Artykuły

Plakat musiał obrażać

- Najwięcej zrobiłem dla Andrzeja Witkowskiego, znakomitego reżysera, któremu niestety nie udało się wejść do wielkiego teatralnego świata.. Kilka plakatów zrobiłem też dla Jana Świderskiego. To była ciekawa postać, z jednej strony po uszy utopiony w gównie akademickim, z drugiej w pełni świadom, że trzeba z niego wyjść - mówi malarz FRANCISZEK STAROWIEYSKI w rozmowie z Agnieszką Michalak z Dziennika.

W warszawskim Instytucie Teatralnym można oglądać wystawę plakatów teatralnych wydanych po wojnie, m.in. prace FRANCISZKA STAROWIEYSKIEGO, który opowiada o pracy plakacisty w PRL-u.

Zaczynał pan zajmować się plakatem teatralnym w latach 60. Jaka wtedy była sytuacja polskiego teatru?

Franciszek Starowieyski: W latach 60. i 70. byliśmy potęgą kulturalną. Muzyka - nikt nie miał takiej rzeszy znakomitych kompozytorów. Sztuki wizualne - polska szkoła plakatu wpisywała się na stałe w kulturę pop. Architektura - tu wtedy panował kicz, tak jak i teraz. W teatrze cztery zespoły osiągnęły poziom światowy, to grupy Tadeusza Kantora, Henryka Tomaszewskiego, Jerzego Grotowskiego i Józefa Szajny. Ten ostatni był w nieco innej sytuacji, bo jako jedyny z nich funkcjonował w wielkiej państwowej machinie, no ale Szajna miał wielkie wspaniałe wizje i musiał jej jakoś realizować. A potem nastała era Jerzego Grzegorzewskiego. Pozostałe teatry były przeważnie akademickimi domami towarowymi bez pomysłu, przypominały straszliwe klatki.

Dlaczego?

- Bo rządził nimi akademizm, czyli potworne powielanie schematów. Taki sposób uprawiania sztuki był ułatwieniem dla reżyserów, scenografów, ale dla widzów oznaczał wtórność. Broniły się tylko wspaniałe role aktorskie.

Jak w tych warunkach wyglądała współpraca między reżyserem a plakacistą?

- A latach 50. najczęściej ten pierwszy mówił do scenografa: jak skończysz scenografię, to zrób też plakat. Mało kto wtedy zdawał sobie sprawę, że trzeba umieć pokazać coś z dużej odległości. Umieli zrobić to XIX-wieczni malarze: Wojciech Weiss, Aksentowicz czy Wyspiański, ale już plakaty w latach 50. były straszne - wystylizowana galanteria graficzna. Wtedy pojawili się Roman Cieślewicz, który robił plakaty do opery, Jan Lenica - teatralne. A Waldek Świerzy tworzył świetne plakaty filmowe. Miałem jednak nieodparte wrażenie, że oni nie potrafili odczytać treści sztuki.

A pan jak zaczął współpracę z teatrem?

- Najpierw robiłem scenografię. Wtedy wolałem znać sztukę ze słyszenia, przeszkadzał mi brak wizji plastycznej u pisarzy dramatycznych. Podobnie jak Kundzio (Konrad Swinarski - red.), który słysząc, o czym jest sztuka, wymyślał inscenizację, potem czytał tekst i wszystkie te elementy do siebie dopasowywał. Ale kiedy robiłem plakat, to już czytałem sztukę po dwa, trzy razy, żeby odnaleźć jej tajemnicę. Nie chodziło przecież o to, by namalować to, co widz zobaczy na scenie.

Jak pan zabierał się do pracy?

- Zaczynałem od rozmowy z reżyserem. Kiedy dzieło było gotowe, zawoziłem je do teatru, który miał umowy z drukarniami. Największe problemy mieliśmy wtedy właśnie z drukiem, czekało się długo, a poziom techniczny i tak okazywał się fatalny. Często nad plakatem pracowałem nawet cztery miesiące. Czasami naruszałem dobry smak widzów, bo plakat musi być przecież zauważony. Zdarzało się że reżyserzy musieli przeze mnie zmieniać inscenizację, bo moja wizja burzyła ich wizję.

Potencjalnie to bardzo konfliktogenna sytuacja. Czy zdarzały się kłótnie z reżyserami, którzy nie akceptowali pańskiej wizji?

- Nigdy nie cieszyły mnie pojedynki z reżyserami. Lubiłem cenne, inspirujące uwagi.

Który reżyser takich udzielał?

- Tylko Jan Swiderski i Konrad Swinarski. Pierwszy dużo rozumiał, zawsze zauważył, w którym miejscu za łatwo na coś spojrzałem, sugerował, że można to było zrobić w sposób mniej oczywisty. Ale też często się kłóciliśmy. Pamiętam, że kiedyś na próbie tak strasznie sobie nawymyślaliśmy, że zbiegła się cała dyrekcja. Przerażeni pytają, czy to już koniec naszej współpracy, a my na to: czy nie rozumiecie, czym jest twórczość?

Z kim pan najczęściej współpracował?

- Najwięcej zrobiłem dla Andrzeja Witkowskiego, znakomitego reżysera, któremu niestety nie udało się wejść do wielkiego teatralnego świata.. Kilka plakatów zrobiłem też dla Jana Świderskiego. To była ciekawa postać, z jednej strony po uszy utopiony w gównie akademickim, z drugiej w pełni świadom, że trzeba z niego wyjść. Wtedy środowisko było szalenie zintegrowane. Niezależnie od zawodu spotykaliśmy się w knajpach, dyskutowaliśmy, jakbyśmy wszyscy ze sobą pracowali. Ścigaliśmy się w pomysłach i wszyscy sobie czegoś zazdrościliśmy. Ale o zawiści nie było mowy.

A naciski polityczne, gra z cenzurą? Plakaty przecież wisiały na ulicach, a te należały do władzy.

- Politykę miałem gdzieś. Oczywiście czasami odrzucali moje prace, a argumenty były chwilami idiotyczne, np. zrobiłem plakat przedstawiający monstrum stąpające na czterech czerwonych nóżkach. Cenzura wymyśliła, że skoro na czerwonych nóżkach, to pewnie idzie w kierunku socjalizmu. W 1975 przez parę miesięcy przesłuchiwało mnie UB. Wszystko przez wystawę sprzed pięciu lat w Poznaniu, na której przy plakatach umieściłem odręczne napisy na ścianie, np. przy portrecie Lenina: "Na tym plakacie najwięcej zarobiłem". Wszystkich, którzy przyszli na wernisaż, prosiłem, by kładli kwiaty przy plakacie z płaczącym gołąbkiem zrobionym z okazji wypadków na Węgrzech w 1956 roku. Jednak cenzurę zbulwersowało coś innego, dopisek: "Ten plakat zrobiłem pędzlem Marka Hłaski" - razem wtedy mieszkaliśmy, akurat wtedy nie miałem innego pod ręką. Marek był oburzony.

To musiała chyba być straszna afera - władza uważała wtedy Marka Hłaskę za zaciekłego wroga Polski Ludowej?

- I była. Hłasko znajdował się na indeksie i wszczęto nawet śledztwo. Kiedyś zrobiłem też plakat do radzieckiego filmu "Czterdziesty pierwszy". Umieściłem na nim nagą aktorkę, więc ambasada radziecka po dwóch dniach go wycofała. Jednak te dwa dni wystarczyły, żeby publika poszła do kina. Z plakatami do "Białego małżeństwa" też miałem problemy, bo świństw było na nich co niemiara.

Czy któryś z plakatów ma dla pana szczególne znaczenie?

- Plakat do "Operetki" Gombrowicza z Teatru Muzycznego w Słupsku, Na nim umieściłem mój program ideologiczny - taboret to nasz świat, na nim usadowił się lud (u mnie zawsze kartofle) i wypuścił białe bezpłodne pędy...

POLSKI PLAKAT TEATRALNY

Instytut Teatralny

Warszawa, do 31 września

MŁODA siła w plakacie

JOANNA GÓRSKA JERZY SKAKUN

Jeden z najbardziej znanych

w środowisku artystycznym team młodych plakacistów, absolwentów gdańskiej ASP. Ich wspólne prace charakteryzuje precyzyjny warsztat oraz poczucie humoru i zabawy słowem. Wiele z nich nawiązuje do grafiki lat 50. i 60. Projektanci bywają też autorami błyskotliwych sloganów, w tym np. promującego czytelnictwo hasła: "Bądź głupszy, nie czytaj prasy". W 2007 roku wraz z premierą "Tymona Ateńczyka" zaczęli współpracę z Teatrem Polskim w Bydgoszczy. Współdziałają też z Teatrem Dramatycznym w Warszawie, Fundacją Maana oraz Muzeum im. Kazimierza Pułaskiego w Warce.

GRZEGORZ LASZUK

Absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego (1991) oraz Policealnego Studium Poligraficznego. To w oparciu o jego prace zbudowany został plastyczny wizerunek Teatru Rozmaitości pod rządami Grzegorza Jarzyny, nowoczesny język graficzny Laszuka stał się wizualnym odpowiednikiem tej sceny. Twórca plakatów dla warszawskiego Centrum Sztuki Współczesnej i kina Muranów, współzałożyciel grupy artystycznej Komuna Otwock. Od 2001 roku współpracuje też z Teatrem Wielkim w Warszawie.

NATALIA KABANOW

Absolwentka grafiki Wydziału Artystycznego Uniwersytetu Zielonogórskiego, uzyskała dyplom z Grafiki Warsztatowej. Pokazywała swoje prace w Berlinie, gdzie mieszkała kilka lat po studiach. Po przeprowadzce do Wrocławia rozpoczęła pracę w firmie reklamowej, w 2005 roku związała się z Teatrem Polskim we Wrocławiu. Zaprojektowała plakaty m.in. do "Sprawy Dantona", "Zaśnij teraz w ogniu", "Don Juan wraca z wojny".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji