Artykuły

Skowyt pod Famą, kontemplacja w lalkach

"H of D" Teatru Biuro Podróży i "Sella Turcica" Studia Magellana podczas Dni Sztuki Współczesnej w Białymstoku. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Widzowie stali pod parasolami, aktorzy grali z poświęceniem. Rzęsisty deszcz nie przeszkodził w plenerowym spektaklu kończącym tegoroczne Dni Sztuki Współczesnej. Po godz. 22 na placu przy Famie legendarny Teatr Biuro Podróży z Poznania dał przejmujący spektakl "H of D".

Do ostatniej chwili wszyscy z nadzieją patrzyli w niebo, licząc, że deszczowe chmury wreszcie się rozejdą. Daremnie. Toteż i na ostatnie przedstawienie festiwalu przyszło kilka razy mniej ludzi niż przyszłoby podczas dobrej aury. Ale magia Teatru Biuro Podróży zadziałała. I choć na parę minut przed spektaklem pod okapem Famy stało czekając kilkanaście osób, to wkrótce zmarznięci widzowie zaczęli nadciągać i liczba ich urosła do około 150.

"Jądro ciemności" przeniesione w XXI wiek

I zaczęło się widowisko - jak to zwykle w produkcjach poznańskiego teatru bywa - wspomagane spektakularnymi działaniami: ogniem, dymem, wizualizacjami komputerowymi i szczudlarzami, ale - uwaga! - na miarę XXI wieku. Oto najwyraźniej skończyła się epoka drewnianych szczudeł, a zaczęła - metalowych, sprężynujących, przypominających protezy dla sportowców. Poruszający się na nich aktorzy, odziani w odpowiedni strój (srebrzyste uniformy, kosmiczne hełmy, sprzęt do rozpylania gazu), wyglądali jak przerażający stechnicyzowani wysłannicy śmierci. Przemieszczali się po wymarłym odhumanizowanym mieście, w którym wydarzyło się jakieś pandemonium, cywilizacyjna katastrofa. W którym ludzie ukrywają się po śmietnikach i zachowują się jak wygłodniałe szczury. W którym człowiek traktowany jest jak odpad i po śmierci ląduje w zsypie na śmieci. W którym ludzie wreszcie przytulają się do telewizorków owiniętych szmatami, jakby oto odnaleźli nowych bogów. W taką przestrzeń Teatr Biuro Podróży przeniósł rzeczywistość "Jądra ciemności" Conrada (stąd tytuł spektaklu: "H of D" - "Heart of Darkness"). Nie jest to dokładna adaptacja powieści o białym mężczyźnie, który stał się bogiem dla plemienia w dżungli, zresztą nie o to chodzi. Ale jest w spektaklu duszny charakter powieści Conrada, jest odwołanie do mrocznej siły tkwiącej w człowieku, Everymanie. Tu ta siła znajduje realny kształt: agresywne hordy obnażają młodą dziewczynę w welonie, gwałcą ją i wrzucają do śmietnika, wydzierają sobie jedzenie, toczą po bruku olbrzymie opony, rzucają pogiętymi metalowymi beczkami, skowyczą. Wszystko to tworzy apokaliptyczną kakofonię dźwięków, która w zestawieniu z metalicznym głosem płynącym z ekranu - bożyszcza współczesnych tłumów - daje przejmujący, sugestywny efekt.

Tu, w teatrze, jest gites

Kompozycja ostatniej, niedzielnej odsłony Dni Sztuki Współczesnej fundować mogła widzom huśtawkę emocji. Najpierw, w Białostockim Teatrze Lalek przejmująca "Sella Turcica" w wykonaniu podopiecznych DPS. Potem relaksujący, zabawny spektakl Ad Spectatores - "Trzy żelazne zasady mężczyzny seniora " (rzecz o tym, dlaczego nie warto ufać inkasentom gazowym, i w ogóle nikomu). A na zakończenie właśnie - apokaliptyczna wizja świata chaosu.

Koniecznie trzeba wspomnieć o "Sella Turcica" Studio Magellana. To spektakl zupełnie niepodobny do innych - średnia wieku grających w nich aktorów wynosiła 70 lat (a najstarszy aktor liczył lat 98!). Projekt z podopiecznymi Domu Pomocy Społecznej z Kielc zrealizowało dwoje aktorów doskonale znanych w Białymstoku - Joanna Kasperek i Grzegorz Artman, absolwenci białostockiej Akademii Teatralnej, dawni aktorzy teatru Wierszalin. Powstało wyjątkowo przejmujące, choć niepozbawione zabawnych akcentów przedstawienie: o codzienności DPS-u. O dniach podobnych do siebie, codziennych trudnościach i zmaganiu się z własną starością. O smutkach i małych radościach.

To spektakl kontemplacyjny - przez prawie godzinę widzimy aktorów, siedzących na krzesłach, co jakiś czas podnoszących się z trudem i przechodzących na drugi koniec sali. Siedzą, patrzą, zapadają na chwilę w niebyt, po chwili znów się budzą. Powracają wspomnienia, jakieś dźwięki, przebitki z młodości (świetna oprawa muzyczna), za chwilę znów odpływają. Aktorów słyszymy tylko z offu: to nagrane wcześniej ich wypowiedzi, w których z prostotą mówią o sobie, o życiu i pasji zamkniętym w trzech zdaniach (Henryk: "mam swoje lata - przecież i alzheimera... Ale mówiąc serio, wstąpiłem na scenę i z pewnością coś z tego wyjdzie. Na przykład aktor emeryt"; Józef: "Świat mnie zadziwia. Byłem osiem razy w Krakowie, byłem też w Iwoniczu i widziałem szyby naftowe"; Tadeusz: "Miałem 16 lat gdy uległem wypadkowi motocyklowemu. Tu w teatrze jest gites!"). Ze strzępów wspomnień, z fragmentów rozmów i codziennych pogaduszek powstał swoisty kolaż, wielogłos, w którym słychać gorycz i żal, ale też radość i pasję.

Niezwykły projekt. Nic dziwnego, że widzowie oklaskiwali aktorów-seniorów jak oszalali.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji