Artykuły

Niech sobie życie odpocznie

"Patty Diphusa" w wyk. Ewy Kasprzyk na VIII Przeglądzie Teatrów Jednego Aktora w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Gdy doskonale piękny taksówkarz latynoski kupił jej o świcie na rybnym targu torebkę świeżych krewetek, pierwszy raz w życiu poczuła, że peruka, ten na jej głowie wściekle różowy, włochaty kopiec termitów - jest jak ołów.

Całe życie kopiec dźwigała, niekrótkie życie. Musiała - taki fach. Ona, wybitna dziwka o rutynie do pozazdroszczenia, ona, czcigodna gwiazda kinematografii porno, marzenie wszystkich klubów, gdzie płciowa tożsamość to kwestia ośmiorzędna, królowa nocnych parków, baronowa kabin w męskich toaletach wszystkich knajp miasta, caryca trójkątów, pięciokątów i całej reszty geometrii grupowej - musiała przecież wyglądać. Nie być, nie - właśnie wyglądać. Fach stawiał wymogi bezlitosne.

Więc całe, niekrótkie życie - z różowym, włochatym kopcem termitów na głowie. Ile lat temu - dziesięć? piętnaście? dwadzieścia? - w ogóle przestała nań zwracać uwagę? Do tego rzęsy sztuczne - czarne źdźbła traw gigantycznych. Dalej - wściekle ostre cienie na powiekach, szminka koloru zlanej wrzątkiem świni, gruba piana cekinów na dekolcie, błyszcząca sukienka do ćwierć uda i z tej samej materii koszulina na ramiączkach, futro z najrzadszych kotów dzikich, pończochy jak ciemna mgła, wreszcie czarne buty na wysokim obcasie. Ile lat temu przestała czuć, że stała się zestawem masek, teatrem, iluzją, wyłącznie efektem, jaki wywołuje? Ile lat temu przestało jej doskwierać bycie barokową dekoracją? Ile lat temu zrezygnowała z siebie? Szkoda gadać. Będzie tego z pół niekrótkiego życia. To nie jest przyjemna liczba. I taka też - dziwka wybitna, która nie wie, kim jest, barokowa dekoracja pochopności - weszła w czwartek na scenę w kamienicy Lamellich, by dokonać ostatniej konfesji. Ona - Patty Diphusa. Dziwka nieistniejąca, bo tylko napisana.

Pedro Almodovar napisał los Patty, ale nie mógł albo nie chciał losu tego w filmie ucieleśnić. Wolał widmo zostawić w słowach. Kiedy Remigiusz Grzela, który dla Ewy Kasprzyk monodram o ostatniej spowiedzi Patty Diphusy z tekstów Almodovara wyłuskał, zadzwonił do mistrza z prośbą o zgodę na wystawienie - ludzie ponoć pukali się w czoła. Nie ma takiej możliwości! - powiadali. A jednak! Niepojęte, którym zmysłem, lecz Almodovar poczuł wyraźnie, że Patty to może być tylko Kasprzyk. Święte przeczucie. Kto inny zagrałby Patty - tak? Tak - czyli jak właściwie?

Rzecz w tym, iż od początku wszystko tu jest jasne. Niby żadnych tajemnic, zaskoczeń, nieuchwytności. Niczym w "Priscilli, królowej pustyni". Pamiętacie ten fenomenalny film o gejach, transwestytach czy jak ich jeszcze zwać, jadących autobusem przez Australię? Też nic nowego pod słońcem. Ot, opowieść o ludziach skazanych na wieczną utratę bliskości, uczucia, samych siebie wreszcie. Identycznie w monodramie Grzeli. Obraz odwiecznych namiętności, lęków, fiask, co je od wieków znamy na wylot. W tym rzecz, ale i w tym, że gdy geja gra Terens Stamp, kolosalną dziwkę zaś Ewa Kasprzyk - odwieczne namiętności, lęki, fiaska stają się takie, jakby oto pierwszy raz wstępowały na ziemię.

Godzinna spowiedź Patty Kasprzyk z rozpust życia całego ma smak dziewiczości, moc pierwszego razu. Wchodzi taka, jaką wyżej odmalowałem. Z plastikową skrzynką pełną skarbów (list od mężczyzny, wytworny, przeźroczysty, z najcenniejszego kryształu wyrżnięty fiut, torebka pełna krewetek, które kiedyś były świeże), z flaszką ballantinesa (jedyna istota, z którą Patty jeszcze może gadać po ludzku) w bardzo kruchej dłoni - wchodzi bombastyczna dziwka i stojąc, chodząc, na kanapie siedząc bądź leżąc, rozpoczyna seans przypominania. Jest skrajnie frenetyczna. Na razie jeszcze tak.

W słowach wracają niegdysiejsze filmy pieprzne, miękkie i twarde. Wracają pijaństwa, kokainowe seanse, kace nikotynowe. Jakaś orgia na ławce w pustym parku. Jakiś trójkącik fikuśny w męskiej kabinie toalety nocnego klubu w centrum. Jakaś wstrętna baba, co biedną Patty wyzywała od transwestytów. Jeszcze to, jeszcze tamto, jeszcze sto innych atrakcji.

Świetna jest Patty, jak za dawnych lat! Papierowy uśmiech nie złazi z warg! Przepyszna jest! Ale też - coraz więcej ciszy puchnie między zdaniami. Zmęczenie? Rezygnacja? Bezradność?... Tu, w chwilach, kiedy pod zwałami burdelowego teatru Patty szuka siebie - znakomita Kasprzyk jest najintensywniej dojmująca... I wreszcie staje się to, co było nieuchronne. Przyłazi ostatni takt pamięci, finalny rozdział spowiedzi. Taksówkarz...

Latynoski taksówkarz, prawie anioł. Daleki świt na targu rybnym. W palcach anioła torebka świeżych krewetek. Dla niej. Tylko dla niej. Poczuła mrówki na sercu? Miłość? Tak. Mrówki i nagły ołów sztuczności na głowie... Teraz, w finale przedstawienia, gdy wszystko zostało przypomniane - Patty zdejmuje ołów. Pierwszy raz od lat dotyka własnych włosów. Odkleja z powiek czarne źdźbła traw. Zzuwa tekturowy uśmiech. Pochyla głowę i odchodzi w szarość między rzędami widowni. Chwilę temu latynoski anioł nie odebrał telefonu. Cóż, tak bywa. Na scenie zostaje życie całe, teatr: różowy, włochaty kopiec termitów, futro z najrzadszych kotów, kryształowy fiut. Niech sobie życie odpocznie. Jutro się doń wróci. Nie ma rady.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji