Artykuły

Nadzieja w beznadziei

Kontynuowanie bezpretensjonalności spektaklu byłoby chyba lepsze niż nagłe, wyrwane z kontekstu, atakowanie widzów - o spektaklu "Pitbull" w reż. Aldony Skiby-Lickel w wykonaniu L'art. Scenique ze Strasburga pisze Marta Bryś z Nowej Siły Krytycznej.

Polski widz jest przyzwyczajony do naturalistycznego obrazowania beznadziei życia na blokowisku. Wystarczy przywołać film "Cześć, Tereska" Roberta Glińskiego. Dlatego polski widz może przeżyć estetyczny szok, oglądając francuski spektakl "Pitbull" w reżyserii Aldony Skiby-Lickel.

Dramat Lionela Spychera opowiada o grupie przyjaciół, żyjących na przedmieściach, szukających dla siebie odskoczni, szansy na pozbycie się frustracji. Mieszkają w depresyjnym otoczeniu betonowych bloków, na których kreatywni architekci namalowali pięknie błękitne chmury, by umilić życie mieszkańcom. Thomas popada w coraz większy marazm, wybiera milczenie i samotność, jego przyjaciel Luka organizuje nielegalne walki psów, co stanowi jego jedyne źródło dochodów, a także chwilowe poczucie triumfu, gdy jego niezawodny pies Mike Tyson pokonuje swoich rywali. Lejla, kuzynka Thomasa, stara się po prostu przeżyć kolejny dzień. Jedynie Księżniczka podejmuje próbę zmiany rzeczywistości, co oczywiście kończy się aktem terroryzmu - podłożeniem bomby pod budynek w centrum miasta.

Spycher unika nuty społeczno-politycznej, nie stara się wstrząsnąć odbiorcą, oskarżyć go lub nakłonić do aktywnej zmiany niesprawiedliwych podziałów społecznych. Z perspektywy zamożnej klasy średniej przygląda się społecznemu marginesowi, szukając odpowiedzi na pytanie: dlaczego oni nic nie robią ze swoim życiem? Z pomocą przyszło antyczne fatum i to w nim Spycher doszukuje się przyczyn życiowej stagnacji mieszkańców blokowisk. Unika zatem oskarżania bohaterów, niekiedy do absurdu maksymalizując ich narzekania i jednoczesną bierność. Reżyserka poszła tropem Spychera i odczytała "Pitbulla" jako dramat uniwersalny, odzierając go ze wszelkiego realizmu. Przestrzeń stanowi piwnica jednego z bloków - łóżko, kilka palet z hurtowni oraz fortepian. Różnokolorowe światło dzieli przestrzeń na kilka - poszczególne pokoje bohaterów, ulica.

Skiba-Lickel z jednej strony stara się uniknąć realistycznej opowieści o rodzącej terroryzm społecznej frustracji, z drugiej - prowadzi aktorów w stronę całkowitego zaangażowania. Więcej - niemal wszystkie monologi, w których bohaterowie mówią o depresji, frustracji i życiowym kryzysie, w tonie oskarżycielskim, wykrzykiwane są wprost do widzów. Ten brak konsekwencji powoduje, że spektakl balansuje na granicy teatru politycznego i poetyckiego. I trzeba przyznać, że reżyserce lepiej wychodzi ten drugi, co udowadnia wzruszająca scena pogrzebu ojca Lejli, w której dziewczyna spaceruje z urną, rozsypując prochy za siebie, a na końcu sypiąc je na swoją twarz. Jedynym przełamaniem poetyckości spektaklu jest realistyczne wbijanie sobie igły w żyłę przez Thomasa oraz przygotowanie ładunku wybuchowego przez Księżniczkę.

Kontynuowanie bezpretensjonalności spektaklu byłoby chyba lepsze niż nagłe, wyrwane z kontekstu, atakowanie widzów. Inna sprawa, że niekiedy tekst Spychera brzmi obco przy dźwiękach subtelnej, delikatnej muzyki oraz czystej, abstrakcyjnej przestrzeni (Thomas prawie cały spektakl leży, stoi albo siedzi na fortepianie). Właśnie ta konwencja jest zaskakująca we francuskim spektaklu, szczególnie mając świadomość, że Francuzom nie są obce zamieszki na przedmieściach (bardziej radykalne niż niekończące się monologi narzekań) i konflikty społeczne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji