Artykuły

Róża wiatrów

"Ifigenia nowa tragedia (wg wersji Racine'a)" w reż. Michała Zadary w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

"Nie ma nic lepszego od matki za płotem na chłopca w wieku szkolnym"

Witold Gombrowicz, "Ferdydurke".

Chłopczyk bawi się w wojnę. Już po kolacji, lecz do paciorka zostało trochę. Godzinę temu odrobił lekcje. Pierwszy raz samodzielnie naskrobał: "Ala ma kota". Jest po dziewiętnastej. Na dużej scenie Starego Teatru w Krakowie rozpoczyna się "Ifigenia". W programie czytam: "nowa tragedia (według wersji Racine'a)". Michał Zadara w antyczną wojnę bawi się na narodowej kołderce.

Za oknami zmierzch, w dziecięcym pokoiku przy placu Szczepańskim - wolność mikrej wyobraźni. Na niewidzialnym regale niewidzialna duchowa egida: komiksy o Koziołku Matołku i Tytusie, Romku oraz Atomku. Poetyka nowoczesności! Nie widać, lecz mamy pewność: chłopię wytaszcza spod łózia pudło ołowianych żołnierzyków i kołdrę drapuje w starożytne krajobrazy. Tam będzie Troja, tu - równina pod beockim Aulis, gdzie wedle mitu i kilku opowiadaczy wojska Hellady znieruchomiały w drodze do Troi. Zamarł mit, gdyż na morzu panuje cisza. Żagle - śpiące nietoperze. Znikąd ratunku. No, chyba że za cenę śmierci niepojętej... Wróżbita Kalchas powiada: nietoperze obudzą się, kiedy Agamemnon złoży Artemidzie ofiarę ze swej córki Ifigenii. Tak jest w micie. Tym jest "Ifigenia" - kroniką niemożliwego bólu śmiertelnych... Ale zostawmy to.

Zostawmy mit. Chłopczyk nie wie, co to mit. Nie czuje jego wieczności. Zostawmy Troję i Aulis. Zostawmy bezradność i ból. Bogów też. I los. Cóż o bezradności, bólu, bogach i losie wiedzieć może nowoczesne chłopię teatralne, w starożytną wojnę bawiące się przed paciorkiem? Cóż może powiedzieć o jednym z najpotężniejszych zdań, jakie o Racine'owskiej opowieści napisano: "W "Ifigenii" cały naród pozostaje w niewoli tragedii, ponieważ nie zerwał się wiatr". Nie zerwał się? Furda to!... Jak sprawę ująć?... Komponując kolację - mama popełniła kulinarną niezręczność? Oto chłopczyk... W każdym razie - w Starym słychać wiatry. Ba! Wichry to są, kłopotliwe...

Od tego "Ifigenia" w Starym się zaczyna. I tak grzmi. Chłopię często gasi światło - wtedy słychać wszędzie, w całym teatrze, aż po Wieżę Ratuszową ostro słychać, że kulinarna niezręczność mamy była gruba. Ale to też zostawmy. Zostawmy, gdyż jest tak: mit i Racine pragną, by sednem tragedii była cisza, chłopczyk zaś ma pewność (na złość mamusi odmrożę sobie uszy!), że sedno odświeżające zmurszałego Racine'a to - róża powłóczystych wiatrów. I co mu zrobisz? Inaczej: w micie i u Racine'a armia Agamemnona stygnie, gdyż nie wieje, u chłopczyka w Starym zaś - gdyż wieje. Ot, tajfun "Michaś", przetykany chwilami ciszy i jasności. Wtedy widać na scenie ołowiane żołnierzyki. Aktorzy! Tragicy pod reżyserską batutą Zadary!

Na ten przykład: w paluszkach prawej dłoni chłopczyka żołnierzyk Agamemnon (Jan Peszek), w paluszkach lewej - Ulisses (Roman Gancarczyk). I fajnie jest, bo gdy chłopię jednego drugim puknie - trupi łomot ołowianego aktorstwa kruszy mury. A gdy chłopczyk uruchomi Klitajmestrę (Anna Radwan-Gancarczyk), bądź Ifigenię (Barbara Zawadzka) - ołowiany rumor nabiera telenowelowej ogłady. To wszystko. Ołowiane bleblania żołnierzyków snują się nad kołderką sceny. I do końca nie opuszcza ich komiksowa egida!

Nie opuszcza ich Matołek, bo chłopczyk ze swym kolegą, też chłopczykiem, napisali "Ifigenię" - za Racine'a. Napisali tragedię na miarę współczesności, gdyż aleksandryn oryginału, ten 12-zgłoskowy rytm jambiczny z akcentem na zgłosce szóstej - dla dzisiejszej dzieciarni jest niejadalny. Dzieciarnia ponoć nie łapie, kiedy ktoś mówi do niej ze sceny zdaniami pełnymi, więc chłopięta w pień wyrżnęły zdania pełne i wstawiły - komiksowe. Efekt? Na narodowej kołderce w Starym ołowiane żołnierzyki przez trzy godziny z hakiem wypiskują "perły" godne Matołka i innych Spidermanów. Ba - jest śmiesznie, bo nie muszą tego czynić z pamięci! Chłopięta wyświetlają bowiem swe dzieło na wszędzie wiszących telewizorach i na równi pochyłej, sterczącej pośrodku sceny. Tak, nie ma nic bardziej uciesznego nad widok Peszka Jana, który spoza czarnych okularów starego wujcia z Ameryki bez wytchnienia dyskretnie kuka na plazmowe telepromtery, co ocalają wióry jego aktorstwa.

I to by było na tyle. Kolejne "zmartwychwstanie" klasyki - dokonało się. Co napiszą gazety? To też - jak rychłe dzieła całego pospolitego ruszenia dzielnych chłopiąt i dziewcząt nadwiślańskiej Melpomeny nowoczesnej - przewidywalne jest. Otóż, od kronikarzy ołowianych wojenek Zadary dowiemy się o przejmującym scenicznym portrecie uwiądu tragedii w bezdusznej naszej, komiksowej dobie Internetu i Dody-Elektrody. Amen? Jak najbardziej.

I coś jeszcze, może najistotniejsze. Otóż, chłopczyk jest niczym Doda. Geniusz marketingu i PR-u! W tym jego geniusz realny. Chłopię jest jak Doda bądź jak dyrektor Starego Teatru (niebawem Elektroda i Grabowski będą synonimami jednego smaku) - dobrze wie, iż w śpiewaniu (w teatrze) dziś nie o śpiew (teatr), jeno o zrobienie dobrze narastającej głuchocie ludu idzie. No i robi. Szybko, łatwo, przyjemnie. I zupełnie mu nie wadzi, że opus jego nie przetrwa jednego psiknięcia specyfikiem Brise - owoce lasu, Brise - szyszka sosnowa bądź Brise - morska bryza. Cóż, nam też nie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji