Artykuły

Łódź. Zwolnienia w Nowym

W Teatrze Nowym 13 aktorów straciło pracę. To jedno z największych zwolnień grupowych w ostatnich latach w polskim teatrze. Osiem osób odwołało się do sądu. - Etaty traktowane są jak dożywotni przywilej pracy w jednym teatrze. To nienormalna sytuacja - uważa Zbigniew Brzoza [na zdjęciu], nowy dyrektor artystyczny Nowego, z którym rozmawia Krzysztof Kowalewicz z Gazety Wyborczej - Łódź.

Krzysztof Kowalewicz: Przez ostatnie lata zespół Nowego był rekonstruowany raczej przez rozbudowywanie składu. Dlaczego dopiero Pan zdecydował się na jego zmniejszenie? Zbigniew Brzoza: Nie rozmawiamy o fabryce gwoździ, gdzie chodzi o to, żeby pielęgnować pewną stałość i dbać jedynie o wzrost produkcji. Teatr jest miejscem twórczym. U nas etaty aktorskie traktowane są jako dożywotni przywilej pracy w jednym teatrze. To nienormalna sytuacja. Na szczęście Unia Polskich Teatrów na wzór tego, co obowiązuje w innych europejskich krajach, dąży do tego, żeby w tworzonej ustawie o teatrach był zapis, że czas pracy aktora w teatrze jest związany z kontraktem dyrektora. To najrozsądniejsze rozwiązanie dla teatrów zespołowych. Po pierwsze: buduje poczucie więzi między dyrektorem artystycznym a zespołem, bo przecież jedziemy na jednym wózku. Po drugie: stwarza normalną sytuację dla każdego nowego dyrektora, który rozpoczyna pracę konstruując zespół od nowa, z kogo chce. W takiej sytuacji wszyscy mają poczucie, że muszą cały czas nad sobą pracować, dbać o sylwetkę, sprawność fizyczną, głos, rozwój intelektualny, pielęgnować organizm. Przez to, że w naszym systemie etatowym artysta może czuć się niemal bezkarnie, mamy mnóstwo zaniedbanych aktorów, którzy nie nadają się już do pracy w teatrze, a wciąż wychodzą wieczorem na deski.

Fajnie jest być aktorem w tak dużym zespole. Można grać w jednym, dwóch tytułach, a poza tym ma się wolne.

- To chore! A jeszcze bardziej kuriozalna jest sytuacja, gdy mamy 40 aktorów na etacie i 21 gościnnych - tak w mijającym sezonie było w Nowym. Tylu gościnnych aktorów świadczy o braku zaufania do tych, którzy są na etatach. To sygnał, że tu się źle działo. Niektórzy zarzucają mi zwalnianie aktorów bez oglądania spektakli. Te tytuły, których nie widziałem, dwa monodramy i jeden duo dram, zostawiłem w repertuarze. Pozostałe spektakle obejrzałem po kilka razy. Próbowałem wyłuskać najciekawszych aktorów. Zależało mi, żeby zostało jak najwięcej osób. Niestety, zwolnienia są konieczne. Inaczej nie da się uzdrowić sytuacji w Nowym.

Rozdawnictwo etatów można nazwać niegospodarnością.

- Nie wiem, z jakich powodów tak się stało. Nie chcę w nie wnikać ani tego oceniać. Powiem tylko, że w Teatrze Polskim w Poznaniu, który ma również dwie sceny i podobny budżet co Nowy, na etacie jest 17 aktorów etatowych. Tutaj ideałem byłby 24-osobowy zespół plus trzy osoby zespołu Leszka Bzdyla (choreograf, tancerz, reżyser, założyciel Teatru Dada von Bzdülöw - przyp. kk). Wśród pracowników zaplecza nie ma przerostu etatów. Jednak 40 angaży aktorskich zżera w całości dotację. Nie mamy pieniędzy na nowe produkcje teatralne. Zespół aktorski koniecznie trzeba zredukować, bo dobry teatr to taki, gdzie "III skrzypek" wie, jakie jest jego miejsce w zespole, a za jego plecami nie stoi kolejny "III skrzypek". To wynika z szacunku dla aktorów. Z poczuciem stałego miejsca zespół dobrze pracuje, jest kreatywny i może stawiać warunki. Natomiast aktor, na którego miejsce zawsze może wejść ktoś inny, jest niewolnikiem. Tak nie buduje się zespołu, tylko armię, a armia w twórczości tworzy niezdrową sytuację.

Mam wrażenie, że większość osób w tym zespole bardziej myślała o utrzymaniu etatu niż o kolejnej roli?

- Trudni mi wchodzić w intencje ludzi, którzy tutaj byli. Nie chcę tego robić choćby z elementarnego szacunku do nich.

Ci, z których Pan zrezygnował, kompletnie nie nadają się do tego zawodu?

- Nie jestem Panem Bogiem. Też mam tylko swój gust. Nie oceniam ich umiejętności. Sądzę, że w wielu innych zespołach mogliby się odrodzić. Natomiast ja buduję od początku swój zespół i w tej mojej koncepcji po prostu nie ma dla nich miejsca. Przez ostatnie lata artystycznie w Nowym działo się niedobrze. Nie było zespołu, bo nie może go być, kiedy jest taka nadwyżka zatrudnionych aktorów.

Czy tak zwyczajnie po ludzku ludzko decyzje o zwolnieniu były dla Pana trudne?

- To zawsze boli, ale wiem jedno. Na zwolnienia mogę sobie pozwolić teraz i za rok o tej porze. Teraz rozstałem się z tymi, z którymi na pewno jest mi nie po drodzel. Pozostałych, z którymi będę pracował na próbach, jeżeli się rozminiemy, pożegnam za rok. Jestem jednak przekonany, że będą to sytuacje wyjątkowe. Wtedy dopiero powstanie prawdziwy zespół. Wszyscy poczują się pewnie. Będziemy mogli być dla siebie partnerami i zaczniemy latać razem w kosmos.

Myśli Pan, że po jego decyzjach inni dyrektorzy teatrów nabiorą odwagi i również zreformują zatęchłe zespoły?

- W każdym przypadku to jest co innego, potrzeba innych metod. To różni teatr od fabryki gwoździ, o której już wspominałem. Czasem wystarczą zmiany kosmetyczne, gdzie indziej potrzeba głębokich reform.

Niektórym aktorom działającym w związkach zawodowych nie dał Pan rady i na razie zostali w zespole.

- Nie rozumiem w teatrze tego rodzaju postawy. Etos Solidarności jest mi bliski. Nie zmieniłem frontu, nie zostałem dyktatorem i nie myślę inaczej. Jednak w teatrze muszą obowiązywać trochę inne zasady. Porobiło się tak, że zarządy związkowe działają w ramach przedsiębiorstwa jako miejsce bezpiecznego przechowania. Bardzo bym chciał, żeby na czele związków w tym teatrze stanęły osoby, które są największymi autorytetami tego zespołu. Oczywiście nie będę na to wpływał, tylko apelował.

Proszę podać nazwiska tych związkowych spryciarzy. Niech wszyscy ich poznają.

- Może pominiemy ten temat. Musielibyśmy wchodzić w spór personalny. To taka kuchnia teatru, a ja wolałbym serwować gotowe dania. Nie chciałbym z ludźmi rozmawiać przez prasę. Zostali kiedyś przez kogoś wybrani na te stanowiska. Nie chcę mówić o szczegółach, bo to brzydkie rzeczy, które źle odkładają się na wizerunku teatru. Zrobię wszystko, żeby publiczność nabrała pełnego zaufania do propozycji artystycznych Teatru Nowego.

***

Zbigniew Brzoza (ur. 1957) ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim i podyplomowe na wydziale reżyserii w warszawskiej PWST. Od 1997 r. przez dekadę był szefem artystycznym warszawskiego Teatru Studio, ale pierwsze sukcesy odnosił w 1993 r. w łódzkim Teatrze Studyjnym. Wygrał konkurs na dyrektora artystycznego Teatru Nowego, w którym startowało ośmiu kandydatow, m.in. Olgierd Łukaszewicz. Zastąpi na stanowisku Jerzego Zelnika

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji