Artykuły

Szczecin. Prawdziwi "Chłopcy" wracają na scenę

Jeszcze pamiętasz siebie jako Hamleta, a już grasz jego ojca, czyli ducha. Schodzenie ze sceny jest bolesne - mówią "Chłopcy". - Ale kiedy wracasz, budzisz się do życia jak feniks z popiołów

Jeszcze pamiętasz siebie jako Hamleta, a już grasz jego ojca, czyli ducha. Schodzenie ze sceny jest bolesne - mówią "Chłopcy". - Ale kiedy wracasz, budzisz się do życia jak feniks z popiołów

Sztuka Stanisława Grochowiaka ma w podtytule "Dramat z życia sfer starszych", bo jej bohaterami są emeryci dożywający swych dni w domu starców. W Teatrze Polskim w Szczecinie grają ich aktorzy na emeryturze, nieobecni na scenie od lat.

Marian Nosek, Antoni Szubarczyk, Roland Głowacki, Zbigniew Witkowski i Bohdan Janiszewski mówią o tym tak: - Pięciu starych repów w przedziale wiekowym między 70 a 80 lat znów stanęło na pierwszej linii.

Kiedyś byłem carem

Kiedy Marian Nosek ze względu na kłopoty ze słuchem i sercem, po 35 latach pracy na scenie, przechodził na rentę, szczerze nie mógł się nadziwić: "Jaki piękny jest świat bez teatru". - Bo w teatrze dzieją się różne rzeczy, nie zawsze wzniosłe i piękne - przyznaje. - Doznałem też wielu przykrości i nieprawości. - I dodaje - Nie ja jeden oczywiście.

Teatr omijał. Otworzył mały punkt ksero. Rodzina kupiła mu farby. Zaczął malować. Podróżował. Jednak lata mijały, dystans łagodniał. Znajomym co prawda nadal chętnie cytował ulubione zdanie cesarza Hadriana: "To zupełnie nieważne, że byłem cesarzem", ale w domowym zaciszu ćwiczył dykcję. Od czasu do czasu jakiś monolog powiedział.

- Kiedy skończyłem studia aktorskie, byłem ani duży, ani mały, ani gruby, ani chudy, taki niedookreślony - wspomina Antoni Szubarczyk. - Zaplanowałem więc sobie, że przeczekam 30 lat, aż się zestarzeję i stanę aktorem charakterystycznym. Wyliczyłem sobie, że dopiero po pięćdziesiątce życie pozwoli mi osiągnąć w zawodzie oczekiwane efekty. Nawet zaczęło się to potwierdzać, ale przyszła choroba...

Rezonans magnetyczny wykazał naczyniaka rdzenia kręgowego. Niedowład lewej nogi, coraz większe kłopoty z chodzeniem. Choroba postępowała szybko. Ostatnią rolę w "Diabłach polskich" grał już na wózku. Do jubileuszu 40-lecia pracy na scenie zabrakło roku.

Nie zastanawiali się, kiedy reżyser Adam Opatowicz zaproponował im zagranie "Chłopców" Grochowiaka.

- W każdym prawdziwym artyście, kiedy kończy karierę, gdzieś tam w głębi pozostaje chęć powrotu do zawodu, tęsknotą za pracą na scenie - mówi Antoni Szubarczyk.

- Patrzyłem na przeszłość i widziałem wyraźnie niedociągnięcia w różnych rolach - opowiada Marian Nosek. - Niczym Wierszynin w "Trzech siostrach", który chciał przeżyć życie dwukrotnie, najpierw na brudno, potem na czysto, chciałem sprawdzić, czy umiałbym naprawić błędy, które popełniałem w przeszłości. Zagrać inaczej, lepiej. Zmierzyć się ze swoim aktorstwem. Pojawiła się szansa.

Ja się muszę odmłodzić

Po kilku, kilkunastu latach wrócili na scenę, a scena dziś inna. "Chłopców" grają otoczeni z dwóch stron widownią. - Kiedyś to by było nie do pomyślenia, żeby aktor grał pod nosem widzów - wzdycha Roland Głowacki. - Dawniej byliśmy oddzieleni od widza rampą. Korzystaliśmy z mocnej charakteryzacji, bo musieliśmy podkreślać kredką twarz, żeby była wyrazistsza.

Wrócili, a z nimi wróciła do Teatru Polskiego atmosfera dawnego teatru - świątyni sztuki. Takie odświętne nastawienie do tego, co się w teatrze robi.

- Nie wypadało się spóźnić, skoro oni przychodzili do teatru jako pierwsi, na godzinę przed rozpoczęciem prób - mówi aktorka Danuta Chudzianka. - Jako pierwsi nauczyli się też swych ról na pamięć.

Na pierwszej próbie okrzyknęli się pięcioma czterystotysięcznikami. Bo kiedy szybko porachowali swoje lata, okazało się, że razem na scenie mają grubo ponad czterysta lat.

Grają bohaterów zgodnych z własną metryką. Jednak na początku zaczęli przedstawiać ich jako zgrzybiałych staruchów. Seplenieniem przydawali sobie lat. Pierwszy spasował Roland Głowacki. - Słuchajcie, nie wiem jak wy, ale ja muszę się odmłodzić - rzucił na jednej z prób. - Stuknęła mi osiemdziesiątka, a tu w didaskaliach autor napisał, że mój Pożarski ma 75 lat.

Roześmieli się i poczuli, że jeżeli były w nich jakieś granice, to właśnie pękły.

- Nie martwiłem się o ich aktorstwo - mówi Adam Opatowicz. - Aktorem się nie przestaje być w momencie, kiedy się na jakiś moment zawiesi pracę. Ale martwiłem się o ich zdrowie, o wytrzymałość, o kondycję. Martwiłem się, bo oni sami się martwili.

Czy nie jest szaleństwem powrót na scenę, kiedy przyszedł czas, że samo wyjście do teatru jest już szaleństwem. Antoni Szubarczyk nie zastanawiał się kiedyś, ile trzeba pokonać schodów, żeby znaleźć się w garderobie. Teraz liczy: najpierw dwa strome do teatru, potem 20 mniejszych. Mozolnie pokonuje je wsparty o kulach. - Co stary człowiek i może - rzuca, gdy ktoś się na niego zapatrzy.

- Jakby ktoś ich naenergetyzował - diagnozuje partnerująca im aktorka Katarzyna Bieschke.

Na próbach robili sobie szelmowskie dowcipy. Marian Nosek niedosłyszy, ale czyta z ruchu warg partnerów, kiedy ma wypowiedzieć swoje kwestie. Tylko że koledzy dla żartu na próbach ustawiali się tak, żeby nie mógł zobaczyć ich twarzy.

W garderobie ciągle się spierali. Zaczynał, flegmatycznie cedząc każde słowo, Marian Nosek, który w "Chłopcach" gra trochę zdziwaczałego starego kawalera, Profesora: - Ta moja rola jest bardzo fajna. Szkoda tylko, że tekst jest zbyt wątły do pokazania tego, dlaczego Profesor jest taki, jaki jest, dlaczego taki zdziwaczały, dlaczego się nie ożenił. W tym przedstawieniu przydałoby się trochę więcej o nim informacji.

- Nie ma dużych i małych ról, tylko są duzi i mali aktorzy - ripostował ze swadą Antoni Szubarczyk.

- Zaprzeczam temu, nie ma małych aktorów, są tylko nędzne papierowe role, z których nawet najlepszy aktor nic nie wyciągnie - bronił się Nosek. - Ale ja broń Boże nie mam teraz na myśli swojej roli.

- Twój Profesor został starym kawalerem, bo nie umiał tańczyć, śpiewać i pić - tłumaczył Roland Głowacki. - A przecież od dawna wiadomo, że kobiety, wino i śpiew.

- Ale ja chciałbym móc więcej w przedstawieniu wyjaśnić - nie dawał za wygraną Nosek.

- To przecież możesz w czasie przerwy rozdawać widzom ulotki o Profesorze. Pomyśl o tym - kończył z szelmowskim uśmiechem Antoni Szubarczyk.

Scenografia do "Chłopców" to łóżka. W trakcie spektaklu nawet na nich nie siadają. W przerwach kilkugodzinnych prób rzucali się na nie ze zmęczenia. - Kasiu, zagadaj pana reżysera - prosili asystentkę. Potem leżeli dziesięć minut, sapali, zaciskali zęby.

Na generalnej zaczęli się sypać. Reżyser Adam Opatowicz chodził i pocieszał. - Ależ panie Marianie, niech się pan się nie martwi, nie przejmuje - prosił. - Dzisiejszej próby nie zaliczam jako próby. Do zobaczenia, jutro gramy.

Na premierze poszło jak z płatka.

Teraz na zjazd miłośników okrętów podwodnych

Antoni Szubarczyk zaczął lepiej spać. - Nie ma nic gorszego jak stary schorowany człowiek, który siedzi i czeka na śmierć - mówi. - Zaangażowanie do pracy w ulubionym zawodzie dało mi taką pozytywną motywację do walczenia ze słabością, walczenia z chorobą, do dalszego życia. Ja to przyjmuję jako wyzwanie, które mi służy, mimo bólu. Ja się czuję potrzebny. Praca nad rolą pozwoliła mi zapomnieć o bólu, cierpieniu. I zorientowałem się, że we mnie tkwią takie pokłady energii, o których ja przedtem nie miałem pojęcia.

Emerytowanego wojskowego Jana Nepomucena Pożarskiego pan Roland Głowacki gra jako człowieka pełnego temperamentu, życia, szaleństwa. Więc pani Głowacka nawet się nie zdziwiła, kiedy mąż zapowiedział jej latem, że jedzie do Gdańska na zjazd miłośników okrętów podwodnych

Za to zdziwiła się ekspedientka w osiedlowym sklepiku, gdzie pan Marian Nosek robi codziennie zakupy. - Zawsze był taki powolny. A teraz zaczęło mu się spieszyć. Za nic nie chce spóźnić się do teatru - uśmiecha się.

Teatr Polski gra "Chłopców" Stanisława Grochowiaka w reż. Adama Opatowicza po raz pierwszy w tym sezonie, w sobotę i niedzielę o godz. 19. Bilety w cenie 25 i 15 zł.

Chłopcy:

Roland Głowacki

Rocznik 1923. Od 1963 r w Szczecinie najpierw jako aktor Teatrów Dramatycznych, później Teatru Polskiego. Grał także w filmach, m.in. Juliusza Zborskiego w "Prawdziwym końcu wielkiej wojny", por. Rolanda w filmie "Orzeł", Hansa Krügera w "Sobótkach".

Bohdan A. Janiszewski

Rocznik 1927. W Szczecinie mieszka od 50 lat. Grał m.in. Dziennikarza w "Weselu" Wyspiańskiego, profesora Sonnenbrucha w "Niemcach" Kruczkowskiego, Gerwazego w "Panu Tadeuszu" Mickiewicza. Laureat nagrody Bursztynowego Pierścienia (1973).

W filmie był m.in. Arcykapłanem w "Faraonie", Tede Hainenem w "Jeźdźcu na siwym koniu".

Marian Nosek

Rocznik 1929. Zadebiutował na szczecińskiej scenie rolą Księdza Logi w "Fantazym" Słowackiego. Zagrał ponad 150 ról, m.in. tytułowe w "Wujaszku Wani" Czechowa, "Henryka IV" i "Ryszarda III" (świetny aktor szekspirowski) , Łatkę w "Dożywociu" Fredry, Szekspira, Cześnika w "Zemście". Ma oprócz aktorstwa drugą pasję - malarstwo.

Antoni Szubarczyk

Rocznik 1930. Od 1956 r. w Szczecinie. Po serii ról chłopięcych stopniowo objawiał się jako aktor charakterystyczny. M.in. Sokrates w "Obronie Ksantypy" Morstina, Ryszard we "Wszystkim w ogrodzie" Albee, Gwalbert w "Lilli Wenedzie" Słowackiego.

Zbigniew Witkowski

Rocznik 1934. Aktor Teatru Współczesnego. Ważniejsze role: Rudy w "Skoku" Wójcika, Gustaw w "Miłości i pobożności" Godebskiego, Mąż w "Śnie" Dostojewskiego, Generał w "Policjantach" Mrożka. Zbiera anegdoty teatralne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji