Anty-szanty, czyli Satanalia
"Anty Szanty" w reż. Jerzego Satanowskiego w Teatrze Atelier w Sopocie. Pisze Tadeusz Skutnik w Polsce Dzienniku Bałtyckim.
Ostatnia tegoroczna premiera sopockiego teatru Atelier wieńczyła cykl spektakli muzycznych "Anty-szanty", ułożony i wyreżyserowany przez Jerzego Satanowskiego. Do przewrotności tego spektaklu każdy widz musiał dojść sam, bez podpowiedzi.
Zresztą - nie musiał, mógł sobie pozostać przy dobrej zabawie, w którą niewątpliwie udawało się widzów wciągać wykonawcom. Do upływie jakiegoś czasu, potrzebnego na refleksję i pytanie, z czego właściwie się śmialiśmy i co oklaskiwaliśmy, przychodzą jednak myśli niewesołe.
Oto świat oglądany oczami portowych dam, uprawiających najstarszy zawód tego świata, wcale nie jest lekki, łatwy i przyjemny. Nie jest taki ani dla snującej się jak Rachela na "Weselu" Wyspiańskiego, a w istocie staczającej się w pijaństwo postaci, kreowanej przez Justynę Szafran, ani dla wyzywającej ciałem i kostiumem, najbardziej cyckanej finansowo panienki w wykonaniu Magdy Piotrowskiej.
Nie ma lekkiej doli burzowa, piorunująca nawet, gdy śpiewa o kojeniu marynarskich pragnień, barmanka Natalii Sikory. Ani wywołujący salwy śmiechu Paweł Tucholski jako Madame Tucholsky.
I wtedy, gdy na otwarcie wszystkie cztery gracje zapewniają, że możemy na nie liczyć, nie są wszakże z Wysp Dziewiczych. I wtedy, gdy żegnają publiczność wielkim przebojem Jacquesa Brela "Amsterdam". Panowie - z orkiestry Kameleon Septet - wypadają znacznie komiczniej.
Oprócz grania robią jaja, a jak już dostają coś do zaśpiewania, to np. słynny "Tupot białych mew" Wojciecha Młynarskiego, czyli replikę hitu Franka Sinatry "Strangers in the Night".
Wywiązują się ze swych ról wyśmienicie, niemniej - są to role rozkapryszonych chłopców. Nawet Tucholski, mimo że na koniec zrywa z głowy perukę, a potem i etolę, dokonując dekonspiracji płciowej (choć został rozszyfrowany już w pierwszym wejściu).
Wszystkich na szczęście łączy i wszystko łagodzi na bis stara szanta: "Hej, żeglujże żeglarzu". Dopiero później przychodzi refleks.