Artykuły

Festiwal Sztuki Lalkarskiej. Dzień czwarty

O XXIII Międzynarodowym Festiwalu Sztuki Lalkarskiej w Bielsku-Białej piszą Alicja Rubczak i Koralina Zięba.

Czwartego dnia festiwalu dominowały spektakle stworzone z myślą o młodej publiczności. Dzieci miały okazję nie tylko poznać rozmaite sceniczne opowieści, ale również zapoznać się z różnymi formami teatru lalkowego. Spektakl "Historia jednej lalki" Vladimira Zakharova obok świetnego lalkarza występuje typ zmechanizowanej lalki stolikowej, tak charakterystycznej dla rodzinnego teatru 2ky założonego przez rosyjskiego mistrza. Przedstawienie "Mały człowiek" Children's Theatre of Subotica z Serbii otworzyło przed dziećmi możliwości teatru papieru. "Królewna śnieżka" włoskiego Teatro del Caretto była natomiast operą lalkową.

"Człowiek bocian"

W świat niezwykłych lalek zabrał widownię hiszpański teatr Titiriteros Binéfar. Przestrzenie spektaklu "Człowiek bocian" wypełniają lalki zrobione z różnorodnych przedmiotów: łyżek, mioteł, garnków, dzbanków czy butelek. Bardzo ciekawe są lalkowe postaci dzieci, jedno z nich np. ma tułów zrobiony z dzwonków chromatycznych, natomiast lalka złego biznesmena to wieszak na kółkach z klawiaturą komputerową w miejscu tułowia i uszami ze słuchawek telefonicznych. Ten swoisty recycling w tworzeniu lalek przybliża formę do tematu spektaklu, na warsztat wzięto bowiem niezwykle współczesny problem jakim są zagrożenia ekologiczne oraz wyniszczanie terenów zielonych. Na miejscu stawu, w którym mieszkają ryby i żaby, a wokół niego owady i zwierzęta, ma powstać supermarket. Cały niezwykły świat stawu, przedstawiany w zabawny i pomysłowy sposób przez dwójkę aktorów - Evę i Paco Paricio - może ulec zniszczeniu. Z czym nie mogą się pogodzić dzieci, dla których tereny dookoła stawu są najlepszym miejscem zabawy.

Tematyka wydaje się być ogromnym atutem tego przedstawienia, niewiele jest bowiem w teatrze dla dzieci realizacji, które dotykają zagadnień tak bardzo współczesnych i zatrzymują się nad problemami dnia codziennego. Współczesność spektaklu świetnie podkreśla również muzyka - tworzona na żywo przez Alberto Gambino. Muzyk wygląda bardzo plastycznie przy syntetyzatorze, z którego wydobywa dźwięki budujące raz świat przyrody nad stawem, kiedy indziej industrialne przestrzenie miasta. Świetne, zarówno dźwiękowo, jak i wizualnie są sceny, w których buldożery wkraczają na teren stawu. Trzymana przez aktorkę w ręce niewielka koparka, zostaje podświetlona w taki sposób, że rzuca ogromny cień na tylną ścianę sceny, która nie została niczym zasłonięta. Obnażona ceglana konstrukcja w połączeniu z cieniem koparki, która wygląda jak potwór z ogromnymi zębiskami, do tego elektroniczna muzyka grana w niskich rejestrach, potęgowana groźnym beatem, wszystko to tworzy atmosferę potworności okrutnego i niszczycielskiego zdarzenia, jakim jest niszczenie stawu.

W przedstawieniu bardzo wyraźnie odczuwalne jest duże zaangażowanie twórców w tworzony na scenie świat, widać również, że problem, o którym chcą rozmawiać z dziećmi, nie jest im obojętny. Na zakończenie spektaklu aktorzy wychodzą z ról i mówią, że opowieść o dziewczynce, która uczestniczyła w całych tych wydarzeniach i jej tacie, jest opowieścią o nich. Bariera językowa, ale również niespójność akcji przedstawienia sprawiają, że widz nie do końca rozumie tytuł spektaklu i motywację, dla której dwójka aktorów ostatecznie utożsamia siebie z szybującymi nad widownią bocianami.

"Historia jednej lalki"

Przedstawienie "Historia jednej lalki" to przykład mistrzowskiej, tradycyjnej animacji. Vladimir Zaharov z Tomska ( Rosja ) w swoim teatrze 2ky pełni rolę animatora, reżysera, scenarzysty i scenografa. Dzięki swojej sztuce potrafi zadziwić publiczność. Przy pomocy prostych środków scenograficznych kreuje wypełnioną miłością i ciepłem opowieść, którą widz - niezależnie od wieku, czy narodowości - rozumie i z którą może się utożsamić.

Akcja spektaklu rozgrywa się na blacie kawiarnianego stolika. Widzimy, jak z myśli aktora powstaje marionetka. Z malutkich bucików, pary rąk i głowy powstaje chłopiec. Jest też drewniana róża i mechaniczna lampa - to trójka bohaterów tego przedstawienia. Skromni, ale sugestywni i wyraziści. Spektakl wzrusza i pokazuje, że skromność scenografii i środków nie przesądza o jakości. Warto "Historię jednej lalki" zestawić z tymi, które niezwykłością formy ukrywają nijakość treści.

"Mały człowiek"

"Mały człowiek" to papierowa historia życia człowieka, które zostało sprowadzone do najważniejszych wydarzeń. Śledzimy jego losy od narodzin do śmierci. Lecz zaskakująco mało się dzieje - jakby wyciągnąć jedynie sam szkielet, schemat, który pasuje do każdego. Lalka od wieku dziecięcego aż do dorosłości jest pozbawiona twarzy, dopiero jako mężczyzna zyskuje oblicze i przestaje być anonimowym z tłumu ( np. scena na dyskotece, w której wszyscy wyglądają tak samo - bohater niczym się od nich nie różni ).

Nic odkrywczego - nudne życie "każdego-nikogo", ubrane w karton i przez to ciekawe w swej formie. W programie festiwalowym spektakl został opisany jako "zabawny, wzruszający i mądry". Mnie nie bawił, na wzruszających chwilach pewnie się zdrzemnęłam, a mądrości z nudnego, ludzkiego życia nie bardzo da się wyciągnąć. Przed takim schematycznym i łatwym do przewidzenia spektaklem można jedynie przestrzec.

"Spleen. Charles Baudelaire: poematy prozą"

"Spleen. Charles Baudelaire: poematy prozą" [na zdjęciu] w wykonaniu niemieckiego duetu Charlotte Wilde i Michael Vogel to istny popis sztuki lalkarskiej opakowanej w poematy Baudelaire'a. Kiedy Wilde gra nastrojową muzykę, a z głośników słychać głosy dzieci czytające fragmenty "Paryskiego spleenu. Poematów prozą" Charlesa Baudelaire'a, na scenie Vogel animuje oniryczne zjawy, tudzież żabę lub zwija się w konwulsjach. Ciekawym rozwiązaniem jest sposób wplecenia w spektakl tekstów tytułowego autora - są one czytane przez dzieci, przez co wydają się łatwe do zrozumienia i bliższe widzowi, wręcz trywialne. Mimo tekstu czytanego w tle, spektakl wydaje się pozbawiony treści. Mimo wprowadzenia wielu elementów ( muzyka, tekst, animacja, krótkie sceny o różnorodnej tematyce ), nie tworzą one spójnej całości. Mimo animacji na wysokim poziomie, ma się wrażenie powtarzalności pewnych gestów, ruchów u animowanych postaci.

"Królewna Śnieżka"

Teatro del Caretto z Włoch wystawił "Królewnę Śnieżkę". Spektakl ten miał swoją premierę w roku 1983, jednak nic nie stracił na aktualności. Na scenie stoi duża drewniana szafa, która kryje w sobie baśniowy świat pokazany z niezwykłą precyzją, co sprawia, że patrząc na malutką scenę, mamy wrażenie, jakbyśmy oglądali film animowany.

Królowa - macocha ludzkiej wielkości, skontrastowana z miniaturowymi postaciami bohaterów, robi wrażenie strasznej. Z widowni było słychać dziecięcy głos: "Boję się. Mamo, ja się boję!". Tak, tu naprawdę można się bać. Scena przestrzenna w kształcie sześcioboku daje możliwość tworzenia perspektywy - na przykład las we mgle wygląda realistycznie - strasznie. Do tego muzyka klasyczna z partiami operowymi... wszystko razem robi duże wrażenie.

Co ciekawe, w spektaklu w ogóle nie widać aktorów. Nawet królowa - macocha ma maskę i perukę, dzięki którym do złudzenia przypomina ludzkich rozmiarów marionetkę.

Mimo że spektakl jest w języku włoskim, postaci są nieme i jedynie głos płynący z głośnika opowiada historię. Właściwie jest on zbędny, ponieważ dla obcokrajowców wszystko jest zrozumiałe. Jedynym niedociągnięciem - ze strony organizatorów - było umieszczenie tego przedstawienia w dużej sali; malutkie kukiełki były ledwo widoczne z trzeciego rzędu, nie mówiąc o piętnastym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji