Artykuły

Żona nauczyła mnie wybaczać ludziom

- Dziś teatr ma trzy sceny. Jest Piwniczka, Parter i Oficyna, jak to w kamienicy. Każda inna pod względem architektonicznym, na każdej będzie grany inny repertuar - o swoim Teatrze Kamienica mówi aktor Teatru Narodowego, EMILIAN KAMIŃSKI.

Nie przeszkadzało mu, że dziewczyna, w której się zakochał, jest od niego o 16 lat młodsza. Przynosił jej kwiaty, poziomki, aż w końcu zdobył jej serce. To dla niej urządził niezwykły dom w Józefowie, a teraz otwiera teatr...

Kiedy aktor kończy mnie oprowadzać po już prawie wyremontowanym teatrze Kamienica (Warszawa, al. Solidarności 93) i mamy porozmawiać, dzwoni telefon. Przerażony oświadcza, że przypominają mu właśnie o próbie "Chłopców z Placu Broni" w Teatrze Małym! Opuszczamy pospiesznie Kamienicę i po chwili pędzę przez ulice Warszawy moim samochodem za jego zielonym renault espace. Rozmawiamy dopiero po próbie. "Beatko, każdy mój dzień jest taki zwariowany", mówi przepraszająco.

TINA: Wypatrzona przez ciebie w al. Solidarności kamienica do niedawna była magazynem. Teraz powstaje w niej teatr. Jesteś jego twórcą. Jak znalazłeś to niezwykłe miejsce?

Emilian Kamiński: Zupełnie przypadkowo. Od wielu już lat rozglądałem się po Warszawie. W końcu trafiłem na budynek z 1910 r. Od razu wiedziałem, że tego właśnie szukam. Grube mury, układ piwnic i suteren tworzą niepowtarzalny klimat. Musiałem tylko swój pomysł wmontować w te mury. Dziś teatr ma trzy sceny. Jest Piwniczka, Parter i Oficyna, jak to w kamienicy. Każda inna pod względem architektonicznym, na każdej będzie grany inny repertuar.

T: Skąd marzenie o własnym teatrze? Chyba nie narzekałeś na brak propozycji scenicznych. Jesteś aktorem Teatru Narodowego, wcześniej grałeś w teatrach: Na Woli, Ateneum, Powszechnym, Buffo...

EK: To marzenie kołatało się we mnie od dawna, nigdy jednak nie miałem odwagi zacząć go realizować. Wzięło się z ewidentnej potrzeby decydowania o sobie. Chciałem robić to, co mnie interesuje. Znudziło mi się już być człowiekiem do wynajęcia, którego los zależy od reżysera, producenta, scenarzysty. Oni wciąż pytają: czy ten aktor się do czegoś nadaje, czy nie nadaje, czy podoła roli, czy raczej nie. Czasem czuję się jak krowa wystawiona na targu. Niestety, skończyły się już czasy reżyserów pedagogów. Dziś większość woli zaangażować aktora, który już się w czymś sprawdził. Bo tak jest wygodniej.

T: I w ten sposób aktorzy trafiają do szufladek. Ty trafiłeś do szuflady z napisem: amant.

EK: No właśnie.

T: Pewnego dnia zbuntowałeś się i powiedziałeś: Nie chcę dłużej być amantem.

EK: Bo co to za wyzwanie dla aktora'. Poza tym nie lubię grać w sztukach o miłości. Nie lubię mówić o miłości, wolę ją okazywać. A role amanckie to papier. Rolę trzeba zagrać, a amant to taki papierowy kochanek.

T: Jak to jest: ktoś, kto zagrał u największych reżyserów, nie ma nic przeciwko angażom w serialach. Oglądamy cię m.in. w "Kryminalnych'', "M jak miłość", "Klanie".

EK: A z czego będę żył? Mam na utrzymaniu troje dzieci. Praca w serialu daje stabilizację finansową, której aktorom zwykle brakuje. Robię wszystko, żeby w tych serialach grać przyzwoicie. Starannie przygotowuję się do każdej sceny. Lubię mieć swoją rolę do końca przemyślaną. Nie znoszę przypadkowości, gdyż przypadkowo można robić tylko przypadkowe rzeczy.

T: Wróćmy do twojego teatru. Będziesz nie tylko jego właścicielem, dyrektorem, aktorem w nim, ale także reżyserem pedagogiem.

EK: I cieciem, i płaszcze będę paniom podawał... Już zresztą podawałem, gdy zorganizowałem w gotowej, małej sali spektakl dla przyjaciół. Będę witał moją publiczność, a po przedstawieniu ją żegnał.

T: Podobno budujesz teatr własnymi rękami?

EK: Pomagam mojej ekipie, bo mam w tym zakresie doświadczenie (śmiech). Już jako 15-latek pracowałem na budowach. W domu było krucho z pieniędzmi. Na jedzenie i ubranie nie, ale na takie np. rzeczy, jak rower, musiałem zarobić. Poza tym, już jako dorosły, miałem przez jakiś czas firmę budowlaną. Moje domy stoją do dziś...

T: Kiedy pierwszy spektakl?

EK: Zaczynamy od września. Będą u mnie sztuki piękne, mądre i śmieszne. Bo ten teatr nie będzie odbierał ludziom chęci do życia. Przeciwnie. Ma nieść nadzieję. To ma być teatr towarzyski. Ludzie najpierw obejrzą jakąś wystawę, spotkają się, a dopiero potem pójdą na przedstawienie. Po nim będzie można porozmawiać z aktorami, dostać autograf, zjeść kolację.

T: Swój 108-letni dom w Józefowie, podobnie jak teatr, sam odremontowałeś, rozbudowałeś, a nawet zrobiłeś niektóre meble.

EK: Lubię sprzęty niezwykłe, niepowtarzalne, z duszą. Zrobiłem np. żonie Justynie toaletkę z marmurowych parapetów. Często też chodzę na targi staroci i szukam ciekawych rzeczy.

T: Słyszałam, że hodujesz w Józefowie winorośl i robisz wino?

EK: W tamtym roku zebrałem 800 kg winogron. Pracy jest więc przy winorośli dużo. Dlatego bardzo wcześnie wstaję i zasuwam. Ale nawet gdybym chciał pospać, to i tak moi chłopcy, 10-letni Kajetan i 5-letni Cyprian, mi nie dadzą. "Tata, wstawaj", krzyczą. I tłuczemy się, gryziemy, przekomarzamy.

T: Masz jeszcze siły? Z budowy teatru wracasz nocą. Dom, dzieci i ogród są tak naprawdę na głowie żony.

EK: No, trochę jej pomagam.

T: "Justyna jest najpiękniejszym darem od losu" - mówisz o niej.

EK: Najważniejsze, że potrafimy się ze sobą przyjaźnić. Justyna jest bardzo cieplutka i kobieca. No i jest ładna, cholera. Dużo jej zawdzięczam. Przy niej bardzo złagodniałem. Mniej nienawidzę. Ponieważ w życiu doznałem wielu krzywd, miałem w sobie taką zapamiętałość jak wojownik. Justyna przekonała mnie, że to cecha, która przeszkadza wżyciu. Nauczyła mnie sympatii do świata.

T: Po raz pierwszy zobaczyłeś ją, gdy w wieku 13 lat przyszła na casting do filmu "Szaleństwa panny Ewy"?

EK: Zapamiętałem niezwykłe oczy tej dziewczynki. Gdy po latach spotkałem ją w teatrze Ateneum, poznałem ją po oczach.

T: Czy to prawda, że wyswatała was Krystyna Janda?

EK: Żartujemy, że Krysia nas wyswatała, obsadzając w sztuce "NA szkle malowane". Musiałem się trochę napracować, by zdobyć serce Justynki. Śpiewałem np. pod jej balkonem. To miały być romantyczne serenady...

T: Romantyczny mężczyzna to wymierający gatunek. Dobrze się czujesz z taką cechą?

EK: Nie wiem, czy jestem romantykiem. Na pewno mam szczególny stosunek do kobiet. Są dla mnie bardzo ważne. Lubię o kobiety dbać i je adorować. To dzięki nim życie jest piękne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji