Artykuły

Z Szekspirem dzień piąty

"Romeo i Julia" to najbardziej optymistyczna i najbardziej promienna tragedia Szekspira. Brzmi paradoksalnie? Z pewnością, zwłaszcza, że od wieków w chrześcijańskiej, zachodniej kulturze funkcjonuje stereotyp nieszczęśliwych kochanków. Tymczasem ani Romeo nie jest taki romantyczny, ani Julia taka delikatna, co doskonale widać w inscenizacji Teatru Globe z Londynu w reżyserii Elizabeth Freestone - pisze Anna Bielecka-Mateja z Nowej Siły Krytycznej.

Teatr "pod kulą ziemską", jak zwykło się mówić o Globe, to z perspektywy czasu najsłynniejsza instytucja kultury czasów elżbietańskich. Sam Szekspir był tu jednym z udziałowców. Budynek targany pożarami i rozbiórkami dwukrotnie odbudowywano, by ostatecznie w 1997 roku stworzyć jego rekonstrukcję. Dziś stoi dumnie w Londynie przy New Globe Walk Bankside bardziej pewnie jako atrakcja turystyczna niż kulturowa. Wzorem dawnych grup wędrownych Globe ruszył w tournee po Europie z najsłynniejszą miłosną historią świata. Grają w otwartej przestrzeni, bez żadnych ograniczeń, między ludźmi, a na ich scenie stoi tylko stary bus, z którego raz po raz wyskakują aktorzy. W gruncie rzeczy to teatr ogródkowy, teatr na trawie dosłownie i przenośnie. Nie zmusza do myślenia, nie zaprząta nadto publiczności porozkładanej wypoczynkowo na placu zieleni. Komercyjna rozrywka dla mas. Nikogo nie obrażając.

Nie lubię takiego teatru, nie przekonuje mnie, co jednak nie zmienia faktu, że taka formę sztuki można uprawiać lepiej lub gorzej. Teatr Globe robi to lepiej. Sukces pierwszy to nowe odczytanie dramatu Szekspira. Elizabeth Freestone w parze kochanków z Werony widzi prawdziwy żywioł młodości. Cała zresztą werońska młodzież jest pełna żywiołu, humoru, rubaszności, seksu. Romeo (Alan Morrissey) tylko w pierwszej scenie pokazuje się jako zakochany bez wzajemności młodzieniec. Szybko okazuje się, że to nie płaczliwy wzdychacz, lecz chłopak pełen wigoru, aktywny i gorący kochanek. Zresztą Julia (Dominique Bull) to także nie niewinna i skromna dziewczynka, lecz pewna siebie i rządna erotyki kobieta. Miłość kochanków nie opiera się przecież na czystej poezji uczuć, tylko okala bohaterów skąpanych w morzu cielesności. To nawet wynika z tekstu Szekspira, choć nikt (a na pewno nie teatr) nie przyzwyczaił nas do takiej interpretacji.

Sukces drugi to zaangażowane aktorów. Są tak naturalni, jakby każdy z nich opowiadał kawałek własnej, malej historii, co nie jest w cale proste, bo niektórzy muszą łączyć dwie role - Perri Snowdon Tybalta i Parysa, a Conrad Westimaas Zakonnika i Pana Capuletti. Nawet renesansowe kostiumy, jeśli ubierają, zakładają na własne stroje - jeansy, szorty i koszulki. Kreują się na zwykłych, młodych ludzi, których wiek ma swoje prawa i przywileje, więc wybacza niepohamowaną gwałtowność i rozszalałe emocje. Liczy się przecież cel, a nie sposób, w jaki chce się go osiągnąć, dlatego bez skrupułów zamienia się tu zamkowy balkon na dach starego, rozklekotanego samochodu.

Sukces trzeci to żywioł komedii. Chociaż wydarzenia splatają się w tragiczne węzły, finał tej historii jest przecież optymistyczny - zgoda zwaśnionych rodów. Pyszna komedia mieni się tu wieloma postaciami: w apoteozie szaleńczej młodości, w osobie pulchnej Niani (Marsha Henry), w grze słów i potoku sytuacji. Grzeczny humor miesza się z niezbyt wyrafinowanymi i niewybrednymi przezwiskami i żartami, którym towarzysza odważne, rubaszne gesty. To udana estetyka, bo trzeba przyznać, że stara jak świat i wszystkim znana historia miłości, chyba nikogo już nie wzrusza.

Sukces czwarty to przestrzenie, w których podczas Festiwalu Szekspirowskiego wystąpił londyński teatr. Park Kolibki w Gdyni i Teatr Leśny w Gdańsku to miejsca piknikowe. Szekspira też wypada tu więc pokazywać w piknikowym stylu, nawiązując przy okazji kontakt z publicznością. Interakcje to coś, co nie wiedzieć czemu widzom podoba się najbardziej.

Spektakl Teatru Globe nie wpisuje się ani w nurt teatru dramatycznego ani psychologicznego. To teatr do ogródka, do piwa, do kotleta, który jednak ma prawo istnieć, i który trzeba docenić za zerwanie z tym niemądrym stereotypem miłości czystej, nieskazitelnej i aseksualnej jako tej, która zawładnęła sercem i duszą kochanków z Werony. A jeśli jest przy tym dobrze wykonany, to można nawet czasem pooglądać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji