Artykuły

Wyścig, tylko po co?

"Wyścig spermy" w reż. Macieja Kowalewskiego w Teatrze Na Woli w Warszawie. Ocenia Gentleman.

"Czy zabrała pani kiedyś komuś życie?" - od tych słów skierowanych beztrosko do bogu ducha winnego widza zaczyna się spektakl Macieja Kowalewskiego "Wyścig spermy". Inspiracją do powstania sztuki były reality shows, które odbyły się w Niemczech i Wielkiej Brytanii. Uczestnicy programów oddawali spermę, która następnie miała dotrzeć do chemicznego substytutu komórki jajowej. Utwór, jak twierdzą jego twórcy, "podejmuje trudny temat stosunku do religii i ochrony życia w Polsce". Ja powiedziałabym raczej, że nie podejmuje tematu, lecz moralizuje na temat. Nie pozostawia widzowi wątpliwości, co do zdania, jakie powinien mieć. Pierwsza część spektaklu, zdawałoby się, finansowana przez jakąś fundację im. Jana Pawła II (dla każdego z bohaterów, niezależnie od wyznania i pochodzenia, jest on niezachwianym wzorcem osobowym), jest przeżyciem koszmarnym. Miałam wrażenie, że znalazłam się znów w podstawówce na lekcji religii u nawiedzonej katechetki. Nie pomagają awangardowe zabiegi artystyczne (diabeł we fraku i slipach dyrygujący chórem dzieci na jasełkach) ani próby rozśmieszenia widowni rysunkowymi filmami przedstawiającymi penisa i plemniki. Całość ratuje druga połowa przedstawienia. Sześć plemników toczy bój o to, który pierwszy dotrze do komórki jajowej. Naprawdę zabawne, choć trudno jest zatrzeć pierwsze wrażenie...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji