Artykuły

Wujaszek jak Polak szalony

"Diamenty to węgiel, który wziął się do roboty" w reż. Moniki Strzępki w Teatrze im. Szaniawskiego w Wałbrzychu. Pisze MW w Nowych Wiadomościach Wałbrzyskich.

Paweł Demirski i Monika Strzępka po raz drugi pracowali w Wałbrzychu. Efekt? "Diamenty to węgiel, który wziął się do roboty" z "Był sobie Polak Polak Polak i diabeł" łączy prawie wszystko. Narracja, bliskość z widzem, pomysł na teatr. Innymi słowy: jest ok.

Dziwnie układa się ten sezon w wałbrzyskim dramacie. Porównanie dość odległe, ale jest tak jak w bombonierce Forresta Gumpa. Nigdy nie wiadomo na co się trafi. Czy na ostrą interpretację klasyki ("Balkon"), czy na chłodne odczytanie tekstu współczesnego ("Trzeci") czy w końcu na "Matysiaków na kwasie" ("Z rodziny Iglaków"). Nie zawsze jest dobrze i spójnie, ale z reguły niebanalnie. Czuć, że obecna dyrekcja, po kilku latach pracy ufa już w instynkt wałbrzyskiej publiczności.

Tego właśnie chcemy?

Na co trafiamy oglądając "Diamenty to węgiel który wziął się do roboty"? Twórcy przedstawienia - Paweł Demirski i Monika Strzępka plus ekipa - jeszcze przed premierą podkreślali, że robią wszystko, aby nie czuć presji sukcesu poprzedniego przedstawienia ("Był sobie Polak Polak Polak i diabeł"). Presji może nie czuli, ale z premedytacją ponownie weszli do tej samej rzeki. Podobieństwa w obu spektaklach, dostrzeże każdy kto był w teatrze więcej niż dwa razy. I bynajmniej nie jest to zarzut. Po reakcjach publiczności widać, że ona oczekuje i chce takiego teatru. I dlatego - w myśl zasady - po co poprawiać to co jest dobre, skupmy się na tych podobieństwach/zaletach.

Ponownie jest bliziutko z widzem. W zasadzie bliżej już nie można, ponieważ część ludzi siedzi na scenie przy stole, który stanowi element scenografii. Choć tak naprawdę jest to błędny trop, ponieważ w "Diamentach" dystans scena - widownia praktycznie nie istnieje. Na dywanach i pufach, siedzimy w samym środku przedstawienia. Takie zabiegi jak rozdawanie kapci, wciąganie publiczności do nakrywania do stołu, częstowanie smakołykami, jeszcze bardziej skracają dystans. Nie oglądamy czegoś zza szyby, tylko od wewnątrz. Notabene - kończąc wątek scenografii - to właśnie ona najbardziej podkreśla swojskość. Tak po prostu wyglądają nasze mieszkania. Nie tak jednak wyglądają nasze podomki, ponieważ Ola Komarzeniec ubrała aktorów w kostiumy, w których spokojnie mogli paradować lokatorzy dworku wiejskiego Sieriebriakowa. Familijny anturaż nie oznacza, że jest sennie. Reżyserka dba o to, by aktorzy mieli co robić, by rola nie zawisła na kołku pierwszej kwestii. Ma być pot, cała pula emocji, a najlepiej krew. Udaje się to zwłaszcza Aleksandrze Cybulskiej (Sonia) oraz Włodzimierzowi Dyle (Wujaszek Wania). Gościnny aktor gra jak tornado, dominując nad kolegami, którzy starają się dotrzymać mu kroku.

Ciąg dalszy nastąpi

"after Czechow: Wujaszek Wania". Podtytuł może sugerować, że Paweł Demirski dopisał dalszą część do dramatu Antoniego Czechowa. Tak naprawdę jednak "Wujaszek Wania" posłużył mu jako pewien punkt wyjścia. Z dzieła rosyjskiego klasyka wziął bohaterów, rodzinne relacje i oczekiwanie na ciąg dalszy (przyjazd prof. Sieriebriakowa). W to wszystko włożył współczesne nam problemy (wykluczenie, niezrozumienie świata, biedę) i różne metody z nich wychodzenia. Bardzo polskie metody, a to nie prawda, że wszystko co polskie jest od razu takie wspaniałe i uświęcone. Monika Strzępka zrobiła z tego teatralną opowieść, kokietując widza, ale także stawiając kilka ważnych pytań.

Zapraszamy. Na tej sztuce naprawdę można poczuć się jak u siebie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji