Artykuły

Uwierzcie, że nie jestem dupą wołową

Do programu You Can Dance zgłosił się nie w poszukiwaniu popularności ani żeby zrobić w swoim życiu wielką woltę. Chciał tylko pojechać na warsztaty na Broadway, bo to marzenie każdego tancerza, który chce się rozwijać. Wahał się, czy spróbować swoich sił. - Znajomi mnie skrytykowali, że jestem dupą wołową, która nie potrafi wykorzystać swojej szansy, więc pojechałem na casting. Mam nadzieję, że udowodniłem, że dupą nie jestem - mówi Kryspin Hermański, tancerz Teatru Rozrywki w Chorzowie.

Doskonały, boski, rozmawiający z powietrzem, najcudopiękniejszy Kryspin Hermański, którego każdy mięsień - a szczególnie mięśnie nóg - zasługuje na dozgonną miłość, siedzi przede mną w fotelu w korytarzu Teatru Rozrywki. Jest zakłopotany.

Źródłem zakłopotania artysty są materialne dowody uwielbienia, jakimi otaczają go fani, które przyniosłam ze sobą. Wydrukowane trzydzieści stron zachwytów wypisanych na internetowym forum programu "You Can Dance", w którym dotarł do finału. To tylko drobny wycinek całości.

Tancerza witam wierszem autorstwa jednej z wielbicielek, podpisującej się jako Naszkicowana: "Kryspin jest lekki jak obłok na scenie./ Gdy patrzę, jak tańczy, czuję uniesienie./ Do tego jest miły i sympatyczny./ Ma wyrobiony wizerunek sceniczny./ Swoje fanki Krys wprawia w omdlenie". Dla lepszego efektu - na chwilę omdlewam. Tancerz chichocze i kryje twarz w dłoniach. - Nie jestem koneserem literatury, ale ładnie napisane, prawda? No i bardzo miłe, podbudowujące, choć też trochę... krępujące - mówi.

Brnę dalej, nie co dzień można wprawiać w zakłopotanie władcę masowej wyobraźni. Fani deklarują mu miłość, wsparcie i bezgraniczne oddanie na zawsze. Planują założenie fundacji, dzięki której można by zebrać środki na wysłanie ich ulubieńca na Broadway. Trzymiesięczne warsztaty w najlepszej szkole tańca w USA i 100 tys. zł to główna nagroda programu, która przeszła Kryspinowi koło nosa. Fani zastanawiają się, kiedy ma urodziny, czy teraz, kiedy jest znany, odejdzie z Teatru Rozrywki, gdzie pracuje od trzech lat, wymieniają kolory, z którymi im się kojarzy (przede wszystkim czerwony, bo oznacza miłość), układają limeryki, przysłowia i piosenki o nim, oceniają wygląd jego dziewczyny i próbują ustalić, czy ona naprawdę istnieje. - Owszem, istnieje - mówi Kryspin bezlitośnie.

Fani robią listę jego cech: przystojniacha, najlepszy na świecie, bondziak, magiczny, boski, rozmawiający z powietrzem.

Doti ubolewa, że nigdy się nie spotkali. - Jesteś moim wymarzonym partnerem życiowym, który posiada pasję, hobby, wie, czego chce i jest dobry w tym, co robi, a na dodatek jest taki przystojny! Taak, to ja widziałam go w jakiejś knajpie. - Jezuu, jaki on jest śliczny i seksownyyy. Asia ma problem: - Żona, matka, a myślę non stop o Tobie!!! Nie podoba mi się to!!! - Do jakiego stopnia można pokochać teoretycznie obcego człowieka? Jesteś najcudopiękniejszy... Będzie Ci łatwiej w życiu z tą świadomością - dodaje aniołek.

- Po wczorajszym tańcu z Kaśką uwielbiam całą jego cielesną powłokę. Każdy mięsień - szczególnie mięśnie nóg, które wcześniej ukrywał - wyznaje ice.

Kryspin mruga oczami z niedowierzaniem. Część rzeczy zna, bo w wolnych chwilach, jak pozostali, czytał swoje forum. Dla większości młodych tancerzy jest odkryciem, że ktoś, kto ich nigdy na własne oczy nie widział, może ich kochać albo nienawidzić.

Hermański: - O, Boże... Musiało mnie to spotkać? ... Nie mogę tego pojąć - jestem przecież zwyczajnym człowiekiem. Są też naprawdę straszne rzeczy na tym forum - kiedyś ktoś mi napisał, że przeze mnie odpadają fantastyczni tancerze i że modli się, żeby mi się coś stało! Modli się! Każda kolejna taka uwaga, negatywna czy pozytywna, jest dla mnie jak pierwsza, nie potrafię się do tego przyzwyczaić. Kiedy szedłem do programu, znajomi mówili, że to tak może wyglądać, a ja im tłumaczyłem, że mną to przecież ludzie się aż tak nie zainteresują - mówi.

Przez jakiś czas faktycznie nie za bardzo się interesowali. Pozostali uczestnicy programu zazdrościli Kryspinowi, może nie liczby, ale jakości jego forumowiczów. Nie pchał się przed kamerę, bo jej nie polubił, nie było go za bardzo widać w programie, więc jeśli już ktoś się nim zainteresował, to raczej nie po to, żeby wyznać uczucie, tylko żeby się dowiedzieć, kim, u licha, jest ten facet. Komentowano raczej jego taniec niż jego samego, bo co tu komentować, jak nic nie wiadomo. Kryspin mówi, że jego długo utrzymywany status w programie najlepiej został podsumowany przez dzieciaki, z którymi spotkała się czteroosobowa grupa stająca do walki o finał - Artur, Ania, Kasia i on.

- Pozostałą trójkę dzieciaki wypytały o wszystko, do mnie nie miały żadnych pytań. Pani próbowała ratować sytuację, przekonać je, że jednak ja też jestem ciekawy. Na próżno - śmieje się tancerz.

Potem nagle forum jakoś szybko się rozrosło, a ludzie zaczęli zaczepiać go na ulicy, prosić o autografy i robić sobie z nim zdjęcia, jak z misiem na Krupówkach. Hermański: - Najśmieszniejsze są te szepty: "O Jezus! To Kryspin!". Albo inaczej: "Jaki podobny do tego Kryspina!". Jest z tego trochę zabawy. Ostatnio w jakimś klubie obcy facet pyta mnie: "To ty jesteś ten Kryspin z "YCD"?". "Jaki Kryspin? O co chodzi?" - odpowiadam, na co tamten do swojego towarzystwa: "Eeee, chodźcie, to nie on" - opowiada tancerz.

Rodzina - rodzice i dwie siostry - cieszą ze wszystkich dowodów uznania dla swojego artysty i z tego, że dostał się do finałowej trójki spośród tysięcy osób, które zgłosiły się na castingi. Znajomi raczej się podśmiewują z tego, że ktoś ich kumpla nazywa "boskim". Dziewczyna jest trochę zazdrosna.

Kryspin zapewnia, że do programu zgłosił się nie w poszukiwaniu popularności ani żeby zrobić w swoim życiu wielką woltę.

Chciał tylko pojechać na warsztaty na Broadway, bo to marzenie każdego tancerza, który chce się rozwijać. Wahał się, czy spróbować swoich sił. - Wydawało mi się, że nie pasuję do konwencji programu, bo tam potrzeba bardzo medialnych osób. Znajomi mnie skrytykowali, że jestem dupą wołową, która nie potrafi wykorzystać swojej szansy, więc pojechałem na casting. Mam nadzieję, że udowodniłem, że dupą nie jestem - mówi.

Zdziwił się, że się dostał, potem dziwił się z każdym kolejnym tygodniem, że nadal jest w programie.

Do baletu Teatru Rozrywki też trafił dlatego, że chciał się rozwijać. Wcześniej tańczył na ludowo - w Zespole Pieśni i Tańca "Śląsk". Odszedł, bo z Koszęcina, siedziby zespołu, wszędzie jest daleko. Nie ma większych szans, żeby gdzieś podskoczyć na warsztaty czy na studia. Jedyne, co udało się Kryspinowi przez ten czas zrobić, poza tańczeniem w zespole, to wrócić do przerwanych na czas dyplomu treningów kung-fu. Zawsze interesowały go sztuki walki, a do tego chciał się czuć bezpieczniej.

- Parę razy miałem niemiłe spotkania, podczas których umiejętność walki bardzo by się przydała. Nie wiem dlaczego, może wyglądam tak bezbronnie, a może po prostu mam pecha - mówi. Zajęcia były w jego rodzinnych Siemianowicach - z Koszęcina to dwadzieścia minut pieszo, półtorej godziny pociągiem, pół autobusem, potem to samo w drugą stronę.

Nie dał rady, rzucił kung-fu i pomyślał, że musi też rzucić Koszęcin. Zamieszkał tu zaraz po ukończeniu Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej z Bytomiu z głębokim, nigdy nie opuszczającym go przekonaniem, że umie za mało.

- Nigdy nie jestem zadowolony z efektu, bo zdaję sobie sprawę, że każda kolejna godzina ćwiczeń pozwoliłaby mi wykonać ruch lepiej. Trzeba by być jak Bruce Lee - on trenował od świtu do nocy i osiągnął doskonałość, niesamowitą precyzję i piękno ruchu. To mój wzór - mówi Kryspin. Żałuje, że w szkole, kiedy jeszcze codzienne obowiązki dorosłego człowieka nie stały na drodze stania się Brucem Lee, nie wykorzystał tej szansy. - Pewnie dlatego, że ze mnie leń. Trudno mi się zabrać do działania. Teraz postanowiłem znów postawić na własny rozwój, mam już prawie 26 lat. Im człowiek starszy, tym więcej musi nad sobą pracować - mówi Hermański.

Tylko do szkoły baletowej trafił nie dlatego, że chciał się rozwijać. - Mama mnie zaprowadziła. Nie ma nic wspólnego z tańcem, poza tym, że bardzo go lubi. Miałem wtedy 10 lat i pewność, że mamy należy słuchać - mówi Kryspin.

Wbrew oczekiwaniom fanów nie zamierza odchodzić z teatru. Nigdy nie palił się do chałturzenia, występowania na bankietach i urodzinach prezesów, ale mówi, że jeśli teraz, jako finalista "YCD", dostanie jakieś propozycje pokazów, potraktuje je poważnie. Choćby dlatego, że ze służbowego mieszkania bardzo chciałby się przeprowadzić do własnego. Tyle że nie kosztem teatru, bo on zawsze będzie na pierwszym miejscu.

- Teatr to jest świetna sprawa, widzisz ludzi, którzy cię oglądają, możesz między nich wejść, obserwować ich reakcje. W telewizji tego nie ma, nie wiadomo, czy po drugiej stronie ktoś w ogóle siedzi. No i lubię Śląsk, a Teatr Rozrywki to najlepszy teatr na Śląsku - mówi.

Korytarzem akurat idzie w naszą stronę Dariusz Miłkowski, dyrektor Rozrywki. Pytam, czy Kryspin może liczyć, tak jak sugerują jego wielbiciele, na podwyżkę. Tancerz znów, jak przy wierszu na jego cześć, łapie się za głowę, dyrektor uśmiecha się wyrozumiale. - Bardzo się cieszymy z jego sukcesów, ale obawiam się, że teatr reaguje nieco wolniej niż internetowe fora - mówi.

Hermański ma nadzieję, że fani, tak jak zapewniają, zostaną przy nim, zechcą odejść od telewizorów i ruszyć do teatru. Może się uda, bo wielbiciele wcześniej niż on sam dowiedzieli się, że już trzy dni po finale "YCD" Kryspin będzie występował w Warszawie w wyjazdowym "Jesus Christ Superstar" Rozrywki. Umawiali się na ten spektakl na forum. - Gdyby choć kilka osób, które do tej pory rzadko bywały w teatrze, się do niego przekonało, uważałbym to za swój ogromny sukces. Bo przecież wiem, że to całe zamieszanie wokół mnie z autografami, zdjęciami i forum nie potrwa długo - mówi Hermański.

Ile jeszcze będzie przede wszystkim chłopakiem z telewizji? Kryspin: - Myślę, że do następnej edycji "YCD", czyli... tydzień.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji