Artykuły

Sukces łódzkiego "Ślubu" na festiwalu Kontakt

"Noc po dniu" Teatru Victoria z Gandawy, "Upiory" z Schaubühne am Lehniner Platz z Berlina, "Othello" z krakowskiej Bagateli, "Ślub" z Teatru im. Jaracza w Łodzi na XVIII Festiwalu Teatralnym Kontakt w Toruniu. Pisze Tomasz Mościcki w Dzienniku.

Wiodącym motywem tegorocznego Kontaktu ma być międzynarodowe zderzenie kultur i smaków - a więc to, co w innych dziedzinach życia nazywamy globalizacją ze wszystkimi jej złymi i dobrymi stronami. Początek festiwalu był jednak wariacją na dobrze nam znane tematy realizowane w równie dobrze znanych stylistykach. Trudno więc było o zaskoczenie, na szczęście wszelkie złe wrażenia zatarł "Ślub" [na zdjęciu] Gombrowicza z łódzkiego Teatru im. Jaracza.

Sobotnie popołudnie rozpoczęliśmy jednak wspomnieniem. Trzy lata temu gandawski teatr Victoria zaprezentował "White Star", kapitalne przedstawienie mówiące o potrzebnie tolerancji i zrozumienia innych. Apetyty były więc spore, jednak w tym roku Tim Etchells i jego niezwykli aktorzy spektaklem "Noc po dniu" zaspokoili je ledwie połowicznie. Na scenie Teatru im. Horzycy grupka dzieci recytowała ni to stwierdzenia, ni oskarżenia kierowane do świata dorosłych: "dajecie nam jeść, ubieracie nas, każecie nam się zamknąć, zmuszacie nas do nauki, dodajecie nam odwagi, kochacie nas, nazywacie nas wstrętnymi bachorami" i tak dalej. W niezamierzony sposób było to odwrócenie wyświechtanej formuły "świat w oczach dziecka". Tym razem okazało się jednak, że był to świat dzieci w wyobrażeniach dorosłych. Twórcy spektaklu przyznali w wieczornej rozmowie, że młodzi wykonawcy poproszeni o zasugerowanie swoich żalów wobec świata dorosłych największe pretensje mieli o zbyt niskie kieszonkowe i niewłaściwy dobór prezentów. Trudno wyrokować, czy taka była intencja Tima Etchellsa. Światy dzieci i dorosłych wciąż nie potrafią się nawzajem zrozumieć. Jeśli więc "Noc po dniu" zostanie w pamięci, to dzięki niewymuszonemu wdziękowi młodych aktorów.

Wdzięku zdecydowanie zabrakło natomiast aktorom krakowskiej Bagateli, którzy przyjechali do Torunia z "Otellem". Przedstawienie Macieja Sobocińskiego zmieściło się w przyjętej ostatnio polskiej normie inscenizowania Shakespeare'a, czyli poświęcenia problemu sztuki na rzecz "efektowności". Czego tam nie było: ruch sceniczny przypominający wszelkiego rodzaju tańce z gwiazdami, Iros Skolias śpiewający po grecku pieśń Desdemony, modne uwspółcześnienie dramatu... Zabrakło za to w tym spektaklu dwóch rzeczy: słowa i tego, co dzieje się pomiędzy ludźmi, prawdziwych psychologicznych relacji. No, ale to już powszechna bolączka polskiego teatru.

Kontakt od lat odnotowywał wzloty teatrów z różnych krajów. 18 lat temu dzięki toruńskiemu festiwalowi zaczęła się w Polsce moda na sceniczną litewszczyznę. Minęła po kilkunastu sezonach. Czy to samo dzieje się na naszych oczach z modnym teatrem z Niemiec rewolucjonizującym kilka lat temu estetykę naszych scen? Kontakt jest od lat swoistym barometrem odnotowującym teatralne wyże i niże. "Upiory" Ibsena z podziwianego na toruńskim festiwalu Schaubühne am Lehniner Platz w reżyserii Sebastiana Nüblinga, to przedstawienie utrzymane w poetyce eksponowania fizjologii zastępującej głębokie relacje międzyludzkie. Rozgrywanie wszystkiego w zimnych przestrzeniach, plakatowe, grubo ciosane aktorstwo - to wszystko zaczyna zjadać własny ogon. I ponownie dzięki Kontaktowi obserwujemy być może zmierzch tej inscenizatorskiej mody. Mamy możliwość zobaczenia, jak nużący staje się każdy styl, gdy zaczyna jedynie kopiować poprzednie dokonania.

Na tym tle wydarzeniem okazał się łódzki "Ślub" wyreżyserowany przez Waldemara Zawodzińskiego w Teatrze im. Jaracza. "Wreszcie z sensem" - chciałoby się powtórzyć dawne zawołanie Konstantego Puzyny. Na Małej Scenie toruńskiego teatru zobaczyliśmy przedstawienie zaskakujące precyzją czytania tekstu, aktorską wirtuozerią i poziomem mowy scenicznej niedostępnej dziś wielu naszym teatrom. Zawodziński z bezlitosną konsekwencją pokazał to, co tak frapujące w tekście Gombrowicza - wzajemne stwarzanie się ludzi, uzyskiwanie przez nich tożsamości dzięki wypowiadanym słowom, nazywanie świata i to, że ten świat być może jest jedynie męczącym majakiem śpiącego człowieka. Sukces "Ślubu" to także świetny zespół aktorski: Andrzej i Ewa Wichrowscy jako para królewska, niesłychanie intensywny Marek Kałużyński jako Henryk, znakomity Władzio Mariusza Witkowskiego i brawurowy Michał Staszczak jako Pijak. Spektakl Zawodzińskiego to jedna z ciekawszych inscenizacji dramatu Gombrowicza ostatnich lat, żywy dowód na to, że nasz teatr stać na mówienie wyraźne i sensowne.

Pierwsze dni Kontaktu odwróciły złą passę polskiego teatru na tym festiwalu - a ten pech prześladował nas kilka ostatnich lat. Dzięki zespołowi Zawodzińskiego w konfrontacji z zagranicą wysforowaliśmy się na prowadzenie. Czyje utrzymamy? Za wcześnie na prognozy. Przed nami jeszcze kilka dni festiwalowych atrakcji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji