Artykuły

Letniość matematyki

"Matematyka miłości" - monodram Małgorzaty Zajączkowskiej na VIII Przeglądzie Teatrów Jednego Aktora w Krakowie. Pisze Wacław Krupiński w Dzienniku Polskim.

Letniość matematyki ...czyli falstart Małgorzaty Zajączkowskiej

Małgorzata Zajączkowska ponoć grała w serialach amerykańskich w czasach, gdy mieszkała za "wielką wodą" (piszę ponoć, bom nie oglądał), powróciwszy, stała się m.in. Magdaleną Ordyńską-Złotopolską, tym razem już w serialu naszym (też nie oglądałem). Zobaczyłem za to aktorkę w monodramie "Matematyka miłości" Esther Vilar, pokazanym w ramach obecnego Przeglądu Teatrów Jednego Aktora. Zobaczyłem i, przyznam, zmartwiłem się - toż taki cieniutki poziom tych seriali amerykańskich? To jeszcze poniżej tasiemców brazylijskich można grać? A może to wpływ "Złotopolskich"?

"Matematyka miłości" to nie jest wielka literatura. Oto aktorka Roberta Gomez Dawson - gwiazda sceny argentyńskiej postanawia rozstać się z teatrem, ponieważ dowiedziała się, że umarł jej ukochany, znany polityk, z którym związek musiała skrywać. Stanęła zatem na scenie po raz ostatni, by, żegnając się z widzami i krytykami, wyjawić prawdę o sobie, a także granej przez siebie bohaterce Ninie, która z kolei zabiła się przy zwłokach męża, skądinąd wziętego twórcy argentyńskiego tanga. W sumie, pomijając nawet pokrętne teoryjki o "matematyce miłości", mamy do czynienia z konfesją dojrzałej kobiety, pragnącej ujawnić swą prawdę, zrzucić maski, odsłonić kulisy gry prowadzonej z życiem, z ukochanym, uświadamiającej sobie miałkość przybieranych w życiu póz...

Ukochany nie żyje, ona po trzydziestu latach porzuca scenę... Czyż o tym można beznamiętnie paplać? Można, niestety. Takie właśnie bezduszne granie, tak letnie, że za oknem było cieplej, a odbywał się spektakl wieczorową porą, serwowała Zajączkowska. A tu ani wyjść, bo w maleńkiej sali Śródmiejskiego Ośrodka Kultury tłoczno, ani poczytać, bo za ciemno, a miałem w kieszeni wydany właśnie przez PIW wybór wierszy i próz o sporcie Tadeusza Rożewicza... Ożywiałem się jedynie przy nagraniach tang Astora Piazzolli, włączonych w spektakl na szczęście dla mnie, na zgubę dla monodramistki - bo gęstością zawartych w nich emocji morderczo uwypuklały bezbarwną grę Małgorzaty Zajączkowskiej. A sam kolor sukienki to mało...

Co myślę więcej o zawodowej, było nie było, aktorce, która jako jedyny środek ekspresji używa nóg, przechadzając się posuwiście to w lewo to w prawo, już nie będę mówił. Zastanawiam się tylko, czy to polska aktorka tak straciła na kontakcie z serialami amerykańskimi, czy, być może, one zyskały, po powrocie Małgorzaty Zajączkowskiej na ojczyzny łono? Ale, jeśli dobrze pamiętam, w matematyce, jest coś takiego, jak równanie z jedną niewiadomą, zatem pozostańmy z nią nie rozwiązując.

Polecam za to tomik Różewicza; ze wstępu syna wiele się dowiemy o sportowych pasjach wielkiego poety. Cóż, pasja tak na boisku, jak i na scenie jest potrzebna. A skoro już o sporcie mowa; krakowski pokaz monodramu Małgorzaty Zajączkowskiej był, jak się dowiedzieliśmy po spektaklu, przedpremierowy. Tak więc byliśmy świadkami potwornego falstartu!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji