Artykuły

Bemowskie Zaburzenia Teatralne. Dzień drugi

O drugim dniu Bemowskich Zaburzeń Teatralnych pisze Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.

Kolejny dzień festiwalu poświęcony był prezentacji grup teatralnych artystów niepełnosprawnych. Przed zgromadzonymi w Bemowskim Centrum Kultury widzami zaprezentowały się dwa zespoły z Warszawy - Teatr Opera Buffa i Grupa Teatralna Zgoda.

"Odyseja Weinbacha" w reżyserii Katarzyny Wińskiej w wykonaniu zespołu Teatru Opera Buffa ma bardzo ciekawy pomysł wyjściowy. Na brzeg sceny z widowni wchodzi kilkoro aktorów, nerwowo przekrzykujących się nawzajem. Ktoś pyta, o której odpływa statek, ktoś domaga się czegoś - aktorzy pojawiają się jako wchodząca na scenę (pokład statku) chaotyczna grupa. Z chaosu zaczynamy wydobywać poszczególne wypowiedzi, odróżniać głosy, szeregować twarze. Prędko orientujemy się, że spektakl nie ma jako takiej fabuły. Jest raczej zbiorową próbą posklejania z okruchów, jakie postaci przechowują w pamięci, spójnej opowieści. Próba nie jest udana. Dialogi zaczynają się zapętlać, powtarzać, spójna narracja bez wzajemnej komunikacji okazuje się niemożliwa.

Podróży statkiem towarzyszą projekcje animacji rodem z "Latającego Cyrku Monty Pythona". Nie zawsze są one związane czy inspirowane wypowiadanymi kwestiami - zawsze za to wnoszą efekt dziwności, zatarcia ewentualnych dookreśleń spektaklu.

Gdy tylko wszyscy pasażerowie statku zajmują swoje miejsca, pojawia się właściwy dla przedstawienia chwyt formalny. Przez czterdzieści minut przedstawienia reflektor punktowy wydobywa z ciemności twarze aktorów przyporządkowane do nagranych wcześniej i puszczanych z głośników wypowiedzi. Aktorzy mimiką i drobnymi gestami do-grywają się do nagrania. Niestety, festiwalowy pokaz obnażył główną słabość takiego pomysłu. Okazało się, że wystarczy brak technicznej precyzji, by spektakl stracił na czytelności. Chaos w manipulowaniu reflektorem punktowym, wydobywającym z ciemności twarze pasażerów statku, sprawił, że widzowie nie zawsze mogli przyporządkować twarz do głosu. Spektakl stawał się przez to męczący i wiele jego potencjalnych walorów bladło wobec tej niedoskonałości.

"Schizofrenia - zamknijcie okna?" to zbiór niewielkich etiud sklejonych w jedno przy pomocy prostego chwytu teatralnego. Kolejni bohaterowie wywoływani są na scenę przez lekarza (?) małym dzwoneczkiem, dostają od niego kanapki - w końcu wszyscy znikają.

Gdy pojawiają się po raz drugi, już nie są jednolicie ubrani, mają zróżnicowane charaktery. Ktoś łowi ryby, ktoś inny jest biskupem, siostrą zakonną, jeszcze inna osoba jest chowana do pralki... Z szeregu etiud początkowo nie składa się spójna kompozycja - spektakl wydaje się rozpadać na indywidualne działania. Po pewnym czasie jednak dostrzec można zasadę łączącą wszystkie elementy i spajającą je w całość. Mowa tu o działaniach postaci najbardziej osobnej, wyraźnie odstającej od pozostałych. Bohater ten, rodzaj trickstera, pokrętnej, archetypowej istoty, zaburzającej porządek świata przedstawianego, włącza się w każde z działań i deformuje je, swoim działaniem rozbija i niszczy. Niekiedy odbywa się to przez zburzenie iluzji scenografii (jak przy etiudzie z pralką, gdy obrus, na którym jest wyświetlana, zostaje podniesiony - jest to jednocześnie zaburzenie iluzji i "otwarcie" pralki), czasem poprzez działanie włączone w etiudę (jak zabranie wiadra z rybami wędkującej kobiecie). Kierując etiudy w różne, nieoczekiwane kierunki, trickster zaburza ich pierwotne scenariusze. Doprowadza wreszcie do tego, że wszystkie postaci po raz kolejny spotykają się na scenie i wspólnie kończą sztukę.

Wartością przedstawienia Grupy Teatralnej Zgoda jest fakt, że to aktorzy w dużym stopniu mieli wpływ na to, jak będzie wyglądać spektakl. Ich autorskie pomysły przekształciły się w obrazy sceniczne. Z lepszym lub gorszym skutkiem, ale uwypuklono indywidualności wykonawców.

Najsłabszym punktem spektaklu okazało się zakończenie. Szczególnie mocno widać to, gdy przywołać piątkowy panel dyskusyjny, w trakcie którego twórcy zarzekali się, że zarówno oni, jak i aktorzy, woleliby, by ich przedstawienia oceniać raczej pod kątem osiągnięć artystycznych niż zrealizowanych bądź potencjalnych efektów terapeutycznych. "Schizofrenia - zamknijcie okna?" nie daje takiej szansy właśnie przez swój finał. Wychodzący po kolei aktorzy oznajmiają, jak traktowało ich z ich chorobą otoczenie ("mówili, że jestem leniwa i powolna", "mówili, że jestem głupi", "mówili, że jestem ladacznicą"). Po tych wypowiedziach pada pytanie ze strony trickstera - jak oni sami patrzą na siebie, jak siebie oceniają. Te wypowiedzi są diametralnie inne ("jestem radosny", "wszystko potrafię", "jestem spokojna"). Jednoznaczne wyłożenie problemu, który artyści próbowali ogarnąć metaforycznie przez cały spektakl, burzy i obniża jakość artystyczną przedstawienia. Kieruje uwagę widza ku procesowi terapeutycznemu i nie pozwala, by w finale wybrzmiał element estetyczny.

Dwa spektakle grup warszawskich poszukują formy, w której najwygodniej mogą zmieścić się ich aktorzy. To kształt estetyczny determinuje te przedstawienia; treść, choć ważna, również jest do niego dopasowana. Zespołowa praca Teatru Opera Buffa i złożony z indywidualnych występów pokaz Grupy Teatralnej Zgoda to dwie całkowicie różne ścieżki dochodzenia do ostatecznego efektu - pokazu pracy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji