmiesznym epizodem cinkciarza z lat 80. w hiphopowym teledysku "W aucie". Zagranie Connellego - faceta we flanelowej koszuli, który naprawia kaloryfery, potrafiącego męskie kłopoty z potencją skwitować jednym zdaniem: "Nie staje mu" - było dla Friedmanna bułką z masłem.

O co chodzi z tym dystansem Friedmannowi - reżyserowi, szybko pojęli płoccy aktorzy. Mamy więc Mariusza Pogonowskiego (Włamywacza) udającego psa i ze łzami próbującego przekonać wszystkich, że kradnie dla mamy chorującej na serce już kilkadziesiąt lat. Jest Magda Bogdan (Luiza, siostra Pani Griffin), która z zahukanego brzydkiego kaczątka szybko przeistacza się w szalejącą z pistoletem kobietę wyzwoloną. Rewelacyjna była Magdalena Tomaszewska jako niespełniona, pragnąca, by posiedli ją faceci "dzicy, owłosieni, niskiego stanu".

Jednak największym bohaterem sceny okazał się Jacek Mąka w roli męża. Jeszcze tydzień wcześniej był emanującym majestatem arcybiskupem gnieźnieńskim Marcinem w "Misterium Płockim", traktującym o konflikcie Bolesława Krzywoustego ze Zbigniewem. A tu paradował w sukience, szpilkach, pończochach, z gustowną damską torebką. Mąka kradł show za każdym razem, gdy pojawiał się na scenie. I jak wyłaniał się na kilka sekund z szafy. I jak po spektaklu kłaniał się publiczności, dziękując za śmiech i oklaski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji