Artykuły

Cyfry nie, miłość zawsze

Nosisz imię i nazwisko jednego z najważniejszych pisarzy XX wieku. Jak Ci z tym? - Chujowo. Gnębiono mnie od podstawówki. W Niemczech wszyscy się mnie o to pytali. Miałem się nazywać Przemek, ale tato powiedział, że chce mieć kogoś znanego w rodzinie - mówi reżyser TOMASZ MAN.

Rodzi się w Rzeszowie. Panna. Topi w Kołobrzegu pięć lat później. Trenuje karate. Biega w maratonach. Gra w zespole metalowym. Kończy reżyserię. I polonistykę. W gdyńskim Teatrze Miejskim im. Witolda Gombrowicza wyreżyserował "Miasto utrapienia" według Pilcha. Ceni Bizia, Walczaka, Ingmara. Lubi smażone ryby i rafy koralowe. Tomasz Man - dramaturg, reżyser, klasyk

Dlaczego "Miasto utrapienia"?

- To świetna powieść, którą można adaptować do teatru. O mieście, w którym studiowałem. Ważne było więc też to, że mogłem znaleźć siebie i swoje miejsca w tej książce. Marzył mi się spektakl w stylu hrabalowskim. Lubię Pilcha bez pozy. Wybrałem "Miasto...", ale znam wszystkie jego książki.

W mojej sztuce najważniejszy jest wątek Konstancji Wybryk, miasto nie odgrywa tak istotnej roli. Pomysł jest taki: trzy aktorki w różnym wieku. Nastolatka, która zakochuje się w muzyku rockowym, następnie studentka zakochana w adwokacie oraz pani doktor filozofii, trafiająca na impotentów. Pracuję z trzema aktorkami, które wcielają się w trzy role, ale chodzi oczywiście o jedną postać, o Konstancję Wybryk.

W książce bohaterem jest miasto. Jak stolica zafunkcjonuje w Twoim spektaklu?

- On jest narratorem. Wątek bankomatowy, przewodni w książce, w ogóle mnie nie zajął. Cyfry nie, miłość zawsze.

A co z Patrykiem Wojewodą?

- To będzie przede wszystkim bardzo feministyczne. Konstancja kontestuje totalną wolność. Swobodna, niezależna intelektualistka, która lubi erotykę i umie oddzielać ciało od duszy. Opowieści Patryka i Konstancji będą się przeplatać aż do tragicznego finału. On będzie opowiadać o tym, jak ją rzucił, Konstancja będzie wspominać swoje przygody, gdy sama rzucała. Patryk jako jedyny porzucił Konstancję, dzięki czemu widzimy ją z innej perspektywy - on opisuje jej słabości, o których sama nie mówi. To również on mówi nam o samobójstwie Konstancji.

A jak ocenisz współpracę z Plichem?

- Musiałem dostać zgodę na wykorzystanie tekstu, więc zadzwoniłem do niego. Opowiedziałem, co mnie interesuje, i on wyraził zgodę. Nawet nazwał mnie klasykiem...

Typowe dla historii Pilcha tropy - miłosne przechwałki, romanse, alkohol - zostają?

Wszystko. Seks, alkohol, wolność, pytanie o granice. Dla mnie jest jasne, że Pilch sam je wyznaczył - historia Konstancji kończy się samobójstwem. Zresztą ona jest dla mnie symbolem wszystkiego, co pisze Pilch o kobietach... Kobieta powinna być mądra, piękna, ale też powinna umieć mężczyznę przy sobie zatrzymać. Konstancja tego nie umiała. Mimo zalet, bo jest przecież atrakcyjna, intelektualnie, fizycznie i psychicznie. Widać, że autor się nią fascynował.

Chyba nie ją jedną.

w "Mieście..." to Konstancja przeżywa wiele miłości. Mamy uczucie do muzyka rockowego, do adwokata, do impotentów. Myślę, że między l8 a 30 rokiem życia kobieta najbardziej się zmienia; szuka miejsca w życiu, partnera, filozof u. Okazuje się, że Konstancja przeszła wszystkie etapy, ale nie potrafiła wyciągnąć wniosków, nie potrafiła zbudować swojego życia.

Zachowasz cyniczny język oraz przewrotny humor opowieści Jerzego Pilcha?

- Tak, ponieważ Konstancja jest taka jak jej język. Język opowiadań, które snuje, język cyniczny, zdystansowany, ironiczny i złośliwy. Puentą tej postaci jest dla mnie to, że umiała nazwać wszystko, a nie umiała nazwać miłości, nie umiała jej odkryć. Wyczuwam, że Konstancja Wybryk to kobieta...

...wyjęta jakby ze świata Witkacego?

- Tak, taki trochę wamp. Demoniczna kobieta.

A ty ją lubisz?

- Myślę, że może być ciekawą inspiracją. To prawda, jest intrygująca, niespokojna. Działa pod wpływem chwili. Myślę, że można jej zazdrościć życia bez granic, życia na wolności. Co czuje, to robi. Jest inna, dziwna. Nieprzewidywalna.

Muszę do tego nawiązać - nosisz imię i nazwisko jednego z najważniejszych pisarzy XX wieku. Jak Ci z tym?

- Chujowo. Gnębiono mnie od podstawówki. Jak mnie nauczycielka na pierwszej lekcji zapytała, czy ja jestem tym Tomaszem Mannem, to poleciałem do mamy z płaczem pytać, o co chodzi. W Niemczech wszyscy się mnie o to pytali, raz podszedł facet i wręczył mi znaczek z Mannem - okazało się, że pisał o nim doktorat. Zawsze mnie gnębi, co mam odpowiedzieć. Czasem mówię, że mam pół jego willi w Lubece. W Polsce Mann nie jest tak bardzo rozpoznawalny, ale w Niemczech to tak, jakby ktoś u nas powiedział, że jest Adamem Mickiewiczem.

Niezły psikus od rodziców...

- Tak. Miałem się nazywać Przemek, ale tato powiedział, że chce mieć kogoś znanego w rodzinie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji