Artykuły

Nierealny, ale piękny świat

- Sądząc po 11-letniej historii naszych superprodukcji, możemy prognozować, że tak jak w latach ubiegłych wszystkie bilety zostaną sprzedane. Przygotowujemy widownię liczącą około 4 tysięcy miejsc, tak więc sześć spektakli powinno obejrzeć 24 tysiące widzów - o premierze "Otella" mówi dyrektor Opery Wrocławskiej Ewa Michnik.

Jarosław Kałucki: Wielkie widowiska to znak firmowy Opery Wrocławskiej. Dlaczego teraz zdecydowała się pani na "Otella"?

Ewa Michnik: To przedostatnie dzieło Verdiego jest szczególnie fascynujące, podobnie jak skomponowany po nim "Falstaff". Tymi dwoma dziełami Verdi udowodnił, że pod koniec swojego życia dokonał zmiany w spojrzeniu na gatunek operowy. Wyraźnie interesował go bardziej dramat muzyczny niż tradycyjna opera, pełna arii, koloratur i popisów dla solistów. "Otello", skomponowany mistrzowsko od strony dramaturgicznej, wyróżnia przede wszystkim trzech solistów. To dla tenora, sopranu i barytona przeznaczona jest ta niezwykle trudna, ale i bardzo piękna opera. Do współpracy nad jej wystawieniem zaprosiłam znakomitego reżysera Michała Znanieckiego.

Ilu widzów obejrzy "Otella" na Wyspie Piaskowej?

- Sądząc po 11-letniej historii naszych superprodukcji, możemy prognozować, że tak jak w latach ubiegłych wszystkie bilety zostaną sprzedane. Przygotowujemy widownię liczącą około 4 tysięcy miejsc, tak więc sześć spektakli powinno obejrzeć 24 tysiące widzów.

Dlaczego spektakle pod gołym niebem cieszą się takim powodzeniem?

- Podczas Letniego Festiwalu Operowego wystawiamy je w pięknych miejscach Wrocławia. Zaczęliśmy od "Toski" Pucciniego, jej pierwszy akt odbywał się w kościele Marii Magdaleny, drugi w pięknej, barokowej Auli Leopoldina, a finał na Wzgórzu Partyzantów, na którym zaprezentowaliśmy również "Traviatę" Verdiego i "Jezioro łabędzie" Czajkowskiego. Natomiast "Giocondę" Ponchiellego zrealizowaliśmy na wielkiej scenie w kształcie gondoli umieszczonej na środku Odry w pobliżu malowniczego Bulwaru Włostowica, a "Napój miłosny" Donizettiego na sztucznym akwenie w parku Szczytnickim na Pergoli. W tym roku "Otello" odbędzie się na Wyspie Piaskowej połączonej mostem z Wyspą Słodową wśród kanałów Odry. Już sam urok wysp, bulwarów nad Odrą, wspaniałej roślinności i podświetlonej architektury wrocławskich zabytków stanowi wyjątkową oprawę naszych spektakli. Często staram się wybrać taką operę, której inscenizację można wkomponować w miejsce jej prezentacji. Akcja "Giocondy" rozgrywa się w Wenecji, "Napój miłosny" w wiosce rybackiej, "Otello" w zamku na Cyprze. Za pomocą scenografii, świateł i wspaniałej muzyki przenosimy widzów w trochę nierealny, ale piękny świat.

Obsada "Otella" podobno ma być również wyjątkowa.

- Tytułową rolę zaśpiewają artyści gościnni. Jak już wcześniej wspomniałam, to jedna z najtrudniejszych partii tenorowych w XIX-wiecznej operze. Do jej zaśpiewania potrzebny jest mocny głos, tzw. tenor spinto, który jednocześnie pięknie brzmi we fragmentach lirycznych. Niezwykle ważna jest też umiejętność przekazania wszelkich niuansów interpretacyjnych. W postać Otella wcielą się Amerykanie John Keyes i Hugh Smith oraz Koreańczyk Seung-Jin Choi. W partii Jagona wystąpią Włoch Vittorio Vitelli oraz Bogusław Szynalski, Desdemonę zaśpiewają Litwinka Nomeda Kazlaus oraz Ewa Czermak i Ewa Vesin.

"Otello" Giuseppe Verdiego to już 19 superprodukcja Opery Wrocławskiej...

- W 1997 roku zaproponowałam po raz pierwszy wystawienie opery w gigantycznych dekoracjach, na scenie o wymiarach 50 m długości i 20 m wysokości w Hali Stulecia. Ten obiekt, wybudowany w 1913 r. przez Maksa Berga, ma unikatową w Europie architekturę i służył przede wszystkim kongresom, wystawom, wydarzeniom sportowym, koncertom rockowym i musicalom. Pierwszą superprodukcją była "Aida" Verdiego przygotowana we współpracy z Operą w Budapeszcie. Wszystkich 16 tysięcy biletów na cztery przedstawienia zostało sprzedanych. Stanowiło to dla nas miłe zaskoczenie, tym większe, że na widowni zasiadło wielu młodych ludzi, także ci, którzy do tej pory nigdy nie byli w operze. Postanowiłam więc każdego roku przygotowywać dwa różne tytuły operowe w Hali Stulecia. Oczywiście, na początku wybierałam tzw. hity, zaliczane do stałego repertuaru większości teatrów świata: "Carmen" Bizeta, "Nabucco" i "Trubadur" Verdiego, "Carmina burana" Orffa, a z polskich dzieł "Straszny dwór" Moniuszki. Potem przyszła kolej na trudniejsze dzieła, jak "Złoto Renu", "Walkiria", "Zygfryd" i "Zmierzch bogów" Wagnera oraz "Borys Godunow" Musorgskiego.

Którą superprodukcję darzy pani szczególnym sentymentem?

- Najbardziej cieszy mnie realizacja w Hali Stulecia tetralogii Richarda Wagnera "Pierścień Nibelunga", a także "Borysa Godunowa" Modesta Musorgskiego, ponieważ te utwory są w Polsce bardzo rzadko wykonywane i panuje przekonanie, że jest to muzyka bardzo trudna w odbiorze. A jednak publiczność tłumnie uczestniczyła w naszych spektaklach, w skupieniu słuchając muzyki Wagnera i Musorgskiego.

Jak ocenia pani kończący się sezon operowy?

- Mogę zaliczyć go do bardzo udanych. Przygotowaliśmy osiem premier. Były dwa spektakle baletowe: "Kopciuszek" Johanna Straussa oraz połączone w jednym wieczorze "Figle szatana" i "Rękopis []". Ten drugi balet skomponowany przez Rafała Augustyna miał u nas światową prapremierę. Jeśli chodzi o opery, przedstawiliśmy publiczności trzy polskie tytuły współczesne: "Jutro" Tadeusza Bairda, "Kolonia karna" Joanny Bruzdowicz oraz "Raj utracony" Krzysztofa Pendereckiego, który był na naszej premierze i ocenił spektakl bardzo wysoko, mówiąc, że była to najlepsza realizacja "Raju utraconego" ze wszystkich dotychczasowych. Przygotowaliśmy też premierę "Rigoletta" Giuseppe Verdiego, w której wystąpili znakomici soliści polscy i zagraniczni, znani m.in. z występów w nowojorskiej Metropolitan Opera: Aleksandra Kurzak, Andrzej Dobber i Gregory Turay. Zaprezentowaliśmy operę dla dzieci współczesnego czeskiego kompozytora Jiři Pauera "Czerwony kapturek". Ostatnią, ósmą premierą będzie właśnie "Otello" na Wyspie Piaskowej.

Ten sezon przyniósł nam również dobre kontakty z teatrami zagranicznymi. W maju Opera Wrocławska zaprezentowała spektakl "Król Roger" Karola Szymanowskiego na, drugim po Bayreuth, najstarszym niemieckim festiwalu: Maifestspiele w Wiesbaden. Przedstawienie zostało bardzo dobrze przyjęte przez publiczność, która wypełniła po brzegi tamtejszy teatr. Spektakl zyskał też znakomite recenzje krytyków.

- Jakie są najbliższe plany artystyczne Opery Wrocławskiej?

Nasz chór wyjeżdża w lipcu do Nowego Jorku, gdzie weźmie udział w przedstawieniu "Król Roger" przygotowanym przez Lecha Majewskiego na festiwal Summer Space. Cały zespół naszej Opery wystąpi natomiast z "Carmen" pod dyrekcją Tomasza Szredera na festiwalu open-air Schlossfestspiele w Regensburgu.

Kończący się sezon obfitował także w ciekawe koprodukcje. Podjęliśmy współpracę z Operą Bałtycką, z którą wspólnie przygotowujemy "Wesele Figara" Mozarta, premiera u nas odbędzie się w grudniu. Podpisaliśmy umowę z teatrami w Bolonii, Liege oraz Triestem, z którymi zrealizujemy "Samsonem i Dalilą" Saint-Saensa w reżyserii Michała Znanieckiego, a z Narodnym Divadlem w Pradze ustaliliśmy zasady koprodukcji opery "Cuda Marii" Bohuslava Martinu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji