Artykuły

Dramat dolnośląskich scen dramatycznych

Niby sezon ogórkowy, teatry mają urlopy, ale to tylko pozornie okres relaksu i spokoju. Mamy już sierpień, za miesiąc rozpocznie się nowy sezon teatralny, a w kilku dolnośląskich teatrach trwają małe, średnie i wielkie wojny - pisze Krzysztof Kucharski w Polsce Gazecie Wrocławskiej.

Najgoręcej jest w Jeleniej Górze. I to wcale nie dlatego, że na teatralnych koloniach w cieplickim Teatrze Zdrojowym z Melpomeną oswajają się chmary zachwyconych dzieciaków, a Dramatyczny szykuje się do przyjęcia ulicznych artystów i festiwalu, który właśnie rusza. Zdominują go w tym roku bębniarze. I słusznie, bo jest o czym bębnić. Spór w Teatrze Jeleniogórskim narasta od początku roku. Ale cofnijmy się o siedem lat. Wtedy powstała tam hybryda. Połączono na siłę dwa teatry: Animacji i Dramatyczny. Symbioza między nimi nie nastąpiła nigdy. Zawsze były to dwa oddzielne twory. Nie zmniejszyły się nawet koszta utrzymania obu scen. Na noże konflikt wybuchł w połowie lutego. Kierujący artystycznie od września 2007 sceną dramatyczną Wojtek Klemm postanowił przejąć dyrekcję obu scen uważając, że obecny dyrektor, Bogdan Nauka faworyzuje, zwłaszcza finansowo, scenę animacji, którą niegdyś kierował, i na dyrektora połączonych scen się nie nadaje. Zamach Klemma na wyższy fotel się nie udał i artyści dramatyczni zażądali rozdzielenia scen.

Argumentów obu stron wystarczyłoby na pięć rozwodów, a nie jeden. Pierwszy taki wniosek wpłynął w kwietniu. Prezydent Jeleniej Góry, Marek Obrębalski kilka razy przyznawał, iż połączenie teatrów było pomysłem chybionym. Ale uprzedzał, że rozwód nie jest kwestią kilku dni. W końcu wniosek o rozłączenie teatrów został przyklepany przez miejskich radnych i od 11 lipca odbywa biurokratyczną kwarantannę. Potrwa ona - zgodnie z ustawą - trzy miesiące i ani chwili mniej.

Jeśli w tym czasie nikt nie zaprotestuje przeciwko rozdzieleniu scen, w październiku prezydent zaproponuje radnym kandydatów na dyrektorów. Jest bardzo prawdopodobne, że dyrektorem Teatru Animacji, zostanie znów Bogdan Nauka. Tym bardziej, że ta scena ma bardzo dobre notowania artystyczne oraz sprawny i zgrany od lat zespół.

Z kolei, pierwszy szumnie zapowiadany sezon Wojtka Klemma na Scenie im. Norwida wypadł katastrofalnie, nie tylko pod względem artystycznym. Jak sprawdził Cezary Wiklik, jeden z jeleniogórskich radnych, przeciętnie na poszczególnych spektaklach widzowie zapełniają jeden rząd - 18 foteli. A i to nie zawsze się udaje. Niestety, nie można robić wszystkich spektakli według jednego schematu niemieckiej awangardy.

Od lat swój rozpoznawalny, niczego nienaśladujący styl ma scena legnicka. Po raz piąty w swojej historii, Teatr im. Modrzejewskiej otrzymał nagrody w konkursie ministerstwa kultury za wystawienie polskiej sztuki współczesnej. Tym razem jury nagrodziło dwóch aktorów: Zbigniewa Walerysia i Bogdana Grzeszczaka za role w dramacie Roberta Urbańskiego "Łemko" [na zdjęciu] w reżyserii Jacka Głomba oraz zrefundowało część kosztów poniesionych na wystawienie tej sztuki (39 tysięcy), które teatr przeznaczył na spłatę długów. Wydawało się, że o komorniku w teatrze wszyscy szybko zapomną. Okazało się, że to niemożliwe. Przypomnę, że prezydent Legnicy, Tadeusz Krzakowski, któremu podlega Teatr im. Modrzejewskiej, w związku z niepłaceniem zaległych odsetek, nasłał na teatr komornika, a ten zajął konto sceny. Sytuacja stała się dramatyczna, bo nie było pieniędzy nie tylko na wypłaty, ale też na zapłacenie składek ZUS. Ten ostatni fakt pociąga za sobą kolejne kary i odsetki. Jednym słowem, prezydent kazał komornikowi zająć pieniądze, które sam dał teatrowi na działalność.

Teraz z tego samego źródła, czyli miejskiej kasy, teatr znów będzie wyrównywał długi. Radni miejscy podjęli przed kilku dniami taką uchwałę. Prezydent natychmiast ją oprotestował, co może pociągnąć za sobą powstanie... następnych długów. A za nie powinien już zapłacić nie z miejskiej kasy, lecz z osobistego konta. Na razie na decyzji twardego władcy legnickiego grodu 30 tysięcy na czysto zarobił komornik. To efekt ślepego uporu i wieloletnich antagonizmów. Gdyby prezydent zechciał usiąść do stołu z dyrektorem teatru, można było znaleźć sto rozwiązań.

W trakcie sporu, który nie ma precedensu w historii teatru, interweniowały sejmik i Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego. W Legnicy pojawił się przewodniczący sejmiku Jerzy Pokój, a wicemarszałek Piotr Borys na obradach rady miejskiej zdeklarował, że jego urząd będzie współfinansował legnicką scenę.

Piotr Borys twierdzi, że ma już strategię dotyczącą wszystkich najważniejszych dolnośląskich scen. Urząd Marszałkowski chce razem z urzędami miejskimi być ich współwłaścicielem. W wypadku Teatru Polskiego i Opery Wrocławskiej trzecim partnerem będzie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. To powiew optymizmu, choć... patrząc na sytuację Teatru Polskiego, którego współwłaścicielami są właśnie marszałek i minister, na dodatek obaj z tej samej opcji politycznej, widać, że sytuacja jest patowa.

Gdyby o dyrekcji tego teatru decydował tylko Urząd Marszałkowski, to od miesięcy mielibyśmy nowego dyrektora. Minister Zdrojewski, który obiecywał, że takowego znajdzie, a gdy mu się nie uda, ogłosi konkurs, w ostatniej rozmowie powiedział mi, że nie będzie robił nerwowych ruchów. Do tej pory kandydata nie znalazł. I nic się nie zmieni. Nie chcę zgadywać, na ile zadłuży tę scenę Krzysztof Mieszkowski. W połowie roku to jest już ponad 600 tysięcy złotych. Dług pewnie spłaci ministerstwo.

Jak na sezon ogórkowy, sytuacja dolnośląskich scen dramatycznych wygląda więc... dramatycznie.

Na zdjęciu: Teatr im. Norwida w Jeleniej Górze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji