Bajka dla dzieci i dorosłych drani
"Słowik wg Hansa Christiana Andersena" w reż. Eweliny Pietrowiak w Teatrze Guliwer w Warszawie. Pisze Tomasz Mościcki w Dzienniku.
Recenzenci omijają zwykle szerokim łukiem teatry lalkowe, bo i uważa się, że nie wypada, że będziemy niepoważni, że to nie ten target. O tym, że popełniamy błąd, niech świadczy "Słowik" Frantiszka Pavliczka według znanej baśni Andersena.
Patrząc na bardzo wyrafinowane plastycznie i bardzo dobrze zagrane przedstawienie Eweliny Pietrowiak zastanawiałem się, jak to jest z tym targetem. Niby przedstawienie dla dzieci, ale uderza często w poważny ton.
To przecież nie tylko opowieść o ludzkiej głupocie ceniącej bardziej sztuczność od rzeczy pięknych. Ta baśń Andersena na scenie Guliwera nabrała także innych znaczeń. Dworskie intrygi, schlebianie władzy " brzmi to wszystko niepokojąco znajomo. Przedstawienie z Guliwera pokazuje, że i w teatrach lalkowych opowiada się czasem " jak to napisał niegdyś Mieczysław Jastrun " "bajki, lecz dla dorosłych drani, nie dla dzieci".
Ten spektakl budzi nawet tęsknotę, by reżyser popróbowała kiedyś swoich sił z lalkami. Należy ona do wąskiej grupy młodych artystów, którzy szukają sposobu, by o świecie opowiedzieć scenicznym znakiem. I takich formalnych igraszek jest w tym przedstawieniu całkiem sporo. Słowik nie ćwierka, lecz odzywa się przepięknym sopranem Justyny Samborskiej, podczas gdy ten fałszywy popiskuje zgrzytliwą muzyczką, sam zaś błyskającymi diodami przypomina tandetnego graja z jakiegoś równie tandetnego hipermarketu. Z radością patrzy się na scenografię wykorzystującą motyw rozkładanych wachlarzy. Tworzą one i las, i dekorację cesarskiego dworu. Wreszcie oddech od pseudokonstruktywizmu ostatniej dekady, tej orgii metalu i plastiku zaśmiecającego nasze sceny.
Jest "Słowiku" kilka ról, które zapadają w pamięć. Muzyk intrygant Tomasza Kowola, bardzo dobra rola Stolnika (Georgi Angiełow), nade wszystko zaś wzruszający cesarz Jacka Kissa, który z roli cesarza zrobił naszkicowane kilkoma kreskami studium ludzkiej samotności, strachu przed przychodzącą śmiercią. W Guliwerze potraktowano i młodych, i starszych widzów poważnie, bez kokietowania i upupiania.