Artykuły

Festiwal Dialogu Czterech Kultur. Odsłona pierwsza

Festiwal Dialogu Czterech Kultur po raz pierwszy w swojej historii sięga po wspólny mianownik dla wszystkich imprez. Jest nim motyw ojca, który staje się pretekstem do szukania odpowiedzi na pytania dotyczące tożsamości i naszych korzeni. I choć stawiane pytania zdają się być proste, odpowiedzi na nie trudno zamknąć w jednym zdaniu. Organizatorzy festiwalu stworzyli przestrzeń, w której spotykają się teatr, sztuki wizualne, kino i muzyka, by krążące idee znalazły swoje odzwierciedlenie w różnorodnym języku szeroko pojętej sztuki - o pierwszym i drugim dniu Festiwalu Czterech Kultur w Łodzi piszą Marta Olejniczak i Monika Kwaśniewska z Nowej Siły Krytycznej.

VII edycja Festiwalu Czterech Kultur w Łodzi (5-12 września) nosi tytuł "Ojcowie". Hasło przewodnie otwiera pole do refleksji nad bardzo różnymi tematami. Pytanie o znaczenie figury ojca jest bowiem w istocie pytaniem o tożsamość - nie tylko każdej jednostki, ale też całych wspólnot - narodowych, religijnych, kulturowych Łódź jako miasto o wielokulturowej, niezwykle interesującej, ale bolesnej historii wydaje się idealną przestrzenią do tego typu rozważań.

Wieloznaczność tematu przekłada się na różnorodność propozycji festiwalowych. W programie znajdują się zarówno spektakle teatralne, jak i pokazy filmowe, koncerty, wykłady, projekcje, wystawy. Część z nich przygotowana została specjalnie na festiwal. Taka forma imprezy jest nowością. Zmiana konwencji, jak zaznaczała podczas inauguracji Barbara Knychalska (prezes Zarządu Fundacji Dialogu Czterech Kultur), jest wynikiem współpracy z osobami nie związanymi do tej pory z festiwalem, które wykazały się odwagą w podejmowaniu decyzji artystycznych (dyrektorami artystycznymi festiwalu są w tym roku Agata Siwiak i Grzegorz Niziołek).

Motyw ojca zdominował również inaugurację. Prezydent miasta - Jerzy Kropiwnicki - przypominając początki festiwalu, szczególną uwagę poświęcił jego założycielowi - Witoldowi Knychalskiemu, przypominając heroiczną walkę najpierw o powstanie, a następnie o przetrwanie imprezy. Rozpoczęcie zwieńczył wykład Martina Pollacka (autora książki "Śmierć w bunkrze. Opowieść o moim ojcu.") pod tytułem "Nieznajomy mój ojciec". Austriacki tłumacz, eseista i publicysta snując refleksję nad swoim dzieciństwem w Linzu oraz związkiem z ojcem niezwykle sugestywnie pokazał jak to, co prywatne miesza się z tym, co historyczne i publiczne. Ujawniana po wielu latach milczenia prawda o rodzinnym mieście Pollacka - Linzu - będącym niegdyś pod patronatem Adolfem Hitlerem oraz o służącym w SD, SS i Gestapo ojcu - stała się bowiem dla Pollacka impulsem refleksji nad ciężarem dziedzictwa historii, od którego nie sposób się wyzwolić. Niemożliwe do zaakceptowania zbrodnie przeszłości stają się traumą następnych pokoleń. Jedynym rozwiązaniem według Martina Pollacka staje się konfrontacja z historią (rodzinną i narodową) przez przełamanie milczenia, dociekanie prawdy i przekazywanie swojej bolesnej wiedzy kolejnym pokoleniom.

Temat relacji ojca z synem znalazł swoje dopełnienie w spektaklu "Ojcowie" Alvisa Hermanisa. Scenariusz przedstawienia opiera się na opowieściach trzech aktorów - Gundarsa bolinša, Jurisa Baratinskisa i Oliviera Stokowskiego - o ich ojcach. Snute przez nich wspomnienia tworzą fragmentaryczną, wybiórczą, a jednak bardzo konsekwentnie skomponowaną całość. Choć chronologia, jak to we wspomnieniach, nie jest żelazną zasadą opowieści - tworzą one trzy barwne obrazy ojców i ich relacji z synami. Aktorzy na początku co chwilę przemawiają głosem swoich ojców i demonstrują ich zachowanie. Stopniowo, dzięki charakteryzacji, coraz bardziej zaczynają fizycznie przypominać postaci ze znajdujących się w tle portretów bohaterów ich opowieści. W drugiej części spektaklu przeobrażają się w nich zupełnie. Są wtedy niejako wcieleniami starców widniejących na wspomnianych wizerunkach. Nadal jednak przemawiają w swoim imieniu, jako tych, którzy wspominają. Wydają się więc zarówno sobą, jak i nimi jednocześnie. Niesamowitość takiej sytuacji przekłada się na refleksję na temat tożsamości. Przywoływane przez aktorów sytuacje zawierają całą ambiwalencję charakteryzującą relacje ojciec - syn. Z jednej strony wiele z nich jest świadectwem buntu wobec postawy przodków, demaskuje ich słabości, brutalność, graniczący z głupotą upór. Jednocześnie jednak ojcowie stają się niejednokrotnie nauczycielami udzielającymi synom pierwszych lekcji życia. Związki z nimi jawią się więc jako podstawowy czynnik kształtujący osobowość i postawę trzech mężczyzn - czy to na zasadzie sprzeciwu, czy wzoru. Dodatkowe przywołanie postaci dziadków rozszerza jeszcze obszar ciążącego na nich dziedzictwa. Dzięki temu wyłania się niepokojące pytanie, czy nie jesteśmy jedynie sumą naszych przodków - nie tylko pod względem genetycznym, lecz przede wszystkim mentalnym.

Sytuacja sceniczna, na swój sposób magiczna, ponieważ synowie stają się w pewnym sensie medium dla ojców, utrzymana jest w ramie estetycznej, która nadaje przedstawieniu znamion sztuczności. Na początku przedstawienia aktorzy przedstawiają samych siebie. Na scenie pojawiają się dwa naturalnych rozmiarów zdjęcia garderób Jurisa Baratinskisa i Oliviera Stokowskiego. Na ich tle aktorzy opowiadają o swoim podejściu do zawodu, zwyczajach z nim związanych i osiągnięciach. Kontrast bijący ze zdjęć (ascetyczna, uporządkowana garderoba Stokowskiego i przypominający zagracone mieszkanie pokoik Baratinskisa) dopełnia różnica charakterów i umiejętności. Oczom widza, w tej humorystycznej scence, ukazane zostaje więc to, co zwykle jest w ukryciu - zaplecze sceny i aktorzy opowiadający o swoich prywatnych doświadczeniach związanych z wykonywanym zawodem. Autentyzm jest jednak naruszony już u podstaw. Nie oglądamy przecież prawdziwych miejsc, lecz ich płaskie fotografie, zestawione z kilkoma ustawionymi na scenie materialnymi rekwizytami (czy są one jednak meblami przeniesionymi wprost z garderób?). Natomiast - Gundars bolinš - trzecia z postaci, która pojawia się w kolejnej scenie, przedstawia się jako artysta malarz, choć w rzeczywistości jest, podobnie jak jego poprzednicy, aktorem. Rodzi się więc pytanie, na ile możemy wierzyć postaciom na scenie? Gdzie kończy się ich własna osobowość, a zaczyna rola? Czy ta granica w ogóle istnieje?

Gdy rozpoczyna się rytuał przywoływania wspomnień - w tle pojawiają się wciąż nowe ogromne portrety ojców. Są to obrazy kopiujące autentyczne zdjęcia przedrukowane w programie spektaklu - czasem wierne, innym razem podkoloryzowane, zaciemnione, wyblakłe. Po bokach sceny znajdują się trzy podświetlone, iście teatralne toaletki, przy których na oczach widzów odbywa się charakteryzacja aktorów, dzięki której stopniowo przeobrażają się w swoich ojców (lub też siebie samych za parędziesiąt lat). Charakteryzacja ta, nie dość, że demonstruje niemal wszystkie swoje stadia, to jeszcze jej wykonanie demaskuje niedoskonałość przeobrażenia. Na przykład przyklejone do twarzy Oliviera Stokowskiego policzki odlepiają się od twarzy, aż w końcu zostają przez niego zerwane. Większość rekwizytów, takich jak zniszczone meble, pożółkłe papiery, stara miednica, wydaje się być bardzo naturalna, niemalże "ukradziona" z rzeczywistości. Miedzy nimi zdarzają się jednak i takie, które bezczelnie demonstrują swoją teatralną sztuczność - jak chociażby landrynkowo czerwone, plastikowe truskawki. W tym kontekście kolejnym kluczowym tematem spektaklu jest sam charakter pamięci i jej reprezentacji. Wszystko bowiem - od obrazów po same postaci jest jedynie kopią kopii - w nieudolny sposób udającą oryginał, do którego nie ma dostępu. Wspomnienia natomiast wydają się wystylizowanymi na potrzeby prezentacji - wspomnieniami o wspomnieniach - znacznie zmodyfikowanymi i uteatralizowanymi przez czas.

Spektakl staje się więc zarówno rytuałem, jak i śmietnikiem pamięci. Scena zapełnia się mnóstwem rekwizytów, które bardzo sukcesywnie ją zaśmiecają uniemożliwiając aktorom swobodne poruszanie się. W głębi gromadzą się kolejne malowidła, odsunięte na dalszy plan, ale wciąż fragmentarycznie widoczne. Same opowieści natomiast nakładają się na siebie i gubią się w chronologii. Przeszłość, która ukształtowała postaci, sama w sobie - jest na zawsze utracona. Nabiera znaczenia jedynie przez ślady, które po sobie zostawiła, z których najważniejszymi są żywi, ukształtowani przez nią ludzie. Przeobrażenia i fragmentaryzacja, jakim wspomnienia ulegają pod wpływem czasu, czy w akcie prezentacji - uniemożliwiają bohaterom nie tylko dotarcie do "prawdy" o ich ojcach, ale też w jakimś sensie o nich samych. Seans pamięci staje się wizytą w gabinecie krzywych zwierciadeł.

Znakomity spektakl Hermanisa łudzi prostotą - jest bowiem oparty na krótkich czasem zabawnych, czasem wzruszających, innym razem zupełnie neutralnych opowieściach, a jego formuła wydaje się nie zmieniać od początku do końca. Pod monotonią niezmiennych zasad przedstawienie mnoży jednak skojarzenia i konteksty, staje się coraz bardziej wieloznaczne, a przez to niepokojące.

Monika Kwaśniewska

Suplement, czyli co i kto nam w duszy gra

Jeszcze na dzień przed oficjalnym otwarciem festiwalu łódzka publiczność mogła wybrać się na koncert OnAir w klubu Jazzga. Prawdziwą fuzję dźwięków zapewniła obecność pięciu zespołów. Pierwszy z nich - 19 Wiosen - swój styl oparł o brzmienie instrumentów klawiszowych i poetyckie teksty Marcina Pryta. Drugi - Messner Chups - postawił na audiowizualną stronę koncertu, która estetyką przypominała z horrory lat 60. Do muzycznego miksu dołączył Cancie Hank, a na scenie można było usłyszeć zmiksowane fragmenty utworów, pochodzących z gier, kreskówek oraz utworów elektrycznej muzyki poważnej. Te ostanie stały się znakiem rozpoznawczym Felixa Kubina, który rozpoczął swoją przygodę z muzyką jako ośmioletni chłopiec. Ostatni zespół to Kap Bambino, francuski duet, łączący w sobie dynamiczny wokal Caroline Martial i niepokorne aranżacje Orion Bouvier.

Kolejnego dnia festiwalu miłośnicy jazzu mogli wysłuchać koncertu Exploding Star Orchestra w skład, której wchodzi trzynastu muzyków: Nicole Mitchell, Jebb Bishop, Matt Bauder, Jason Adasiewicz, Mathew Lux, Josh Abramsk, Mike Reed, Kuba Suchar, Artura Majewski, Damon Locke i Kevin Drumm. Zespołowi przewodził Rob Mazurek, twórca takich projektów muzycznych jak Chicago Underground, Mandaryn Movie, czy Sao Paulo Underground. Razem z ESO miał zagrać Bill Dixon, legenda free jazzu i nowojorskiej sceny lat 60., ale ze względu na stan zdrowia muzyk nie mógł przyjechać do Łodzi. Najgorszą informacją dla miłośników jazzowych dźwięków mogłaby być wiadomość o odwołaniu koncertu. Tak się jednak nie stało. Zaproszenie na Festiwal Dialogu Czterech Kultur przyjął Fred Anderson, który założył Velvet Lounge, mały klub goszczący do dziś na swej scenie najciekawszych wykonawców związanych z muzyką eksperymentalną. Uczniami Mistrza byli tacy muzycy jak: Ken Vandemark czy Hamin Drake.

Tony saksofonu tenorowego Freda Andersona, freejazzowe improwizacje, zabawy z elektroniką i głosami natury Exploding Star Orchestra wypełniły halę Toya Studios. Tym, którym wrażeń po piątkowym wieczorze wciąż mało mogą wybrać się 9 i 10 sierpnia do klubu Jazzga (ul. Piotrkowka 17), którego mury wypełni jam sesion już zmniejszonego składu orkiestry, ale za to uzupełnionego o łódzkich muzyków.

Marta Olejniczak

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji