Artykuły

Liryzm i wrzask

"Krótki kurs dobrego smaku" w reż. Wojciecha Szelachowskiego w Białostockim Teatrze Lalek. Pisze Jerzy Szerszunowicz w Kurierze Porannym.

Wojciech Szelachowski nie ustaje w dziele edukowania publiczności - tym razem zafundował nam "Krótki kurs dobrego smaku czyli operę jednego kelnera"

Na pierwszym pokazie "Krótkiego kursu dobrego smaku" Krzysztof Dzierma dal się ogolić "na zero". W ostatnią niedzielę [24 października] poprzestał na farbowaniu włosów, ale publika zgromadzona w Białostockiem Teatrze Lalek i tak była pod wrażeniem.

"Krótkich kursach" piosenki aktorskiej, wychowania seksualnego i poezji dziecięcej Wojciech Szelachowski popełnił "Krótki kurs dobrego smaku". Istotą każdego "krótkiego kursu" są piosenki i nauki moralne. Tych ostatnich udziela jakiś mistrz, a wysłuchuje oporny uczeń. W "Krótkim kursie dobrego smaku" mamy do czynienia z klientem i kelnerem. Klient Krzysztof Dzierma odczytuje kolejne zasady, którymi powinien kierować się w życiu gentelmen. Stara się pouczyć kelnera (Jakub Ehrlich). W międzyczasie konsumuje i popija czystą wódkę. Kelner, oprócz dań i napojów serwuje "coś do kotleta", czyli kolejne piosenki. Schemat znany - tu zaskoczeń nie będzie. Niespodzianką są jak zwykle same piosenki i konstrukcja widowiska.

Sentymentalnie przed burzą

W "Krótkim kursie dobrego smaku" każda piosenka śpiewana jest dwa razy. W pierwszym akcie lirycznie lub klasycznie - w drugim zaskakuje wściekłym wrzaskiem lub nietypowym aranżem.

Gwałtowniej przemianie ulega też Krzysztof Dzierma - z dobrze wychowanego, spokojnego klienta staje się rozwrzeszczanym, chamskim i coraz bardziej pijanym właścicielem lokalu rozrywkowego.

Jaki stąd morał? Chamstwo i zezwierzęcenie zamiast kultury osobistej, hałas i ryk zamiast muzyki i dobrego śpiewania? Trudno powiedzieć, bo o ile wizerunek lokalu i głównych bohaterów zmienia się zdecydowanie na gorsze, to wykonane "w złym guście", dalekie od oczekiwań i przyzwyczajeń słuchaczy piosenki w kilku przypadkach okazują się bardziej interesujące. Kto chce, niech się nad tym głowi. Ci, którzy przyjdą po prostu posłuchać znanych szlagierów powinni dobrze się bawić - a bez wątpienia nie powinni się nudzić.

Zimny drań i gorące bubliczki

Piosenkowe menu "Krótkiego kursu dobrego smaku" jest naprawdę apetyczne. Właściwie składa się z samych szlagierów - "Ballada jarzynowa" Wasowskiego i Przybory, "Celina" Stanisława Staszewskie-go, "Mam chłopczyka na Kopernika" Tuwima, a także takie hity jak "Panna Franciszka", "Bal na Gnoj-nej", "Bubliczki", "Bari bari-" i "Zimny drań".

Prezentując piosenki w dwóch różnych aranżach (napracował się przy nich z wielkim powodzeniem Marek Kulikowski), Wojciech Szelachowski wydobywa z nich treści, których byśmy nawet nie podejrzewali. Ballada "Panna Franciszka" zamienia się w wyznanie rozwścieczonego skina (warty uwagi, szczególnie w pierwszym akcie Tomasz Czaplarski), a krwawa ballada "Syn ulicy" przeistacza się dzięki rewelacyjnemu Łukaszowi Bugowskiemu w czystej wody hip-hop. Jednak najlepsze są bodaj te piosenki, które odmieniają się w sposób mniej nachalny. Tak się dzieje w przypadku doskonałego w obu aktach Marcina Młynarczyka. Z pomocą wspomnianych wcześniej panów Czaplarskiego i Bugowskiego zamienia on "Celinę" w estradową perełkę - bez wątpienia najbardziej "wystrzałowy" numer całego kursu. Co najmniej równie miłym zaskoczeniem jest Anna Kuźmierowska w piosence "Rum Helka". O ile w pierwszym akcie mamy do czynienia z wykonaniem poprawnym, to w drugim czeka nas prawdziwy rarytas - dziewczyna dynamit budzi się po radosnej libacji i ten sam tekst "na naszych uszach" odmienia diamralnie swój sens. By miara tych sukcesów była pełna, wypada dodać, że wszyscy wykonawcy są jeszcze studentami. Chciałoby się, by cały program był równie udany. I niemal jest. Owo "niemal" sprawia, że momentami zakrada się nuda i lekkie znużenie...

Mamy kabaret!

Na zakończenie jeszcze jedna uwaga: w "Krótkim kursie dobrego smaku" muzyka gra "na żywo". Kapela w składzie Marek Kulikowski (instrumenty klawiszowe), Piotr Chociej (kontrabas, gitara basowa) i Andrzej Beya-Zaborski (perkusja) towarzyszy wykonawcom w rzewnych balladach, tangach, kawałkach jazzowych i ciężkim łomocie. Gdy się tego posłucha, to wszelkie gadahie o oszczędnościach zaczyna drażnić, a przedstawnia muzyczne z muzyką tzw. mechaniczną wyda się tym, czym są - nieporozumieniem. Nowa sala Białostockiego Teatru Lalek idealnie nadaje się na recital, małe formy teatralne i kursy Wojciecha Szelmowskiego. Do pełni szczęścia brakuje tylko małej czarnej, lampki wina i... mielibyśmy w Białymstoku Kabaret. Taki prawdziwy, przypominający ten, który znamy ze słynnego filmu "Cabaret". Można sobie pomarzyć...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji