Artykuły

Holoubek o Learze i Skrzypku

Obie role Gustawa Holoubka za które otrzymał tegoroczną Nagrodę Państwową - Skrzypek z "Rzeźni" Mrożka i Lear z "Króla Leara" Szekspira - zostały już wie­lokrotnie opisane, zanalizowane, do progów banału skomplementowane. Stary kłopot: jak nazwać, jakimi słowami, prawdziwą i świadomą k r e a c j ę, ulotne dzieło talentu, inteligencji, siódmego zmysłu, wiel­kiej pracy i iluś procent nieprzewi­dzianego - dał o sobie znać. Powta­rzano się z konieczności, rejestrowa­no gesty, spojrzenia, pauzy i wybu­chy aktora, rzetelnie tłumaczono je­go interpretacje. Rozdzielano: co chciał powiedzieć poeta, co reżyser, co aktor. W zgodzie z autorem i re­żyserem, podporządkowany im, prze­cież - od siebie.

Z licznych recenzji, zapisów, arty­kułów krytycznych powstało spore archiwum. Archiwum dwu ról, po­wiedzmy, jeśli do nich tylko ograni­czyć swoje zainteresowania. Utrwa­lono ulotne, choć utrwalono w sposób kaleki: opisem. Opisem lub ... domysłami, subiektywnym węszeniem tropów: o co mu chodziło, co chciał wyrazić, w czyim imieniu mó­wił, co sygnalizuje, przed czym ostrzega... et cetera.

Czy wszystkie nasze domysły oka­zały się trafne? Co aktor sądzi o tych rolach, w czym tkwił dla niego pro­blem? Powiedział kiedyś: sztuka dramatyczna rządzi się własną po­etyką, która wynika z podstawowe­go faktu obcowania ze sobą żywych ludzi, z których jedni proponują fik­cyjną rzeczywistość, a drudzy pod­dają się tej mistyfikacji, zaś powo­dzenie przedsięwzięcia zależy od stopnia doskonałości atmosfery magicznej...

Pytanie na dziś: co zagwarantowało atmosferę magiczną w "Kró­lu Learze" np. i w "Rzeźni"?

Powiedział też, przy innej okazji: "dotąd przystosowywałem siebie do postaci, a teraz zacząłem postać nagi­nać, czy upodobniać do sie­bie..."

W czym upodobnił do siebie Leara i Skrzypka, co chciał uwypuklić, cze­go - być może - nie zauważono w analizach i pochlebstwach?

Zapytałam o to wszystko Gusta­wa Holoubka kilka dni temu:

...mam takie dziwne przeświadczenie, że to, co notuje krytyka te­atralna, o roli którą się zrobiło, nie jest tym głównym powodem zaist­nienia jej w pamięci ludzi, stania się przedmiotem rozważań czy też zapi­sania się na trwałe w historii teatru. Działają tu inne czynniki. Trudno określić na czym to polega? Czy jest to opinia publiczna, czy też szczególnie przychylna aura sprzyjającej w danym momencie tej a nie innej roli... Bo przecież często występują w teatrze - obok ról - poważne zja­wiska, których się nie odnotowuje tak jak roli właśnie. Każdy k-wie o Starym Wiarusie Solskiego z "War­szawianki"', choć na pewno z tego okresu coś jeszcze warto byłoby pa­miętać.

Oczywiście, bardzo się cieszę zawsze ilekroć czytam o sobie rzeczy dobre, ale muszę się przyznać, że pamięć tych komplementów jest jak­by nietrwała we mnie, tzn. nie pa­miętam w jaki sposób mnie chwalo­no, wiem tylko, że chwalono i to mnie satysfakcjonuje. Więcej - je­stem wdzięczny wszystkim tym, któ­rzy wyrażają się o mnie przychyl­nie...

...Nie, to nie uniki a jeżeli - nie­wielkie. Czy trafiono w to, co chcia­łem przekazać, czy odbiór był - moim zdaniem - prawidłowy? Tu i ówdzie zdarza mi się sądzić, od czasu do czasu, że tak jest, że odebrano wszystko, że to czasem gdzieś wyczytuję napisane albo nawet czuję na widowni...

Z tym, że w konkretnym przypad­ku roli Leara, jak to zwykle jest w przypadku wszystkich wielkich ról, rzecz jest nieskończona. To znaczy, rola ciągle trwa. Dopóki będę ją grał, prawdopodobnie będę usiłował ją rozwijać, mówić coraz bardziej pełniej i dojrzalej o tym, co chce przez to powiedzieć. Więcej - muszę po­wiedzieć, że odkrywam pewne poła­cie rzeczy dotąd nie powiedzianych w tej roli i ogromnie się dziwię, że do­tąd - nie dostrzegłem ich. I na od­wrót - dostrzegam pewne błędy wykonawcze i dziwię się, że mogłem je popełniać. Tak wiec wszystko się ciągle toczy dalej. Tym bardziej, że w "Learze" rzecz została ustawiona czy też - nastawiana - przez reży­sera, Jerzego Jarockiego, w sposób niesłychanie mądry, bo uwzględnia­jący możliwość rozwoju.

...Co chcę zmienić w Learze? Pró­buję naprawić rolę w jej pierwszej fazie, początkowej. Wciąż nie bardzo mogę sobie dać rady z tym tzw. prawdopodobieństwem. Naturalnie nie chodzi mi o prawdopodobień­stwo w potocznym tego słowa zna­czeniu, że oto Lear żył w chatce drewnianej czy też w murowanym zamku, miał trzy córki itd. Nie. Cho­dzi o prawdopodobieństwo wyższego rzędu, to jest o możliwość udowod­nienia pewnej tezy filozoficznej, pewnego poglądu na rzeczywistość, na egzystencję ludzką w ogóle - w związku z losami Leara. Gdyby to się udało w pełni, byłoby to właśnie prawdopodobne.

- Lear na początku sztuki jako egocentryk, ślepy na losy innych? - Tak, naturalnie, ale to nie tylko to. Byłoby to chyba zbyt mało. I naturalnie łatwiej byłoby to przedsta­wić, tyle mamy wzorów... Myślę; że chodzi o więcej. O zadufanie w sobie, niezależnie od wszystkiego. O idealny porządek - psychiczny i moralny - który stworzył w sobie Lear i o to zdumienie, kolosalne zdu­mienie - kiedy się dowiaduje, że ten porządek może być kwestionowany. Nie wynika to więc ani z egocen­tryzmu, ani ze złej woli, przeciwnie, ze wspaniałego upojenia życiem, któ­remu towarzyszyło zdrowie, zarów­no fizyczne jak i psychiczne. Inny­mi słowy: idzie o tę całą sferę sa­mozadowolenia, która Learowi wy­dawała się człowieczeństwem i gwa­rantem ładu, a zaledwie stała u pro­gu tego człowieczeństwa. Wtedy, kiedy mu to udowodniono - mózg jego pękł. Rozbił się na tysiące ele­mentów, które stworzyły całą pano­ramę nadwiedzy w stosunku do tego co wiedział przez całe życie. Od mo­mentu w którym popada w obłęd - zaczyna stawać się człowiekiem, czy raczej, zaczyna się jego człowieczeń­stwo. Ten obłęd jest przecież granicą sztuczną, mechanicznie zaplanowaną przez autora jako cezura dla innego Leara.

- Owszem, niebezpieczeństwo stanu zadufania w sobie można na Learze pokazać dokładnie. O to także mi chodziło. Wbrew temu, iż utwór jest tak smutny, ponury i bezna­dziejny wręcz, w końcu to Learem właśnie posługiwano się w filozofii egzystencjalistow - to pomimo wszystko jest w tym monumencie, jak w każdej tragedii zresztą, ochłap straszliwy tętniącego optymizmu. Polega on na tym, że życie ludzkie nigdy się nie kończy, zawsze może być poddane rewizji, wzbogacone o nowy obszar świadomości choćby w ostatniej minucie życia... I ten końcowy optymizm, poszarpany i trud­ny, chce się przekazać - przede wszystkim.

- Atmosfera magiczna? Kiedy o tym mówiłem, miałem na myśli zja­wisko, które się z j a w i a a nie jest stale. Zjawia w zależności od tego, jaka jest pogoda na dworze, jaka jest publiczność, jak ja jestem dyspono­wany itd, jednym słowem dotyczy konkretnego przedstawienia w da­nym dniu. Ba! Chciałoby się to zafiksować jako constans roli, ale bardzo rzadko się to udaje. Oczywiście, że jakość spektaklu w większej mie­rze gwarantuje powstanie tej atmo­sfery niż premiera nieudana od po­czątku.

- Rola Skrzypka w "Rzeźni" Mrożka była dla mnie niezmiernie trudna, kto wie czy nie trudniejsza niż Leara... Kosztowała mnie po­twornie dużo wysiłku przez to, że jest pozornie ilustratywna. Że, po­zornie, niczego w niej nie ma. W Learze nie było nadbudowywania czegokolwiek ponad to, co znaczy ta postać... W "Rzeźni" - stała obawa, czy zdołam grając usprawiedliwić materię literacką Mrożka... Jest to szczególnego rodzaju trud aktorski, polegający na tym, że trzeba się wy­zbyć pewnych własnych możliwości wyrazowych, które publiczność już zaakceptowała kiedyś: pewnych manieryzmów a też i pewnego rodzaju wdzięku, o którym się pamięta i któ­rym się świadomie operuje. W wy­padku "Rzeźni" było to wszystko po prostu do skreślenia. Rolę trzeba by­ło zbudować tak, jakby się rysowało kogoś na kartce. Rzecz nie ma prze­cież nic wspólnego ani z psycholo­gią, ani prawdopodobieństwem dzia­nia się, ani z fabułą. Trzeba tylko przeprowadzić dowód na pewne bardzo współczesne zagrożenie: in­gerencję niepowołanych sił w zdo­bycze ludzkiej kultury, która może się skończyć jej całkowitym zniszczeniem.

...Nagrody i pochwały wszelkie dla aktora zawsze bardziej satysfak­cjonują, kiedy dotyczą konkretnej ro­li - jak teraz - niż tzw. cało­kształtu. Konkretna rola, jeśli się spodobała - to jest to wielkie szczę­ście ale nadzieja - zawsze - że jeszcze się coś zrobi. Wieńczenie la­urami za osobowość artystyczną po­brzmiewa egzekwiami i kojarzy się z pogrzebem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji