Artykuły

Wiwisekcja po teatralnym sezonie

Jestem wierny. Do naszego teatru chodzić trzeba. Ale osobom odpowiedzialnym za jego organizację już dziękujemy. Czas dać szansę młodszym, którzy połączą teatr awangardowy i mieszczański z rzeczywistym wykorzystaniem techniki, w oczekiwaniu na owację bez manipulacji - pisze o Teatrze im. Szaniawskiego Jarosław Wanecki w Gazecie Wyborczej - Płock.

"Obywatel M." [na zdjęciu]. Lichość tego przedsięwzięcia polega głównie na jego nieaktualności. Zapowiadanego uniwersalizmu prawie nie było. Nuda - pisze Jarosław Wanecki. Pierwszy sezon w odnowionym Teatrze Dramatycznym za nami. Nikogo więc nie zdziwi podsumowanie dokonań organizacyjnych i artystycznych ostatnich kilku miesięcy.

Przypomnę, że remont ponadtrzydziestoletniego gmachu przy Nowym Rynku był przedłużany, co skutkowało niepewnością repertuarową i przesunięciami terminu otwarcia. Efekt jest jednak imponujący. Po wielomiesięcznej dyskusji, w której nie zabrakło głosów prześmiewczych, chylę czoła przed argumentami architektów i inżynierów, zwłaszcza w obliczu reakcji gości z innych miast wyrażających zachwyt nad podświetlaną szklaną fasadą.

Słyszałem pisk opon

Nieco gorzej wypadają detale. Nie do przyjęcia jest płot, który oddziela "słonia" od placu teatralnego. Jego demontaż zależy od władz miasta i wierzę, że krytyczne spojrzenie na małą architekturę spowoduje poprawę wizerunku całego obiektu.

Pośpiech przy budowie zauważalny jest z bliska. Przez kilka tygodni wielkie tafle szkła czekały na przetarcie z kurzu budowlanego. Kłopot w utrzymaniu czystości widać na podjeździe, który upatrzyli sobie amatorzy taniego wina, pozostawiając trwały ślad oddania sztuce. Zastanawiają smugi na nowych posadzkach, zwłaszcza przy połączeniu płyt. Zawodne są drzwi ewakuacyjne, które potrafią się zablokować, co może być powodem poważnego zagrożenia pożarowego. Duża sala nie jest odpowiednio wygłuszona. Słyszałem w niej karetkę, klaksony, pisk opon i sztuczne ognie (!). Hałas dobiega też z foyer, gabinetów i tworzonego właśnie lokalu gastronomicznego, zlokalizowanych za ścianami okalającymi widownię. Z powodów akustycznych niemożliwe będzie jednoczesne wykorzystanie scen i klubu jazzowego. Przy zajmowaniu miejsc i podczas przerw rażą w oczy źle ustawione górne lampy nad środkowym sektorem. Ponadto drażni zamknięte wejście biura obsługi widzów i niefrasobliwe poruszanie się pracowników przez górną rampę, z jednoczesnym otwieraniem drzwi do rozświetlonego zaplecza. Szkoda, że pozostawiono starą wykładzinę dywanową, zamiast powrotu do drewnianej podłogi. Martwi brak pełnej gastronomii, ale od września będzie już można po spektaklu zostać w restauracji jazzowej Teatralna.

Urokliwie, acz bez wyrazu

Całość sprawia dobre wrażenie. Pomieszczenia są klimatyzowane. Futurystyczny, surowy, ale konsekwentny design wpisuje się we współczesną estetykę, a lustrzana ściana na pierwszym piętrze jest świetnym pomysłem, który może być z powodzeniem wykorzystany nie tylko na wernisaże i bankiety, ale także dla celów inscenizacyjnych.

Duże możliwości stwarza scena kameralna, nieźle zaprojektowana, z wygodnymi fotelami oraz opcjonalnym ich ustawieniem. Balkon, rampy i boczne drzwi dają realizatorom pole manewru, chociaż prowizoryczne schody dla aktorów wymagają dużej sprawności. Spektakle na małych scenach są w modzie, o czym świadczy przebudowywanie widowni w dużych salach renomowanych teatrów.

Piekiełko jako scena najmniejsza jest urokliwe, acz bez wyrazu. Miało być nastrojowo, ale ograniczono się do białego ekranu i kilku okrągłych stołów. Miejmy nadzieję, że propozycje restauracji jazzowej nadadzą temu miejscu klimat, w którym doczekamy się również anonsowanych programów kabaretowych.

Niestety, szumnych zapowiedzi o wyposażeniu technicznym teatru nie potwierdza praktyka. Obrotowa scena zepsuła się po premierze "Operetki". Mikroporty posłużyły w sztuce Gombrowicza, ale nie wiedzieć czemu nie było ich w "Czerwonym Kapturku". Nadal nie znamy możliwości maszynowni do zmian dekoracji, bo trudno uznać opuszczenie żyrandola czy przepierzeń w domu Ludwika M. za rewelację. Zdarzył się także epizod wyłączenia prądu w trakcie spektaklu dla dzieci. Całe szczęście zadziałał system awaryjny.

Nie ma za co chwalić oświetleniowców. We współczesnym teatrze światło wymaga reżyserii, zwłaszcza jeśli używa się prezentacji multimedialnych. U nas dominuje mrok, a pokazy slajdów lepiej realizują licealiści. Nie może być tak, że przeźrocze widać na kostiumie aktora. Piękne wysycenie kolorem ekranu w "Obywatelu M." to trochę za mało.

Gdzie repertuar na cały sezon?

Nie obyło się bez drobnych błędów dźwiękowców. Ustawienie pianina po lewej stronie z odtwarzaniem na dwa głośniki z miejsca demaskuje playback. Należy zwrócić uwagę na zagłuszanie pierwszych rzędów zlokalizowanych bardzo blisko dużych kolumn. Problemem wydają się nagrania, co słychać w realizacji "Czerwonego Kapturka" - sterylne, wytłumione, z ubogim instrumentarium.

Nie było zapierających dech w piersiach dekoracji. Konwencja i konsekwencja zostały zachowane jedynie w "Hotelu Palace". Nad szmirą "Czerwonego Kapturka" można się tylko rozpłakać. Zachwyt części komentatorów scenografią do "Obywatela M." jest niepokojący. Ekran w polskim teatrze odkryto na początku lat 90. Obecnie wykorzystuje się ekrany diodowe, lustra weneckie, pleksiglasy i tiule, tworząc pogłębienie przestrzeni, gdzie jednoczesna prezentacja DVD połączona jest z ruchem scenicznym, animacjami wielopłaszczyznowymi lub scenografią laserową. O braku nowych rozwiązań przekonał teatr z Cieszyna, który bliźniaczo do "Obywatela M." wykorzystał centralny ekran w "Mistrzu i Małgorzacie".

Lepiej zagrały rekwizyty. Kowalewski z godną podziwu konsekwencją i pomysłowością wykorzystał stół. Bronią się ładne, nowe stroje, peruki i drobne atrybuty.

Mimo nalegań nie doczekaliśmy się afisza z repertuarem na cały sezon. Kierownictwo twierdziło, że nie można zaplanować pięciu miesięcy. A przecież ludzie układają sobie kalendarz z wyprzedzeniem i pokazywanie dat premier wydaje się niezbędne, zwłaszcza wobec perfekcyjnej pod tym względem Płockiej Orkiestry Symfonicznej.

Kłopotliwą sprawą jest organizacja widowni premierowej. Na żadnej z gal z okazji oddania teatru oraz na premierach dużej sceny nie było kompletu. Twierdzę, że jest to wynik rozdawania darmowych i niewykorzystanych zaproszeń dla niechętnych sztuce VIP-ów.

A teraz po nazwiskach...

Dobór repertuaru pozostawia wiele do życzenia. "Operetka" wywołała miniskandal. Szkoda, że przed premierą, a nie po niej. Zapowiedź "dołożenia, że daj Boże" podsumowała puenta z opowieści Ludwika M., że "oceniać należy nie po tym, jak się zaczyna, ale po tym, jak się kończy". Wspomniana "Historyja" to w ocenie gościa DKT Bogdana Urbankowskiego sztuka drugorzędna. Lichość przedsięwzięcia polega głównie na jego nieaktualności. Zapowiadanego uniwersalizmu prawie nie było. Nuda. Płycizny w budowaniu postaci psychologicznych w czasach PRL-u wiele mówią o niedojrzałości autora. Ciąg stereotypów pozytywnie odbieranych przez młodzież nieadekwatnie wypacza historię. Chociaż recenzje były dość dobre, to każda propozycja polskiej dramaturgii prezentowana w DKT była lepsza od "Obywatela M.".

Nad "Czerwonym Kapturkiem" załamię tylko ręce. Reżyser miał szczęście, że najmłodsza widownia jest wyrozumiała i chłonie teatr. Stara zasada, że dzieciom nie wolno fundować chłamu, nie została zachowana. Gdyby oddać realizację Renacie Kutyło z Małachowianki (teatr integracyjny) albo Kasi Kozłowskiej z III LO (klasa artystyczna), nie wspomnę już o Romie Ludwickiej (MDK) - poziom bajki wzrósłby natychmiast.

Co najmniej raz w roku czytam rankingi polskich aktorów. To subiektywne wykazy oparte głównie na tym, co obejrzał recenzent. Dlatego właśnie zaplanowałem, że na scenie płockiej zobaczę wszystko. Dzięki temu wiem, kto kreuje rolę, a kto odwala zadania aktorskie.

Cały zespół najlepiej zmobilizował się w "Obywatelu M.", ale nadal mamy aktorów, którzy z warsztatem nie mają nic wspólnego. Ich pozostawię w spokoju z powodu gaży, dzięki której żyją. Zajmę się natomiast artystami, z którymi wiążę nadzieje.

Na początku trzeba ocenić Pogonowskiego. Płocczanina, chłopaka z budowlanki, stąd. Ale pytanie brzmi: dokąd? Aktorska kariera pana Mariusza jest nadal na rozdrożu. Bliźniacza galopada z "Koziołka Matołka" i "Operetki" daje do myślenia. Kiedy jednak przytrzyma się lejce, tak jak w "Obywatelu M." czy "Hotelu Palace", jest już znacznie lepiej. Na scenie widać rozliczne zajęcia prezesa Per Se. Mniej pośpiechu w przygotowaniu ról, więcej refleksji nad konstrukcją bohatera jednolitego plus dotychczasowa przychylność widzów i recenzentów może zaowocować ważną kreacją w przyszłości.

Nierówno gra Piotr Bała. O ile radzi sobie w "Operetce", mimo że kuplety Szarma wyraźnie go uwierają, o tyle Oleander w "Obywatelu M." jest przerysowany i stereotypowy. Śpiew podczas Dnia Teatru pozostawiam bez komentarza, ale doceniam profesjonalizm w kryzysowej sytuacji "Czerwonego Kapturka", gdy Bała przy awarii elektrycznej jako jedyny potrafił zagrać poza scenariuszem.

Dobrym nabytkiem jest Katarzyna Anna Małolepsza. Już w przedstawieniu Grażyny Wendt "Trzynasty, dwunasty" przykuwała uwagę, wniosła świeżość, ale rozwinęła się dopiero w krótkich skeczach "Hotelu Palace". Na pochwałę zasługuje jej choreografia w "Mistrzu i Małgorzacie", lepsza niż ruch sceniczny zaproponowany w "Operetce".

Gościnne występy Anny Bojary w roli Hanki ("Obywatel M."), Jabłonki ("Zabawy pod kocykiem") i Czerwonego Kapturka (gdzie tylko aktorzy się bronili) pozwalają z nadzieją patrzeć na rozwój jej kariery i zatrzymanie w płockim zespole na dłużej.

Po kilku latach rozbłysła gwiazda Magdy Bogdan. Jej drugoplanowa rola Matki Ludwika M. jest potwierdzeniem, że pogłębienie warstwy psychologicznej postaci, jej dobroci i naiwności, przytłoczenia rzeczywistością daje fantastyczne efekty.

Niezawodna jest Magdalena Tomaszewska-Karbowska, która podejmując się różnych zadań, najczęściej wychodzi z nich obronną ręką. Podobnie jest z Jackiem Mąką, z zastrzeżeniem, że powinien zrewidować swój warsztat. Od czasu do czasu trzeba nie tylko dobrze grać, ale także zaskoczyć. Na to liczę w "Emigrantach".

Nie zaczyna się sezonu od chałtury

W złym guście są wystąpienia dyrektora Marka Mokrowieckiego. Zapowiadanie spektakli, prezentacja sponsorów, patronów, publiczne usprawiedliwianie marszałka województwa są nieprofesjonalne i żenujące. Nie spotkałem na polskiej scenie takiego zachowania. Owszem, odczytuje się esej z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru, ale to jedyny czas, kiedy poza sztuką mogą pojawić się na scenie "gadające głowy". Przemówienia złoszczą. Od gratulacji i podziękowań są programy teatralne i z tej formy należy korzystać.

Zdarzają się jednak chwile, kiedy zapowiedzieć coś trzeba. Tu przebija swojego szefa Przemysław Pawlicki, który na spektakl "Troja N-ki" zaprosił ze schodów Petrobudowy, by nie przeszkodzić widzom w odbiorze inscenizacji. A co robi Mokrowiecki? Podczas gościnnego "Mistrza i Małgorzaty", kiedy postacie dramatu są na swoich miejscach przy odsłoniętej kurtynie, patrzy "oko Boga", z głośników płynie demoniczna muzyka i już zaczyna się pierwszy akt - na scenę wyskakuje dyrektor i mówi, jak jest świetnie. Masakra.

Przed remontem teatru odbywała się dyskusja na temat jego roli impresaryjnej. Najbardziej radykalne głosy namawiały do rezygnacji z zespołu zawodowego i pozostawienia jedynie sceny do wynajęcia. Były one powodowane coraz niższym poziomem premier i słabą sprzedażą biletów. Dlatego w nowej formule zaproponowano zasadę połączenia. Stąd koncerty, kabarety, gościnne spektakle. Rozpoczęto niefortunnie, gdyż nie zaczyna się sezonu od chałtury, a taką był popis siedmiu tenorów. Potem było lepiej, chociaż czasem zbyt drogo.

Teatru Polskiego i Sceny Polskiej z Cieszyna nie chciałbym oceniać, z drobną uwagą, że obydwie scenografie oparte były na drzwiach i ciekawie zabudowywały przestrzeń. Gdyby spektakle te startowały w konkursie, postawiłbym na Cieszyn, mimo słabej dykcji Małgorzaty i "nieobecności" Mistrza. W warszawskiej interpretacji "Moralności pani Dulskiej" najgorzej wypadła Grażyna Barszczewska, a właśnie dla niej wiele osób wybrało się do teatru. Generalnie jednak zapraszanie zespołów spoza Płocka jest słuszne.

Jaki festiwal?

W jakim kierunku powinien iść nowy dyrektor artystyczny? Zastanawialiśmy się nad tym w Dyskusyjnym Klubie Teatralnym. Odpowiedź jest jedna. Różnorodność, szukanie nowego widza i nieodstraszanie dotychczasowych bywalców. Namawiam do próby przeniesienia lektur szkolnych, zwłaszcza dla gimnazjalistów, do sali kameralnej. Pozwoliłoby to na większy kontakt z trudnym, ale jakże plastycznym widzem. Ekspansja medialna powinna wykorzystać bardzo łagodne, czasami kumoterskie nastawienie krytyki prasowej. W tym sezonie zabrakło dramatu psychologicznego. Lukę tę wypełnią zapewne "Emigranci", ale zobaczy to - w związku z "doskonałym" terminem premiery - zaledwie sto osób.

Zapowiedź festiwalu teatralnego jest ciekawa. Ale gospodarz zawsze bierze udział w konkursie, a konfrontacja z zewnętrznymi zespołami może okazać się katastrofą. Innym problemem jest brak miejsc hotelowych w mieście. Przy założeniu, że impreza będzie trwała cztery-pięć dni, trzeba wszystkich gdzieś zameldować, o widzach już nie wspomnę.

Dla mnie ciekawszy byłby przegląd lektur lub bajek. Po pierwsze, dlatego że mamy w tej dziedzinie doświadczenie, po drugie - ze względu na możliwość oceny, co i jak się gra dla dzieci i młodzieży w całej Polsce. Ponadto łatwo można zorganizować widownię.

Zjawiskowa zaczyna być działalność stowarzyszenia Per Se. Warsztaty, własna scena w Petrobudowie, dobrze zdefiniowany odbiorca, grantowy, miejski projekt Dyskusyjnego Klubu Teatralnego z czytaniem dramaturgii polskiej. Same plusy. Zwycięstwo Pogonowskiego, trudne do podważenia, ale zupełnie niezauważone przez Marka Mokrowieckiego, który nie uczestniczy w przedsięwzięciach młodszych kolegów, a odnoszę wrażenie, że czasami niedopuszczalnie ich dyskredytuje (Dzień Teatru). Na spotkaniach DKT nie widzę także przedstawicieli Płockiego Towarzystwa Przyjaciół Teatru, niewielu jest dziennikarzy, pracowników kultury, instruktorów teatralnych, aktorów, a jeśli już, to są to wizyty niesystematyczne. A przecież pomysł czytania dramatów wpisuje się w światową modę tzw. kontaktu intymnego i słyną z tego największe festiwale i sceny.

Czas dać szansę młodszym

Spośród czterech dotychczasowych prezentacji DKT najlepiej wypadła instalacja Przemysława Pawlickiego "Zabawy pod kocykiem". Wbrew Pogonowskiemu uważam, że wszystkie czytania dotyczyły podobnej problematyki, ale w różnych kontekstach, stylizacjach i formie. I dobrze. Temat człowieka zagubionego we współczesności jest doskonałym punktem wyjścia do wszelkiej dyskusji, a taka właśnie w Piekiełku od czterech miesięcy się toczy. Oby po wakacyjnej przerwie sala okazała się zbyt ciasna.

Jakby na marginesie pojawił się ciekawy, momentami kontrowersyjny film "Wydział teatralny" Piotra Bały, ratując obchody Dnia Teatru. Podsumowuje on dotychczasowe akapity, że to, co najciekawsze i kreatywne wśród płockich aktorów, wychodzi od nich samych, jakby w niewerbalnym wotum nieufności w stosunku do dotychczasowych pryncypałów.

Teatr płocki wielokrotnie ogłaszał sukces frekwencji, która w pierwszej fazie była przewidywalna z uwagi na zainteresowanie nowym obiektem. Masowość budowano czasami sztucznie, bo mało kto wie, ile spektakli zostało odwołanych w ostatniej chwili.

Przez sześć miesięcy obejrzałem ponad trzydzieści propozycji teatralnych. Ostatnio byłem pod urokiem "Troja N-ek" oraz teatrów młodzieżowych HEC-y, a moje nadzieje lokuję w młodym, chętnym do myślenia i dyskusji, bezkompromisowym i wrażliwym widzu. Dlatego chciałbym, aby mój krytyczny głos doprowadził do zastanowienia się nad zmianami. Jestem wierny. Do naszego teatru chodzić trzeba. Bez niego nie ma dobrego wychowania kolejnych pokoleń i kontynuacji tradycji, ale osobom odpowiedzialnym za jego organizację już dziękujemy. Powtarzam to do znudzenia, przy całej osobistej sympatii do Marka Mokrowieckiego. Czas dać szansę młodszym, którzy mają szalone pomysły, połączą teatr awangardowy i mieszczański z rzeczywistym wykorzystaniem techniki, w oczekiwaniu na owację bez manipulacji.

Przed nami sezon prawdy. Ale cokolwiek by się działo, teatr musi trwać...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji