Artykuły

Hamlet po Tytusie

"Hamlet" w reż. Moniki Pęcikiewicz z Teatru Polskiego we Wrocławiu na XII Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku. Pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Hamlet" Moniki Pęcikiewicz z Teatru Polskiego we Wrocławiu od razu budzi skojarzenia z "Tytusem Andronikusem" tej samej reżyser z 2006 roku. Niestety, nowe przedstawienie pozostaje w cieniu wcześniejszej adaptacji Szekspira

Wrocławski "Hamlet" - jak po Monice Pęcikiewicz można było się spodziewać - nie jest wierną adaptacją tekstu Anglika. Reżyser - wspólnie z dramaturg Marzeną Sadochą - mocno poszatkowała dramat, niektóre dialogi przypisując innym bohaterom, pojawiało się także sporo nowego, dopisanego tekstu. Paradoksalnie cierpi na tym najbardziej postać tytułowa: liczne kwestie Hamleta (Michał Majnicz) wypowiadają inne postaci - Horacjo (Mariusz Kiljan), Rosencrantz (Adam Szczyszczaj), a nawet Ofelia (świetna rola Anny Ilczuk). To właśnie ona, rozważając samobójstwo, wygłasza z offu monolog "Być albo nie być". Książę Danii u Pęcikiewicz nie jest postacią sprawczą, praktycznie nie ingeruje w sceniczne wydarzenia; nawet zabicie Poloniusza ograne jest gagiem - Hamlet, przechodząc obok niego rzuca od niechcenia "Ty nie żyjesz". Poloniusz po tych słowach pada zalany krwią, co wzbudza u księcia prawdziwą panikę.

Przez pierwszą połowę spektaklu miałem wrażenie, że poważne zmiany w dramacie Szekspira i dodane nowe fragmenty mają prowadzić widza w jakimś kierunku: ku nowemu spojrzeniu na bardzo w końcu ograne postacie lub do ważkiej, oryginalnej myśli. Niestety - spójny i konsekwentny na początku ciąg akcji rozmywa się, aktorzy coraz częściej "wychodzą", ściągają maski ze swoich ról, nie proponując nic w zamian, prócz paru całkiem zabawnych gagów. Jednak to niewiele. Jeżeli reżyser swoim przedstawieniem próbowała pokazać, że po tysiącach inscenizacji "Hamleta" nie można zrobić tysiąc pierwszego, to taka teza jest niezbyt oryginalna i - jak wierzę - nieprawdziwa.

"Hamlet" z pewnością byłby przedstawieniem przynajmniej interesującym formalnie, gdyby nie... zrealizowany dwa lata temu w Teatrze Wybrzeże także przez Pęcikiewicz "Tytus Andronikus". Nie sposób tych widowisk nie porównywać, bo nowe szekspirowskie przedstawienie tej reżyser jest mocno wtórne. Wszystkie najciekawsze pomysły sceniczne w "Hamlecie" w identycznej lub zbliżonej formie pojawiły się już wcześniej w "Tytusie Andronikusie". Mamy więc na scenie hektolitry sztucznej krwi towarzyszące śmierci bohaterów, wszystkie "mocne" sceny natychmiast kontrowane są podważającymi realizm wykreowanego świata gagami, w tle widzimy efektowne projekcje wideo ze świetnie dobraną muzyką. A w poruszającej scenie śmierci Ofelii pobrzmiewają echa równie brutalnej sceny gwałtu na Lawinii z "Tytusa...".

Monika Pęcikiewicz bardzo konsekwentnie pozbawiła "Hamleta" wszelkich elementów metafizycznych. W jej przedstawieniu nie pojawia się postać ducha króla Hamleta, młodego księcia o morderstwie informuje Horacjo (wypowiadając przy okazji część tekstu ojca tytułowego bohatera). W efekcie otrzymujemy opowieść o jednostkach działających przede wszystkim pod wpływem swoich instynktów (głównie erotycznych), pozbawionych jakiegokolwiek kodeksu etycznego.

Po trzech interpretacjach tekstów klasycznych dokonanych przez Pęcikiewicz (prócz "Hamleta" i "Tytusa..." Szekspira w Teatrze Wybrzeże przygotowała ona "Wujaszka Wanię" Czechowa) widać wyraźnie sposób pracy młodej reżyser. Zdecydowanym gestem "zdejmuje" ona te teksty z koturnów, starając się jak najbardziej zbliżyć do dzisiejszego odbiorcy. W oczywisty sposób korzysta przy tym z form najbliższych widzowi: estetyki komiksowej, telewizyjnej czy filmowej, operującej przerysowaniem, upraszczającej język. Chociażby rozmowa pomiędzy Hamletem i Ofelią, w której ten pierwszy wypiera się uczucia, u Szekspira ma ton poważny. U Pęcikiewicz natomiast przypomina typową współczesną kłótnię kochanków, ze wzajemnymi pretensjami, krzykami i przerywaniem w gniewie drugiej osobie. Jednak we wcześniejszych spektaklach bohaterowie mieli widzowi coś ważnego do powiedzenia. A "Hamlet" okazał się wprawdzie kolorowy i efektowny, ale zaskakująco pusty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji