Artykuły

Blady cień filmowego oryginału

"Plotka" w reż. Norberta Rakowskiego w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Pisze Agnieszka Michalak w Dzienniku - dodatku Kultura.

"Plotkę" Francisa Vebera oglądaliśmy w kinie. Norbert Rakowski w łódzkim Teatrze Powszechnym potraktował ją jak odbicie naszych czasów - w nie dość krzywym zwierciadle

Francis Veber (autor m.in. filmów "Skorumpowani", "Pechowiec", "Czyja to kochanka" i sztuki "Kolacja dla głupca") dobrze wie, jak sprawnie skroić lekką komedię i przy okazji wyśmiać absurdy tzw. nowoczesnego życia. W "Plotce" pyta, co jest najważniejsze - wychodzi na to, że dobra praca. A w pracy? Czysta i nieskalana najmniejszą nawet rysą reputacja. Tylko uwaga! Za każdym rogiem kolega z promiennym uśmiechem numer 57 czyha i strzela uszami, aby wytropić najnowszą plotkę. A kiedy tę usłyszy, poda dalej, i dalej, i dalej. Rujnując komuś życie. Z przewrotnego i niezwykle śmiesznego tekstu Vebera reżyser Norbert Rakowski nie próbuje niczego wydobyć. Lekka komediowa konwencja, w którą wchodzi z aktorami (i widzami, którzy biorą udział w spektaklu), jest chwilami tylko pozorna. A aktorska sztuczność bije po oczach. Bohaterowie to nie dość wyraźnie narysowane karykatury współczesnych karierowiczów, którzy sami gubią się w swch kłamstwach i przewrotnych intrygach. A wszystko przez niewinną plotkę o tym, że jeden z pracowników jest... gejem. Co najśmieszniejsze, rzeczony delikwent, księgowy Pignon (pierdołowaty jak trzeba Grzegorz Pawlak) sam ją rozpuszcza, bo nie chce stracić pracy. Kilka dni wcześniej usłyszał bowiem inną plotkę, że w fabryce prezerwatyw, w której pracuje, nie ma już miejsca dla nierozgarniętych i szarych pracowników takich jak on. Teraz tylko seksualna odmienność może mu dopomóc, bo nikt nie odważy się zwolnić geja. Rakowski sadza widzów na scenie (modny ostatnio teatralny zabieg), jakby w centrum biurowego piekła bohaterów. Obserwujemy kolejne etapy zmian Pignona, który ze skończonego fajtlapy staje się gwiazdorem biura, a nawet obiektem pożądania panny Bertrand (Beata Ziejka). Po gorzkiej pigułce, jaką musiał przełknąć, nie ma już śladu. Teraz już tylko ślepo brnie w kłamstwie i... dobrze mu z tym. Reżyser nie pokusił się o psychologiczną analizę postaci, nie dodał im mocniejszych barw. Wszyscy są szarzy jak uniformy, które mają na sobie. Nawet rodzinny dramat Santiniego (Piotr Lauks) wydaje się bez znaczenia.

W drugiej części w zamiarze lekka komedia traci nieco tempo i zamienia się w tracącą nudą farsę. Wszystko tu jest zbyt powierzchowne, przez to niewiele nas obchodzi. Inwektywy w stylu: "ty cioto", "ty pedale", w tym wydaniu nikogo nie śmieszą. A męskie różowe sweterki nie szokują. Zabrakło smaku i lekkości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji