Artykuły

Hamlet w pułapce scenicznych tricków

"Hamlet" w reż. Moniki Pęcikiewicz w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Katarzyna Kamińska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Monika Pęcikiewicz na scenie Teatru Polskiego utopiła zekspirowskiego "Hamleta" w potokach sztucznej krwi i niezrozumiałych działaniach aktorów.

Oparta na "Hamlecie" opowieść Moniki Pęcikiewicz wydaje się realizacją wszystkich pomysłów, jakie reżyserce i jej zespołowi przyszły do głowy. Tyle że liczba scenicznych tricków zdecydowanie góruje nad ich jakością. W konsekwencji kilka świetnych scen tonie w pozbawionej wyraźnego sensu scenicznej papce.

Dynamiczna opowieść na początku rozwija się w zrozumiały sposób. We współczesnych strojach i otoczeniu poznajemy nowego króla Danii Klaudiusza (Mariusz Zaniewski), który krótko po śmierci swojego brata, poprzedniego władcy Danii, poślubia jego żonę Gertrudę (Ewa Skibińska). Jej syn Hamlet (Michał Majnicz) jest jedynym człowiekiem, którego ten królewski mariaż razi. U Szekspira to duch ojca wyjawia bohaterowi, że jego ojciec zginął z ręki obecnego króla. U Pęcikiewicz mówi to Horacjo (Mariusz Kiljan). Książę, szukając sposobu, jak się zemścić, udaje obłąkanego. Matka i ojczym przyczyny szaleństwa upatrują w nieszczęśliwej miłości Hamleta do córki kanclerza Poloniusza (Adam Cywka) Ofelii (Anna Ilczuk).

Każdy z bohaterów na scenie oświetlanej jedynie wąską smugą światła przez moment jest postacią z naszych czasów. Hamlet - uosobienie nieradzącego sobie z rzeczywistością wrażliwca - szuka odpowiedzi na dręczące go pytania w nocnych spacerach po mieście. Jego dramatyczna rozmowa z Ofelią przypomina kłótnię współczesnych par, które w zapyziałym motelu decydują o przyszłości swojego związku. Gertruda to kobieta przedmiot, laleczka paradująca w olbrzymim koku, w połyskliwych kostiumikach, z papierosem w ręce.

Szkoda, że Pęcikiewicz sama zaciemnia zbudowany przez siebie efektowny, iluzyjny obraz.

Aktorzy nagle wychodzą z ról, mówią do siebie po imieniu, komentują na scenie swoje zachowania. Coraz częściej przelewają się potoki sztucznej krwi, błyska nieuzasadniona golizna. Hamlet rzuca sztuczną, gumową czaszką, Ofelia wyjmuje spod sukienki plastikowe worki, z których sączyła się posoka. Spektakl rozpada się na niespójne elementy, na widowni zapala się światło, w finale na scenę wkraczają sprzątaczki, a nagranych odgłosów pojedynku między Hamletem i Laertesem bohaterowie (łącznie z obydwoma zainteresowanymi) słuchają z offu, siedząc wygodnie na krzesłach.

Mętna interpretacja idzie tu w parze z banalną erotyką. Seksem podszyta jest niemal każda relacja między bohaterami "Hamleta": Ofelia jest molestowana przez ojca (jakby tego było mało, Poloniusz pod szyją nosi kapłańską koloratkę), przyjaciele z dzieciństwa dotykają się w sposób przekraczający męską przyjaźń, Hamlet próbuje zgwałcić matkę. To kolejne efekciarskie chwyty, które nic nie wnoszą do spektaklu - nie tłumaczą motywacji bohaterów, niczego nie pointują.

Pęcikiewicz wpadła w pułapkę własnej wyobraźni. Świetni aktorzy - z magnetyzującymi Ewą Skibińską i Anną Ilczuk, genialnym Adamem Cywką, ciekawym Michałem Majniczem - stali się trybami rozpędzonej machiny ponaddwugodzinnego spektaklu, która gna donikąd.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji