Artykuły

Pragnienia podwójnie spełnione ...czyli o czym marzyli Montand i Zięba

"Głowa pełna słońca czyli o czym marzył Yves Montand", recital Tadeusza Zieby na Scenie w Bramie Teatru im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Wacław Krupiński w Dzienniku Polskim.

Ten spektakl, a może ściślej - zainscenizowany recital, zrodziła wielka fascynacja postacią i piosenkami Yvesa Montanda.

Od dawna Tadeusz Zięba, śpiewający aktor Teatru im. J. Słowackiego, nosił się z zamiarem przypomnienia piosenek tego zmarłego przed 17 laty francuskiego piosenkarza i aktora. Aż zwierzył się ze swej chęci sprawującej od paru lat funkcję szefa muzycznego tej sceny Halinie Jarczyk, o której powiedzieć, że jest motorem zrealizowanych pomysłów i gejzerem szaleństwa to i tak powiedzieć przymało.

I stworzyli pospołu, dzieląc się reżyserią, wieczór "Głowa pełna słońca czyli o czym marzył Yves Montand", wieczór tyleż bezpretensjonalny, co uroczy, zwiewny i lekki jak walczyki, których tyle Montand miał w repertuarze - "Sous le Ciel de Paris", "A Paris", "Un Gamin de Paris". Ot - muzyczną opowieść o sile marzenia o śpiewie, które temu Toskańczykowi z pochodzenia, rzuconemu z rodziną na południe Francji, pozwoliło wyrwać się z prowadzonego przez siostrę zakładu fryzjerskiego. Miała być piosenka i remedium na młodzieńcze kompleksy powiązane z urodą, ale głównie szło o sam śpiew. I nie było z nim tak źle, skoro kolejne schody do kariery pokonywał Montand w sumie łatwo. A potem już był Paryż czasu wojny, Moulin Rouge, związek z Edith Piaf, wreszcie poznanie wielkiej aktorki Simone Signoret...

I właśnie ślady z drogi do realizacji marzenia przywołuje pomiędzy piosenkami Tadeusz Zięba... A wspierają go wspomniana Halina Jarczyk, grająca nie tylko na skrzypcach oraz akordeonista Jacek Hołubowski. A maluje francuskie klimaty Hołubowski (na co dzień muzyk zespołu Max Klezmer Band) jakby zjechał znad Sekwany. Czuwała nad stroną muzyczną, ładnie piosenki oprawiając, oczywiście Halina Jarczyk, która w przeciwieństwie do stonowanego Zięby obnosi swój temperament wręcz zuchwale - a to jako profesorka młodego Ivesa, a to jego siostra fryzjerka, a to akompaniatorka...

Niejeden raz słuchałem wcześniej Tadeusza Zięby, choćby w koncertach muzyki Zygmunta Koniecznego, ale w tym wieczorze urzekł mnie szczególnie - ogromną kulturą śpiewu i ujmującym męskim wdziękiem, w którym nie ma krzty nienaturalności. On nie gra, a po prostu, wspierając się z rzadka rekwizytem, jest na scenie i snuje jakże naturalnie opowieść o młodzieńcu z Marsylii, który dzięki piosenkom powędrował w wielki świat. Opowieści z owego świata nam aktor oszczędza, bo przecież zamierzył sobie pokazanie, o czym marzył Montand, a nie następstw aspiracji.

Jesteśmy zatem na Scenie w Bramie, w miejscu nieszczególnie urodziwym, czyli jakże stosownym, bo wszak w takich przyszło Montandowi zaczynać, świadkami spełnienia dwóch marzeń - młodego Francuza i dojrzałego krakowskiego aktora. I nawet artystyczny efekt obu spełnień - tout proportions gardees - jest podobny. Warto się o tym przekonać, odwiedzając Scenę w Bramie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji