Artykuły

Biedronki, pitbul a jamnik

"Biedronki powracają na ziemię" w reż. Piotra Kruszczyńskiego w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu. Pisze Piotr Bogdański w Nowych Wiadomościach Wałbrzyskich.

Z propozycji dolnośląskich teatrów wybór padł na spektakl w reżyserii Piotra Kruszczyńskiego w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu pt. "Biedronki powracają na ziemię". Wybór okazał się trafny.

Pierwszy, gorący, odbiór sztuki wg dramatu Wasilija Sigariewa jest jak najlepszy. Przyzwoite aktorstwo, intrygująca scenografia, wreszcie ciekawa historia. Po dłuższej chwili przychodzi jednak refleksja, coś jest nie tak. Opuszczamy małą scenę zbyt beztroscy. Dlaczego? Przecież "Biedronki ..." pokazują przygnębiający obraz współczesnej Rosji. Obserwujemy ludzi tkwiących między życiem a śmiercią w przenośni i rzeczywistości. Dima, Sławik i Lena mieszkają w budynku bezpośrednio przylegającym do cmentarza. Utrzymują się z prostytucji i sprzedaży na złom skradzionych metalowych elementów z nagrobków. Poznajemy ich, gdy Dima (Paweł Parczewski) czeka na alkohol, by pożegnać się ze znajomymi przed pójściem w kamasze.

Lena (Dorota Abbe) snuje się wśród mogił i próbuje wyłudzić od sąsiadów tysiąc rubli. Jak twierdzi dostała korespondencję, z której wynika, ze została wylosowana i wygrała 12 tys. rubli, wystarczy złożyć zamówienie na drobny tysiąc. Sławik (Jakub Świderski) walczy tylko o kolejną działkę. Jest narkomanem. Do towarzystwa dołącza Julka studentka, córka dziekana, przedstawicielka innego lepszego świata i Arkasza (Vigo Ferens) z wódką odbiorca złomu. Każdy z nich ma krwawiącą przeszłość, snują jednak marzenia jak to będzie, jak się wyrwą z tego życiogrobu. Niestety tylko mówią. Są słabi, a ich działania tylko pogrążają ich w otaczającym marazmie. Co zatem stoi na przeszkodzie, aby inscenizację Piotra Kruszczyńskiego przeżyć głębiej? Moim zdaniem to brak zdecydowania reżysera czy chce widzów przerażać czy rozśmieszać. W przedstawioną rzeczywistość wkradł się wyraźny fałsz.

Trudno uwierzyć w dramat narkomana, który wesoło podskakuje, przemawia do mrówka, po czym go zjada. Dorota Abbe świetnie wciela się w osobowość prostej dziewczyny oddającej się za dwadzieścia rubli na dworcu. Ale z drugiej strony tylko gra. Nie potrafi zaczarować nas tak, abyśmy zapomnieli, że jesteśmy w teatrze, a poczuli smród zdewastowanego cmentarza. Jeżeli autor i reżyser "Biedronek ..."chcieli zabrać nas na same dno, to zabrakło również autentyczności języka, którym posługują się bohaterowie. Kilka przekleństw typu "spływaj waflu" sprawy nie załatwi. W tej sytuacji najlepiej wypada Vigo Ferens w roli pasera. Świetny wygląd i zachowanie. Równie sprawnie poradziła sobie również Katarzyna Bednarz odtwarzająca postać Julki. Ta atrakcyjna i elegancka dziewczyna okazuje się także nieszczęśliwa i niezrównoważona. Wracając do fabuły to nawet pesymistyczny finał nie dostarcza szczególnych emocji. Myślę, że od zespołu Teatru Współczesnego i Piotra Kruszczyńskiego można oczekiwać czegoś więcej. Cóż, szkoda. Myślę, że reżyser miał niezły materiał wyjściowy. Mógł z Biedronek uczynić wściekłego Pitbula, a wyszedł mu otyły jamnik.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji