Artykuły

Portret Sebastiana Majewskiego

Spełnia się jako szef autorskiej awangardowej formacji Scena Witkacego, jednak od czasu do czasu jego nazwisko możemy zobaczyć także na plakatach teatrów instytucjonalnych - sylwetka SEBASTIANA MAJEWSKIEGO, reżysera oraz zastępcy dyrektora Teatru im. Szaniawskiego w Wałbrzychu.

Tydzień temu w wałbrzyskim Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu zrealizował pierwszy odcinek pionierskiej telenoweli teatralnej "Z rodziny Iglaków" o pięcioosobowej rodzinie, która przeprowadza się z Wałbrzycha do Wrocławia.

Czasem sam także grywa na scenie, ale przede wszystkim jest reżyserem, a od lutego także zastępcą dyrektora Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu.

Pierwszą rolę zagrał na podwórku. Zanim na jego rodzinnym wrocławskim Nowym Dworze wyrosło blokowisko, kilkuletni Sebastian Majewski wcielał się tam w Janka Kosa z "Czterech pancernych". Miał monopol na tę rolę, i to nie tylko dlatego, że jak Janek miał blond czuprynę. Przede wszystkim jego dziadkowie nosili nazwisko Gajos, więc mały Sebastian wmówił rówieśnikom, że Janusz Gajos, odtwórca roli Janka, to jego prawdziwy wuj.

Z czasów nowodworskich pamięta jeszcze smak babek z piasku, które jadł w czasie zabaw w dom, i opowieści zasłyszane w dzieciństwie od dorosłych. Społeczność jednopiętrowego domu, w którym wtedy mieszkał, tworzyli Kresowiacy, których po wojnie wysiedlono z rodzinnych stron, i ludzie tacy jak dziadkowie Majewskiego, którzy zatrzymali się we Wrocławiu, wracając z robót przymusowych w Niemczech. Dom rozebrano pod koniec lat 70., ale Sebastian nadal mieszka na Nowym Dworze. Z wyprowadzką stamtąd ma, jak sam mówi, "kłopot mentalny".

Zapamiętał dokładnie datę: 7 października 1984 roku. Miał 13 lat i pierwszy raz poszedł z mamą do teatru. Zobaczył "Świętoszka" Moliera, poczuł zapach sceny i wiedział, że chce właśnie tam pracować. - Moje spotkanie z teatrem było jak pierwsza miłość - mówi. - Zaczęło się fascynacją: chodziłem na masę spektakli, zbierałem afisze. Później, lekko znużony nijakością teatru końca lat 80., trochę się na niego obraziłem i zdradziłem z historią sztuki. Ale już po roku studiów wiedziałem, że muszę wrócić.

Przez dwa lata studiował we wrocławskim Studium Kulturalno-Oświatowym, skończył też reżyserię teatru lalek w białostockiej filii warszawskiej Akademii Teatralnej. Ale studia go zawiodły, prawdziwą edukację teatralną odbierał w słynnym teatrze Wierszalin w Supraślu u Piotra Tomaszuka. Zaczynał jako pomocnik sprzątacza, odszedł jako pełnoprawny reżyser i wiceprezes Towarzystwa Wierszalin. Tam też debiutował inscenizacją książki "Prawiek i inne czasy" Olgi Tokarczuk. Po pięcioletniej emigracji wrócił do Wrocławia, ale po drodze zrealizował spektakle w Koszalinie i Gliwicach.

- Szybko poczułem, że teatr instytucjonalny to nie jest mój świat - mówi. Sam chciał decydować o czasie prób i o sposobach kontaktowania się z widzem. Do dziś uważany jest za niespokojnego ducha i wiecznego eksperymentatora. Spełnia się jako szef autorskiej awangardowej formacji Scena Witkacego, jednak od czasu do czasu jego nazwisko możemy zobaczyć także na plakatach teatrów instytucjonalnych. M.in. zrealizował z Janem Klatą słynny "Transfer!" we Wrocławskim Teatrze Współczesnym i "Sprawę Dantona" w Teatrze Polskim we Wrocławiu.

Nurtują go historia i problemy tożsamości, ale teatr nie jest jego jedyną pasją. Pochłania książki, a przyjemność znajduje w zwykłych, codziennych czynnościach; uwielbia zakupy, a szczególnie chętnie kupuje ubrania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji