Artykuły

Nie mam daru przekazywania.

- Sam ciągle się uczę. Uczę się, oglądając znakomite filmy w telewizji - mówi LEON N1EMCZYK.

Jarosław Sulikowski: - Zagrał Pan w 400 polskich filmach i serialach, około 100 niemieckich obrazach, francuskich, czeskich. Nadal nikomu Pan nie odmawia?

Leon Niemczyk [na zdjęciu]: - Polski aktor nie ma tej wygody, by wybierać w rolach. Nie mieszkamy w Hollywood, nie jesteśmy amerykańskimi gwiazdami, by przebierać w kontraktach. Jeżeli więc reżyser widzi mnie w danej roli to mija proponuje.

- Czuje się Pan jak najemnik?

- Nie mam wyboru. Mam z głodu zdychać, żyć z nędznej emeryturki? Okazało się, że ilość filmów, w których zagrałem, nie przełożyła się na wysokość emerytury. Oznajmiono mi, że to były umowy zlecenia. W takim państwie żyjemy. Nikt nie wziął pod uwagę tego, co dokonałem. Zagrałem w wielu filmach, z których kilka jest znanych na całym świecie. Choćby, ,Nóż w wodzie", który nie powstał w Hollywood, ale właśnie we Wrocławiu. "Bazę ludzi umarłych" także kręcono w stolicy Dolnego Śląska. "Rękopis znaleziony w Saragossie", kultowy film na Zachodzie, to kolejny obraz z Wrocławia.

- Niestety, dziś wrocławska wytwórnia filmów już tak nie błyszczy.

- Dlaczego ją zniszczono? Kto na to pozwolił? Dlaczego nie znamy nazwisk tych ludzi? Przecież nie jesteśmy w Ameryce, gdzie się burzy, by zbudować coś większego, wspanialszego. Ta wytwórnia tętniła życiem, robiono tu znakomite filmy, była znakomita ekipa: Chęciński, Lenartowicz. Wszystko zostało zniszczone. Przecież tu nie kręcono pornosów. To była placówka bardzo kulturalna. Zamiast niej powstały, jak grzyby po deszczu, agencje towarzyskie. One też tworzą kulturę, ale łóżkową. Wierzę, że młodzi ludzie będą w stanie odbudować dawną świetność filmówki wrocławskiej, bo moje pokolenie to już raczej osoby, które powinny zacząć się szykować do ostatniej drogi.

- Podobno wierzy Pan, że przed nim są role, o których warto marzyć.

- Jeżeli aktor jest czynny, jeżeli szare komórki pracują, a na chleb nie mówi ptiaptia, to należy wierzyć, że jeszcze coś zrobi. Zaczynam grać ojców, dziadków. Są jeszcze reżyserzy, którzy piszą dla mnie scenariusze, czekają na pieniądze: Mąjewski robi "Po sezonie", Gruza "Ostatnie zlecenie".

- Z jakimi rolami jest Pan utożsamiany przez widownię?

- Najczęściej ludzie, których spotykam, mówią: tak trzymać! To mi wystarczy. Wierzę, że jeszcze wiele mogę dla filmu zrobić. Staram się nie oglądać filmów, w których zagrałem, bo zawsze dochodzę do wniosku, że mogłem to zrobić lepiej.

- Pamiętam Pana z roli Filipa Golarza z "Akademii Pana Kleksa". Straszył Pan dzieci.

- (śmiech) Może gdybym teraz zagrał wampira, to bym wystraszył dorosłych. Tak wyszło. Przyszło mi straszyć dzieci, ale chyba wszyscy traktowali to z przymrużeniem oka. "Akademia" powstawała w stanie wojennym. Na nic nie było pieniędzy. A jednak nam się udało. Czasami w biedzie powstają piękne rzeczy, a w sytości chały.

- Miał Pan zagrać w filmie Davida Łyncha. Podobno odmówił Pan, bo za mało zapłacili.

- To był film "Green Room". Kiedy przyszedłem po wypłatę, to kasjerka dała mi 30 proc. tego, co było w kontrakcie. Odpowiedziałem jej, że jak jestem pijany, to więcej płacę babci klozetowej. Nie podpisałem tej umowy. Podejrzewam, że Lynch o tym nie wiedział. Winni byli polscy pośrednicy.

- Uprawia Pan zawód dla pieniędzy?

- Muszę z czegoś żyć. W Polsce ludzie marzą o wielkich fortunach, karierach. Potem widzimy ich, jak są prowadzeni w plecionkach do więzienia

- W Polsce zaczęto doceniać Pana bardzo późno. Nagrody posypały się dopiero w ostatnich latach.

- Czasami zastanawiam się, jaką instytucją jest w Polsce Ministerstwo Kultury. Nigdy nic od nich nie dostałem. Niedawno byłem na jubileuszu Krystyny Feldman. O niej także zapomnieli. Nikt z władz jej nie podziękował. Szkoda.

- Niedługo zobaczymy Pana w nowej polsatowskiej telenoweli "Pierwsza miłość". Gra Pan ojca jednego z głównych bohaterów. Co Pan doradzał młodym aktorom?

- Ja nie jestem wykładowcą, teoretykiem. Nie mam daru przekazywania. Poza tym sam ciągle się uczę. Uczę się, oglądając znakomite filmy w telewizji.

- Nie stara się Pan pomóc młodym reżyserom, którzy podejmują złe decyzje na planie?

- Robię to, ale bardzo sprytnie i dyskretnie. Staram się, by reżyser nie domyślał się, że to są dyrektywy, tylko jego pomysł, jego inwencja.

- Czego Pan nie toleruje u młodych ludzi?

- Ich błędów. A jakie to są, to każdy wie.

- Co mógłby im Pan doradzić?

- Mówiłem już, że nie jestem doradcą. W Polsce jest największa liczba doradców i dlatego jest tak dobrze.

- Ale jest Pan choćby ekspertem w stosunkach damsko-męskich?

- Pan przesadza.

- Miał Pan przecież sześć żon! Podobno dlatego, że nie potrafi Pan odmówić kobietom?

- Powtarzam słowa Dulskiej "... że ja i Felicjan dawno już to sobie z głowy wybiliśmy". A kobietom nie odmawiają ci, którzy stawiają gorzałę w lokalach. Czemu pan nie zapyta, ilu mężów w sumie miały moje byłe żony? Piętnastu! I kto jest lepszy statystycznie? Wydaje mi się, że one teraz trafiły w lepsze ręce: do tych nowych frajerów.

- Jest Pan tak samokrytyczny?

- Jaką pozycję ma w Polsce aktor? Wystarczy przejrzeć najbardziej popularne zawody. Na tej liście nie ma aktorów.

- Nie jest Pan szczęśliwy?

- Szczęśliwi mieszkają na Wyspach Bahama, wachlują ich służący i podają im drinki.

- W Polsce można być szczęśliwym?

- Chciałem pryskać z tego kraju, ale mi się nie udało. Zakotwiczyłem więc w teatrze. To była ucieczka od tej szarzyzny. To była enklawa, zupełnie inne życie. W Polsce ludzie marzą o wielkich fortunach, karierach. Potem widzimy ich, jak są prowadzeni w plecionkach do więzienia. Jak oglądam dziennik i nie widzę podejrzanych biznesmenów, to nie są to dla mnie żadne wiadomości. Gazety także są pełne afer. To epoka afer.

- Nie ma Pan ochoty napisać autobiografii? Jest Pan w świetnej formie.

- Jak mnie pytają, skąd u mnie, w wieku 80 lat, taka kondycja, to odpowiadam, że nigdy nie marnowałem czasu na zebrania partyjne, bo nigdy nie należałem do tej sitwy. Niech o mnie piszą inni, a nie ja. Niech mówią o mnie, a nie ja o sobie.

Leon Niemczyk

Urodził się 15 grudnia 1923 roku w Warszawie. W czasie II wojny światowej służył w 444 batalionie III Armii Pattona. Po powrocie do Polski pracował w Objazdowym Teatrze Komedii Muzycznej w Warszawie (1948), w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku (1949) i w Teatrze Ziemi Pomorskiej w Bydgoszczy (1950-53). W latach 1953-79 pracował w łódzkim Teatrze Powszechnym. Od 1979 pracuje wyłącznie w filmie. W 1998 roku na ulicy Piotrkowskiej w Łodzi odsłonięta gwiazdę Niemczyka w Alei Gwiazd. W1999 roku otrzymał Nagrodę Miasta Łodzi. W1999 roku Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski, a w 2002 podczas VII Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach odcisnął dłoń na Promenadzie Gwiazd. W 2002 otrzymał "Złotą Żabę" dla polskiego aktora na 10. Międzynarodowym Festiwalu Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych "Camerimage" w Łodzi, a w 2004 Nagrodę Specjalną "Złote Spinki" przyznaną podczas uroczystości "Telekamer2004".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji