Artykuły

Baśniopisarka

- Z dnia na dzień zakochałam się w teatrze lalkowym. Postanowiłam pisać baśnie dla dzieci. Jeżeli swoją przyszłość wiąże się z lalkami, to nie ma w Polsce lepszego miejsca niż Białystok - mówi MARTA GUŚNIOWSKA, baśniopisarka, dramaturg Białostockiego Teatru Lalek.

Z Martą Guśniowską rozmawia Jerzy Szerszunowicz

Marta Guśniowska - 29 lat, z wykształcenia filozof, z zawodu dramaturg. Zaaynała karierę w Klubie Młodych Dramaturgów przy polskiej sekcji Międzynarodowego Stowarzyszenia Teatrów dla Dzieci Młodzieży ASSITEJ. Jest wielokrotną laureatką konkursu "Szukamy polskiego Szekspira (1996,1998, 300) oraz Konkursu na Sztukę dla Dzieci i Młodzieży (2004,2005,2006). Od roku na stanowisku dra-laturga w Białostockim Teatrze Lalek.

Miasto Kobiet: Chciała mieć Pani kiedyś długą, mlecznobiałą brodę?

Marta Guśniowska: Nie... Miałam dużo różnych marzeń, ale nigdy nie chciałam mieć brody...

A pióro, takie duże, gęsie?

- Mam piękne wieczne pióro podarowane przez rodziców. Używam go do robienia notatek na spacerze, w podróży. Gęsim nie piszę.

Brody nie ma, piórem nie pisze, a do tego kobieta. Wszystko nie tak. Za to baśnie takie, jak trzeba - mądre, intrygujące, zabawne. Jak to możliwe?

- Krasnoludek mi podpowiada. Mam takiego skrzata z włóczki, którego wiele lat temu dostałam od mamy. Wierzę, że każdy baśniopisarz powinien mieć w kieszeni takiego "suflera" i przyjaciela. Nigdy się z nim nie rozstaję. Może dlatego ciągle coś mi się w głowie rodzi, coś się dzieje, powstają jakieś historie, które staram się spisywać.

Od dawna te historie lęgną się w głowie?

- Pierwszy wierszyk, o konewce, napisałam zaraz po tym, jak nauczyłam się pisać.

Cudowne dziecko?

- Nie do końca. Po tym pierwszym wierszyku "zarzuciłam pisanie" (śmiech). Dopiero w liceum "popełniłam" swoją pierwszą sztukę. Czytałam wtedy Szekspira, który mnie zafascynował. Starałam się pisać w jego duchu. To była rzecz bardzo poważna, dla dorosłych, do wystawienia w teatrze dramatycznym. Wysłałam swoje dzieło na konkurs "Szukamy polskiego Szekspira" i dostałam wyróżnienie.

Kariera błyskawiczna.

- W pewnym sensie, bo wyróżniono mnie za - cytuję - "doskonały pastisz komedii fredrowskiej". Prawie się załamałam. Napisałam tragedię, z której wszyscy się śmiali.

Ale uczestniczyła Pani w następnych edycjach konkursu.

- Tak. I ciągle dostawałam wyróżnienia. O tyle cenne, że tym razem zgodne z moimi intencjami. Marzyłam o nagrodzie, ale jakoś się nie udało. Zaczęłam się zastanawiać, czy ja mam talent, czy może nie powinnam przestać pisać, skoro zdobywam tylko wyróżnienia

Na szczęście pisała Pani dalej.

- Pomyślałam, że pewnie nie będzie ze mnie wielkiego dramaturga, że jest wielu lepszych ode mnie. Pogodziłam się z tym. Jednak pisanie sprawia mi tak niewyobrażalną przyjemność, że nic mnie nie powstrzyma. Będę pisać.

W tym czasie wyrosłam z konkursu "Szukamy polskiego Szekspira". Miałam małą przerwę, po której wysłałam dwie sztuki na konkurs dramaturgiczny "Tespis". To znów były sztuki dla dorosłych. Obydwie zostały nagrodzone i się zaczęło...

Posypały się propozycje?

- Zaczęto mnie zapraszać na premiery do teatrów, na różne oficjalne spotkania. Poznań odkrył, że ma u siebie kogoś młodego, kto pisze sztuki teatralne, i zaczął mnie promować. Niebawem napisałam pierwszą historię dla dzieci: "Baśń o rycerzu bez konia", którą wysłałam na Konkurs na Sztukę Teatralną dla Dzieci i Młodzieży, organizowany przez Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu. Znów dostałam wyróżnienie.... Za to moim tekstem zainteresował się dyrektor Teatru Animacji. Zaczęły się próby, w których uczestniczyłam. Z dnia na dzień zakochałam się w teatrze lalkowym. Postanowiłam pisać baśnie dla dzieci

Skoro tak dobrze rozwijała się Pani kariera w Poznaniu, to po co przeprowadziła się Pani do Białegostoku?

- W Poznaniu mówiono mi: "Fajnie, że jesteś". Ale pracy w teatrze na etacie dramaturga nie dało się załatwić. Po prostu takiego stanowiska nie przewidziano

w przepisach. Co było niemożliwe w Poznaniu, udało się w Białostockim Teatrze Lalek. Dyrektor Marek Waszkiel chciał, żebym tu pracowała, i zrobił wszystko, by do tego doszło. Musiałam podjąć trudną decyzję o przeniesieniu się do Białegostoku.

Co przeważyło szalę?

- Chyba fakt, że byłam już wcześniej w Białymstoku. Wszystko zaczęło się

od spotkania z Agatą Biziuk, która mnie tu zaprosiła; czytano mój dramat. Poznałam Akademię Teatralną, która mnie zafascynowała. Czułam, że w Białymstoku jest mnóstwo inspiracji, że dobrze się tu czuję, że tematy do pisania same się nasuwają. Poznań jest wielkim miastem, w którym dużo się dzieje. Jeżeli swoją przyszłość wiąże się z lalkami, to nie ma w Polsce lepszego miejsca niż Białystok. Przez ten ostatni rok bardzo dużo pisałam, bardzo wiele się nauczyłam. Zakochałam się w tym mieście - i w miejscu, i w jednym białostoczaninie...

Jak słyszę, zostaje Pani na dłużej. Kiedy zobaczymy premierę jakiejś Pani sztuki na deskach BTL-u?

- W październiku. Nazwałam ją "Ciąg dalszy nastąpi".

Życzę, żeby tytuł okazał się proroczy. Dziękuję za rozmowę.

Baśnie dla każdego

Z okazji jubileuszu 55-lecia istnienia Białostocki Teatr Lalek wydal książkę Marty Guśniowskiej zatytułowaną "Baśnie. Sztuki dla teatru lalek". Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że teksty są świetne, a książka wydana tak, że w pełni zasługuje na miano bibliofilskiej perełki. Oglądanie i lekturę "Baśni" zaczyna się od... zdjęcia przepaski z napisem "Poczytaj mi..".

Po uwolnieniu z więzów potężne, bogato ilustrowane tomiszcze rozkłada się na pół, a potem jeszcze raz. Stają nam przed oczami cztery kolorowe plansze, przypominające afisze do przedstawień lalkowych. Do czytania jest niewiele - same tytuły: "Baśń o rycerzu bez konia", "Czarno na białym", "O Pryszczycerzu i Królewnie Pięknotce", "Baśń o Grającym hnbryku" i "Kaszalot". A gdzie te baśnie? Dorosły może mieć kłopot, bo wie, że jak coś jest czerwone, to nie należy tego dotykać. Co innego dziecko: natychmiast sprawdzi, do czego służą wystające tu i ówdzie tasiemki Wystarczy pociągnąć, by wypadła książeczka z baśnią. Baśnie są znakomite. Stwierdzenie arbitralne, nie musicie wierzyć. Jednak książka wyszła tylko w 300 egzemplarzach, więc osoby małej wiary mogą się nie "załapać".

Żałować będzie czego. Dziełka Marty Guśniowskiej są dowcipne, zaskakujące,i pouczające, poetyckie, wizjonerskie, a do tego zwięzłe. Ib literackie cacka, które zaciekawiają dzieci i wzruszają dorosłych. Wiem co mówię -testowałem na żywych organizmach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji