Artykuły

Jubileuszowe owoce Ewy

35 spektakli na jubileusz 35-lecia, to pomysł Polskiego Teatru Tańca, który stał się ciałem w nocy z piątku na sobotę. Przez ponad sześć godzin widzowie krążyli po labiryncie szkoły baletowej: salkach prób, auli, korytarzu, dziedzińcach Po raz kolejny okazało się, że bezdomny teatr każdą przestrzeń potrafi zamienić w scenę - pisze Ewa Obrębowska-Piasecka w Polsce Głosie Wielkopolskim.

Wszędzie czekali bowiem na widzów tancerze ze swoimi autorskimi działaniami, przygotowano siedem premier, powtórzono najnowsze przedsięwzięcia Atelier PTT. Pojawili się też goście - związani z teatrem przed laty artyści, którzy przyjechali "ze świata", żeby w jubileuszowych okolicznościach pokazać swoje nowe choreografie. Wszystko pod hasłem "Więcej niż cztery pory roku: Drzewo Poznania - Owoce Ewy". Spektaklom towarzyszyły plastyczne instalacje, improwizacje, filmowe projekcje. Uzupełniały je rozmowy przy kawie i herbacie.

Przyglądam się temu zespołowi i serdecznie mu kibicuję od kilkunastu lat. Z wielką radością obserwuję więc ewolucję, jaką przeszedł. Pamiętam czasy, w których słowo "tancerz" było ironiczno-pejoratywną mieszanką znaczeń: ktoś, kto rusza nogami, ale głową już niekoniecznie; mechanicznie powtarza zadane sekwencje ruchów; w sztucznej konwencji pozostaje na scenie przez kilkadziesiąt minut; budzi podziw, ale nie zawsze szacunek. Dziś ruszanie głową, własna inwencja i bezpośredni kontakt z widzem są równie ważne, jak świetnie wyszkolone ciało. Ba! I zestaw technik, którymi dysponują artyści PTT poszerzył się niebywale. To autentyczni zawodowcy, dla których ruch nie ma tajemnic: potrafią porozumieć się z każdym współczesnym choreografem z każdego zakątka świata. A do tego są ludźmi kreatywnymi, poszukującymi, otwartymi na eksperyment oraz coraz lepiej wykształconymi w najróżniejszych "pozatanecznych" dziedzinach: nie poprzestają na szkole baletowej, jak to kiedyś było w zwyczaju - studiują na Akademii Muzycznej, ASP, kulturoznawstwie, politologii, zarządzaniu, pedagogice. No i mają oczy oraz uszy szeroko otwarte na to wszystko, co kiełkuje we współczesnej sztuce. A poza tym potrafią patrzeć w oczy widza z bardzo bliska: spotkać się z nim twarzą w twarz. Nie chowają się w formie, jak w zbroi, ale używają jej świadomie na wiele sposobów.

Ewa Wycichowska nie uprawia teatru autorskiego w tradycyjnym tego słowa rozumieniu, bowiem jej własne - wybitne zresztą - spektakle to tylko część repertuaru. "Autorskość" nabrała jednak w jej wykonaniu nowego wymiaru: to oryginalny sposób kształtowania zespołu. Pani dyrektor zaprasza do współpracy uznanych choreografów, zachęca też tancerzy do tego, żeby podejmowali własne próby twórczego zmagania się ze sztuką. Otwiera przed nimi wciąż nowe możliwości rozwoju. Efekty, które mogliśmy oglądać podczas nocy z PTT, pokazują, że to metoda szalenie owocna.

Już "logistyka" nocnego przedsięwzięcia mogła przyprawić o zawrót głowy, widzowie dostawali zatem do ręki mapkę, która pomagała się poruszać po ukrytych w zakamarkach spektaklach. Mogli je oglądać siedząc na krzesłach, na podłodze, patrząc z okien Mogli odkrywać, jak różne są zainteresowania tancerzy, drogi ich poszukiwań, obszary wrażliwości.

Trafiali do zimnej, białej przestrzeni "O-zone", którą bardzo ciekawie animowali Paulina Wycichowska (ruch) i Kacper Lipiński (improwizowane działania plastyczne) oraz tancerze. Kontemplowali niemal w zupełnych ciemnościach ostatnie chwile Heinricha von Kleista, które zainspirowały Krzysztofa Raczkowskiego do rozważań nad śmiercią (tak skupionego, nasyconego, gęstego ruchu nie widziałam w teatrze bodaj nigdy!). Mogli uczestniczyć w twórczym tanecznym spotkaniu Ewy Sobiak i poruszającej się na wózku Justyny Dudy. Mogli poddać się teatralnemu eksperymentowi dotyczącemu terroryzmu, którego autorem jest Bartłomiej Raźnikiewicz i towarzyszące mu pospolite ruszenie całej grupy artystów. Mogli przyglądać się poszukiwaniom Andrzeja Adamczaka, który na język tańca chce przełożyć "Trzy siostry" Czechowa. Mogli wreszcie rozmawiać z legendą teatru Krystyną Kostrzemską, która spędziła tu niemal całe swoje zawodowe życie.

Ewa Wycichowska pozostała pozornie na uboczu tych wszystkich działań: jakby oddała całe pole swoim artystom - umieszczona niczym w klatce w instalacji Adriany Cygankiewicz. Tworzyła tam jednak swój performance. Kontaktowała się z widzami za pomocą cytatów ze spektakli. Jubileuszowe pamiątki - zdjęcia, programy, wycinki, drobiazgi - zamieniała w teatralne "drzewo". Opatrywała je komentarzami i ozdobami, wśród których najczęściej pojawiało się zapisane na czerwono słowo "dziękuję". Była w tej czerwieni i miłość, i krwawy niemal trud, którego wymaga ta praca.

Jeśli ktoś nie dotarł na noc z PTT, ma jeszcze szansę wziąć udział w podobnym przedsięwzięciu podczas Festiwalu Teatralnego Malta: początek 27 czerwca o godzinie 20 także w studiu teatru przy ul. Koziej 4. Tym razem akcja potrwa do godziny drugiej w nocy.

Na zdjęciu: Ewa Wycichowska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji